Niezrozumienie misji Progana przez członków wyprawy, rzecz jasna, dla Progana nie było wiadome. Jednakże wszak nie chodziło tutaj o wypełnienie woli bogów lecz zwykłej prostej kalkulacji. Nie my wampiry, to wampiry nas. Plaga dzikich wampirów była zagrożeniem, z którego każdy zdawał sobie sprawę, jednakże nikt się tym nie zajął. Zajął się tym Progan. Czemu? zapytałby ktoś z pospołu. Bo Progan, który został mianowany Archontem miał opiekować się prostym ludem. Ludem, który nie umie walczyć ani władać mocami żywiołów. Ludem, który patrzył na Progana z niepokojem o jutro. Jutro, które mogło nadejść za rok, dwa, albo za miesiąc. Sprawa dzikich wampirów, które nie miały w sobie żadnego honoru, musiała zostać rozwiązana. To proste. Jeśli coś zagraża ludziom, ich życiu, zdrowiu czy spokojowi, trzeba było przedsięwziąć środki zapobiegawcze. Progan był realistą. Domyślał się, że żaden z bogów nie zejdzie na ziemie tylko po to, by odwalić za ludzi czarną robotę. Jednakże nie zmieniało to faktu, że bogowie mogli z lubością przyglądać się staraniom całej kompanii i wspierać ich. Dlatego to Progan miast leżeć w świątyni i wznosić modły o pogrom wampirów, sam taki pogrom zorganizował. Jednakże ludzką rzeczą jest narzekanie. Nawet na nazwę i klimatyczną otoczkę organizowanego przez głównego kapłana Valfden pogromu.