Radowit klęknął przed posągiem. Oczyścił kapliczkę fizycznie, jednak złowrogi duch nadal unosił się w powietrzu. Wiedział, że pomoże tutaj odpowiednia ofiara lub szczera modlitwa. Nie wiedział czy znajdzie teraz coś odpowiedniego, co mógłby podarować bogini i duchom lasu, więc zdecydował, że spróbuje przebłagać siły wyższe słowami kierowanymi ku górze.
- Bogini Ventepii... - zaczął nieco nieśmiele. Odchrząknął, żeby złapać większą pewność w gardle i podjął po chwili. - Twoje dzieło zostało zbrukane złą magią. Twój pokorny i uniżony sługa Radowit prosi Cię, byś znowu zaszczyciła to miejsce swoją jaźnią. Proszę Cię, Matko Stworzenia, powróć tam, gdzie Twoje miejsce. Gdzie Twoje królestwo. Wiele zła zostało wyrządzonego w tym miejscu, wiele krwi zostało przelane, lecz z Twoją pomocą pokonamy to zło, przelejemy jego krew. Obiecuję Ci walczyć z plagą dręczącą Twoje królestwo wśród lasów i kniei, obiecuję stawać mężnie i z wytrwałością niedźwiedzia. Być szybkim niczym pikujący jastrząb, uważnym jak borsuk, sprytnym jak lis i silnym jak niedźwiedź. Z Twoją pomocą, boska Ventepii, zwalczymy tę plagę. Proszę Cię... proszę...