Nazwa wyprawy: Elfi szlak, czyli dwunastu gniewnych ludzi.
Prowadzący wyprawę: Dragosani
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Pozwolenie prowadzącego
Uczestnicy wyprawy: Nessa, Dragosani [...]
Astas. Pod tym jednym słowem kryły się niewyobrażalne zmiany. Niewyobrażalne, choć wciąż cykliczne i naturalne. Od wieków niezmienne dla drobnej wiewiórki, sfory wilków czy rolnika. Są rzeczy, których nic nie może zmienić. Słońce zawsze będzie wtedy grzać najmocniej, króliki będą się mnożyć, a jabłka czekać na zerwanie. Taka kolej rzeczy. A jak czeka na ciebie jeszcze kilkaset lub nawet kilka tysięcy takich pór roku, gdy hasanie nago po lesie nie jest możliwe, to musisz znaleźć na nie jakiś sposób. Szczególnie, że bogowie nie są nader przychylni i duchota, która panuje, sprawia, że nawet młoda i urodziwa elfka wygląda jak czerwony mokry ork.
Południe już dawno minęło, a upał nie zelżał ani trochę. Słońce nie oświetlało już tak mocno malutkiej polanki, na której znajdowała się Nessa, ale niesforne promienie, które trafiały ćwiczącą elfkę, kąsały mocno. Każdy ruch, który narażał ją na muśnięcia tych pozornie niewinnych promyczków, był okupowany kolejnymi kropelkami potu. Już nawet woda z bukłaka niewiele dawała. Jednak Tinuviel zawzięcie ćwiczyła. Odłożyła na bok łuk, kołczan i wszystkie zbędne rzeczy, dzierżąc jedynie miecz. Mieczyk raptem, którego historii zresztą nie pamiętała, bo i nie była ona istotna. Używała go tylko w ostateczności, a i wtedy nie była zbyt pewna swoich ruchów. Teraz natomiast próbowała sobie przypomnieć podstawy, których kiedyś się nauczyła, a które odrzuciła na kilka lat, gdy posługiwała się jedynie łukiem.
-
Cholera - zdążyła jeszcze syknąć, zanim to elfie pośladki spotkały się z ziemią po tym, jak Nessa nie zdążyła przyjąć uderzenia wyimaginowanego przeciwnika. A tak po prawdzie zwyczajnie zaplątała się we własne nogi. Ciężko jest ćwiczyć, gdy trzeba kierować nie tylko jednym mieczem, a dwoma, z czego ten drugi nawet nie istnieje.
Podniosła się. Przerzuciła broń z lewej dłoni do prawej. Tę sztuczkę, swoją drogą, uważała za swój największy wyczyn od początku miesięcznego treningu. Była oczywiście świadoma, że walka z powietrzem niewiele daje. W dodatku nikt nie stał z boku, by powiedzieć jej, czy piruet jest piruetem. Zresztą nie o to przecież chodziło, a o odrobinę ruchu i próbę odwrócenia uwagi od dziwnie znajomych lasów.
Zdmuchnęła niesforny kosmyk zasłaniający jej cały świat i z lekką irytacją odwróciła wzrok od drzewa, na którego pniu jakiś chłystek wyrył pierwszą literę swojego imienia, czekając na towarzyszy. Dalszych nie zdołał, bo ktoś zdzielił go rękawicą. Skórzaną i sprawiającą, że dzieciak był markotny przez całe polowanie.
Elfka wzięła oddech, przymykają powieki. Gdy je otworzyła, starała się nie patrzeć w stronę tamtego drzewa i jak najszybciej zebrać swoje rzeczy. Najdłużej zeszło jej oczywiście ze wszystkimi miksturami, króte różniły się jedynie kolorem, a właściwości wszystkim. Do zmierzchu jeszcze zostało trochę czasu, więc długoucha znalazłaby odpowiednie schronienie. Z dala od irytująco widocznego drzewa. Przecież całkiem sprytnie unikała tych rejonów przez ostatnie kilka lat, na bogów. Zostawiając dawne dzieje za sobą i wybierając historyjki i imiona, jakie jej się podobały. Herosa nigdy nie zgrywała w swoich gierkach, bo aż tak dobrego warsztatu nie zdobyła. A i ciężko jest, jak to mówią, zrobić ze świni konia wyścigowego.
-
Ale można zrobić bardzo szybką świnię - uśmiechnęła się, poprawiając łuk, który już był na swoim miejscu. Przecież bardzo dobrze wiedziała, kto się wtedy wściekł za tak bezsensowne niszczenie roślin. Poprawiła skórzaną rękawicę, która od tamtego wydarzenia, cztery lata temu, nie musiała już nic chronić przed głupotą i znudzeniem.
Warto jednakowoż zaznaczyć, że Nessa nazywała się Nessa, a nie żadna Nessa Tinuviel, gdyż albowiem nie miała tytułu szlacheckiego, więc nie mogła posługiwać się nazwiskiem, które towarzyszyło jej całe życie! W związku z tym przyjęła "Tinuviel" jako swój pseudonim!