Dragosani powrócił z Paktu. Jego wnętrze było całkowicie zmieszane. Słowa Charona wciąż rozbrzmiewały w jego głowie. Po tylu wiekach życia powinien raczej być stały i stoicki. Niestety nie wszystko było takie łatwe. ÂŚmierć na krzyżu wiele zmieniła w jego charakterze, zresztą zawsze był trochę inny niż pozostałe wampiry. Nie był to jednak czas na takie rozważania. Należało pochować przyjaciela. Zasłużył chociaż na tyle. Wampir zajął się więc przygotowaniami. Udało mu się odzyskać ciało orka, pozostawione w lesie. I zaczął przygotowywać pogrzeb.
Ceremonia zaczęła się o zachodzie słońca. Krwiste promienie słońca, które chowało się za horyzontem, omywały całą okolicę. Obmywały cmentarz miejski. Jednak ten pogrzeb był inny niż te, które odbywały się tutaj zazwyczaj. Na środku sporego placyku rozstawiono stos z drewna. Na nim rozścielone było płótno, na którym spoczywało ciało Mogula. Oczywiście zostało ono nieco "naprawione". Chociaż ograniczyło się to do przyszycia głowy, aby zwyczajnie nie odpadała. Ciało odziane było w strój typowo nawiązujący do orkijskiej kultury. Były to szaty wodza klanu Khan. Zdobione, lecz nie w przesadny sposób. Ot, proste i surowe zdobienia, pokazujące siłę zmarłego wojownika. Ręce Mogula złożone były na piersi. W dłonie orka wsunięte stylisko ceremonialnego topora orkijskiego. U jego stóp spoczywało jeszcze kilka sztuk broni, symbolizującej pokonanych wrogów. ÂŁyse czoło Mogula pokrywały ostre malunki, namazane krwią. Przedstawiały kilka orkijskich run, oraz symbol rodu Khan. Ciało i stop polane były oliwą. Obok stosu zaś w metalowym uchwycie umieszczona była płonąca pochodnia.
Na ceremonii zjawił się spory tłum ludzi i nieludzi. Mogul był dość znany na Valfden, był wielkim wojownikiem. Na czele tłumu stał biały ork Oczko, obok niego zaś był Dragosani. Obaj zorganizowali pogrzeb. Oczko swoją wiedzą o kulturze orków, Drago zaś zajął się samą organizacją. Tłum w milczeniu czekał, aż słońce chowa się za horyzontem i pokażą się gwiazdy. Gdy to nastąpiło, przed stos wyszedł Oczko.
- Dziś żegnamy wielkiego wojownika! - zawołał.
- Jego śmierć była honorowa, spełnił tym samym przeznaczenie każdego wojownika. Zasiądzie wśród swoich przodków, jako godny tego ork! Radujmy się, albowiem śmierć w walce jest największym zaszczytem, jaki może spotkać orka! - Po tym zaczął nawoływać jeszcze coś po orkijsku. Przywoływać duchy przodków, ceremonialnymi słowami, aby przyjęły duszę Mogula do swoich siedzib. Dragosani podszedł do stosu i wziął pochodnię. Wzniósł ją wysoko.
- Mogul był nie tylko wielki wojownikiem, o czym mogę osobiście zaświadczyć, ale i przyjacielem. Niech na zawsze pozostanie w naszej pamięci! - zawołał. Nic więcej nie miał do powiedzenia. Słowa nie miały znaczenia. Przyłożył pochodnię do stosu, u stóp Mogula. Zajął się on ogniem, który po chwili ogarnął także ciało orka. Płomienie rozświetliły mrok.