- Ylf zawsze trafia...ble, ble, ble - Brodacz przedrzeźniał Melkiora, po czym dodał tak by ten nie słyszał. - Chyba do wychodka, he, he..
- Na mnie pora - dobył topór podróżnika, pewnie uchwycił go w prawej dłoni. Uniósł do góry, jakby chciał się pożegnać i skierował się w stronę jaskini. Po chwili zniknął za drzewami. Co jakiś czas ujrzeć można było niewysoką krasnoludzką posturę skradającą się wzdłuż zarośli.
Po kilku minutach od pożegnania z elfim kompanem, coś zaszeleściło w krzakach, coś zaszurało...
- Co to było? - zapytał jeden z biesiadników przy ognisku.
- A bo ja wiem. Pewno jaka sarna. - zakomunikował mu drugi.
- Na Ellmora! - ryżobrody szepnął do siebie, splunął i ruszył do przodu.
W tym momencie krasnolud zaatakował z odległości 12 metrów. Na tyle udało mu się zbliżyć, bu pozostać niezauważonym.
Dwóch zbirów siedziało przy ognisku. Pierwszy, plecami do krasnoluda, bliżej o jakieś 1,5 metra, następny z drugiej strony płomieni.
Krasnolud nacierał biegiem, jednocześnie prawą ręką wykonując zamach, tak by uderzyć od boku, obuchem topora, najmocniej jak potrafił. Oprych zdążył się tylko odwrócić, ale było dla niego za późno na jakąkolwiek reakcję. Około 1-1,5m od niego znalazł się krasnolud, który wykonał uderzenie z prawej strony ciała. Trafił bezbronnego bandytę nieczysto, ale w skroń. Cios był na tyle silny, że spowodował zmiażdżenie się czaszki w miejscu uderzenia. Ciało opadło bezwładnie w lewą stronę.
Z tej samej strony ciało obiegł atakujący dwerg. Poprawił uchwyt topora, tak jakby chciał przerąbać nią drzewo. Z drugim z bandziorów dzieliło go ok.2m. Tamten mając więcej czasu na reakcję niźli kolega-denat, dobył miecz bandyty, ale nie udało mu się w pełni stanąć na nogi. Krasnolud zaatakował frontalnym uderzeniem z okolic głowy, przez co nie wykorzystał całkowicie swojego potencjału siły mięśni.
Bandyta sparował cios mieczem, ale broń wypadła mu z ręki.
- Co powiesz na to? - Stisla wysapał w euforii. W tym samym momencie Stisla wyprowadził kopnięcie na szczękę lekko pochylonego zbira. Cios powalił go do tyłu, co ułatwiło krasnoludowi ponowienie ataku.
- Nie zabi...- słowa wypowiedziane przez leżącego oprycha były jego ostatnimi.
Stojący nad powalonym przeciwnikiem dwerg zakręcił toporem trzymając go oburącz w ten sposób, że zaczynając od podłoża rozkołysał poprzez lewę ramię, a gdy broń znalazła się nad głową wykonał okrężny zamach, by całą uzyskaną w ten sposób energię skupić na okolicach twarzy leżącego. Trafił ostrzem w szyję. Krew z poległego wydostała się niczym wulkan. Trysnęła na spodnie krasnoluda.
- Uff.. - ponownie sapnął i skierował wzrok w stronę, z której się pojawił. Uśmiechnął się licząc, że całe zajście bacznie śledził Melkior...
Sielanka nie trwała długo, raptem kilka sekund. Z jaskini nadciągał kolejny zaciąg bandziorów...