Myśli Lucasa kłębiły się wokół czarnej historii Bractwa ÂŚwitu. Zło, które przeniknęło do znanego mu świata trawiło jego ukochany dom od środka. Serce paladyna zawsze należało do tej rycerskiej rodziny, rodziny, która dała mu wszystko. A te, jeśli nie zostanie zniszczone w zarodku, rozplenia się i wydaje plon obfity, ale nie ten, który zadowoliłby gospodarza, ale plon pełen chwastów. Lucas nie miał wyjścia, w ostatecznym momencie musiał ratować umiłowane Bractwo, swoje siostry i swoich braci, tych, którym wcześniej powierzył całe swoje życie. Był Wielkim Kanclerzem, jego obowiązkiem było głosić Zartata wszystkim, którzy zgubili drogę do Niego. Niegdyś powiedziane zostało, że jest się wezwanym, aby poddać się zarazie dla wyższego dobra. Lucas tak właśnie uczynił. Zniszczył siebie, aby inni mogli dalej żyć. Bo nie ma większej miłości, gdy ktoś życie oddaje za przyjaciół swoich, jak mawiał pewien wielki mędrzec dawnych czasów. Lucas nie wahałby się uczynić tak kolejny raz, żeby ocalić wiarę w Zartata. Trzeba było bowiem, aby On był wielki, a Lucas mały.