Drago już miał ruszać, gdy dostrzegł jakąś plamkę światłą, obok gwiazdy, która obserwował. Plamkę, której nie powinno tam być. Zatrzymał się więc wpół kroku i przyjrzał się owej plamce. Działo się z nią coś nietypowego, gwiazdy z reguły się tak nie zachowują. Prawda uderzyła w umysł Draga jak ciężki młot w rozgrzany metal na kowadle. Zrozumiał co to jest i gdzie zmierza w mig. Natychmiast też pojął co się z nim stanie, jeśli się nie oddali. W zasadzie miał bardzo mało czasu, szczególnie, że uderzenie przy tej prędkości zapewne będzie mocne. Wystrzelił więc jak bełt z kuszy. Zaczął biec. Po prostu. Musiał oddalić się od potencjalnego miejsca uderzenia. Nie oglądał się na spadający obiekt, to by go tylko spowolniło. Wyobraźnia zaś podsuwała mu wizję rozgrzanej skały, która szybko spada coraz niżej. Wydawało mu się też, że niemal słyszy przeciągły huk spadającego głazu. Może to była jego wyobraźnia, może faktycznie słychać było jakiś dźwięk. Przebiegł kawałek, rozpędził się i skoczył. Wybił się mocno. Nadludzka zwinność umożliwiła mu przeskoczenie blisko dwunastu metrów. Wylądował z przewrotem i padł na ziemię, chcąc zminimalizować narażenie się na działanie ewentualnej fali uderzeniowej. Tyle, jeśli chodzi o relaks pomyślał jeszcze, leżąc na ziemi.