Thoran zastanowił się dwa, a może nawet trzy razy zanim podjął decyzję. Zadanie wydawało się interesujące, ale na pewnie nie łatwe w wykonaniu, szczególnie dla nieopierzonego awanturnika. Jednak to, że sam podjął się wykonania tej misji oraz to, że rozgłos, który mógł zyskać po samodzielnym zniszczeniu łodzi przemytników spowodowały, że myśli o rezygnacji odleciały w siną dal niczym bocian w okresie zimowym.
Rozmowa z marynarzem przeciągała się więc smród rumu, bimbru czy innego alkoholu wydobywającego się z jego ust powoli stawał się nie do zniesienia.
- Powiedziałem, że jestem w stanie wykonać to zadanie, więc wykonam, nie rzucam słów na wiatr - rzekł dobitnym głosem Thoran po czym opuścił pomieszczenie z marynarzem i udał się w stronę bramy portowej.
Droga jak mu się zdawało była całkiem przyjemna, ludzie zajęci swoimi sprawami, zabiegani, nie zwracali całkowicie na niego uwagi. Zresztą sam jego strój nieszczególnie wyróżniał go z tłumu, co zresztą było mu na rękę.
Po minięciu bramy zgodnie ze wskazówkami Tedda, Thoran ruszył w stronę morza, które słychać było już z oddali. Przyjemne morskie powietrze było wspaniałą odskocznią od niebywałych zapachów wydzielanych przez Tedda. Po krótkiej chwili wędrowcowi ukazała się niespisana granica morza z lądem co oznaczało, że należy skierować się ku północy w poszukiwaniu rzeczonych łódek.