W tym czasie Mourtun w swym domku na podgrodziu siedzac w fotelu popijajac piwo imbirowe przegladal swoj ukochany zielnik, mial w nim wiele okazow: rośliny lecznicze, ziela lecznicze, korzenie many, znalazl sie nawet slynny sloneczny aloes rosnacy na odchodach myrtanskich trolli oraz rzadki szczaw krolewski wszystkie okazy byly zasuszone i w nim umieszczone. Niestety wciaz brakowalo mu rosliny zwanej Lobelią ktora ponoc pomaga odzyskiwac siły, uslyszal kiedys ze mozna ja znalezc w lesie Strar, na nic nie czekajac zapakowal zielnik do plecaka ktory zarzucil na plecy, przypial sztylet do kostki i wyszedl z domu zamykajac za soba drzwi.
Miał szczescie gdyz akurat obok jego domu przejezdzala chlopska furmanka.
- Panowie gdzie wy to jedziecie?
- Do wioski naszej, a gdzie niby?
- A jedziecie moze przez las Strar?
- Chyba tak chłopcze, ale poczekaj sekunde. E ÂŹdzichu jak sie ten las nazywoł?
- Stur, Star, Strer, no jakos tak!
- A wiec chyba mozemy ci pomoc chlopcze! Wskakuj!
- Dziekuje panowie! - rzekl po czym wgramolil sie na furmanke.
Podroz mijala spokojnie aż do pewnego momentu gdy chlopi zatrzymali sie przed karczma.
- No tutaj narazie konczy sie nasza podroz! Złaź z wozu mały!
- Co, ale dlaczego?
- Nie widzisz ze rozpetala sie burza? Zreszta chcemy odpoczac i musimy konie napoić, chcesz jechac dalej bedziesz musial poczekac! ÂŹdzisek chodź chlopie, napijemy sie piwa.
- O tak, mam ochote na zimne piwo! Chodzmy!
Niziolek chcac nie chcac musial tutaj zostac przez jakis czas, zszedl z wozu i szybkim krokiem wszedl do karczmy.