Noc jest ciemna i pełna strachów, ale ja, choćbym szedł ciemną doliną śmierci, zła się nie ulęknę, albowiem ty jesteś przy mnie. Daj mi siłę, daj mi moc, wesprzyj mnie w tej godzinie próby. Zartacie... Funeris mimowolnie cofnął się kilka kroków, gdy demony zaczęły się pojawiać, co dało mu kolejne dwa metry dystansu między nim, a zgrają bestii z otchłani. Jego towarzysze zachowali się podobnie, więc wszyscy stali mniej więcej w jednej linii. Spojrzał ukradkiem w prawo i w lewo. Stał nieco z prawej strony szyku, z boku mając dwóch członków Rigor Mortis i Gorna po przeciwnej stronie, z prawej.
- Nie wyłamujcie się z szyku, w kupie siła. - Miał szczerą nadzieję, że ta banalna wskazówka coś pomoże, że jego kamraci za wszelką cenę będą się starali postępować tak, by zachować ład i porządek na tym przyszłym polu śmierci i pożogi. Niewątpliwa i zapowiedziana zewsząd walka zbliżała się nieuchronnymi krokami. Poeta wiedział, że należy szybko działać. Z mroku wyłoniły się gargule demony, których zakonnik jeszcze nie miał okazji spotkać. Wcale nie cieszył się na myśl, że za moment zobaczy jak owe bestyje zachowują się podczas starć, jak są zwinne, jak atakują, w jaki sposób myślą, wykonują bloki i uniki. Spotkał się z nimi w kronikach, lecz opis przy rycinie nijak nie mógł oddać tego, co dałoby mu doświadczenie. Długi i wąski ogon demona szorował o posadzkę, czekając tylko by wystrzelić do przodu i zaatakować.
Tuż obok piątki gargulców pojawiły się dwa ogrze demony, z którymi Funeris miał okazję się spotkać podczas tego niespokojne dnia. Czuł, że zaczyna rozumieć ich zachowanie, ich technikę walki, przyzwyczajenia i słabości. Wiedział, gdzie atakować i kiedy blokować cios. Jednak to nie było starcie jeden na jeden, nawet nie dwa na jeden - tutaj dysproporcje były potencjalnie tak duże, że tylko i wyłącznie nieskalana niczym wiara w ukochanego boga i swoje własne możliwości mogła coś poradzić. Mogła sprawić, że wyjdą z tego cali. Może nie wszyscy, ale chociaż część. Patrząc na postacie w drugim rzędzie Poeta czuł, że ocalenie skóry przez wszystkich będzie się równało cudowi. Wielki biały demon, który płonął żywym ogniem i dwa tylko nieco mu ustępujące rozmiarami, lecz na szczęście nie emanujące pożogą. Przypominając sobie wydarzenia sprzed dosłownie pół godziny Funeris poczuł lekkie zwątpienie, gdy zobaczył tę potężna górę mięsa, która stała z tyłu. Między nogami pałętało mu się coś, czego jeszcze bliżej nie zidentyfikował, ale pewnie okaże się to co najmniej tak zabójcze jak sam wielkolud. Jeśli nie bardziej...
Gdy demony zaczęły się schodzić i zbliżać, Poeta przełożył na moment miecz do lewej dłoni. Jego ramię znajdowało się w mocnych skórzanych rzemieniach, które przytrzymywały tarczę na swoim miejscu. Sprawiało to to, że jego dłoń pozostała przez chwilę wolna i mógł coś nią przytrzymać. Jak właśnie teraz Nelthariona, jego czarny miecz. Venatio szybkim ruchem wydobył z małej pochwy przy pasie srebrny sztylet i nie zastanawiając się długo rzucił nim w najbliższego gargulego demona. Wiedział, że brzeszczot wykonany z takiego materiału powinien trafić w ciało małego skurwibąka i zadać mu poważne obrażenia. Sam Funeris świetnie się takim sztyletem posługiwał, często trenował i ćwiczył. Kula światła unosząca się nad jego głową oświetlała teren wokół o średnicy około trzydziestu metrów, co dawało świetny ogląd na to, co dzieje się wokół. Szczerze więc liczył na to, że trzydziestocentymetrowe ostrze poleci prosto w łeb tego szpetnego gargulca i zakończy jego nieszczęsny żywot.
Niewiele się zastanawiając Poeta wyciągnął przed siebie wolną prawą rękę. Sztylet jeszcze leciał w powietrzu, gdy paladyn wypowiadał inkantację Izeshar. Słowo klucz uwolniło energię zaklęcia, które Funeris szybko przywołał. Sięgnął w głąb siebie, zaczerpnął odpowiednią dawkę energii i skierował ją do swojej dłoni, pomiędzy rozpostarte szeroko palce. Drobinki magii szybko znalazły odpowiednią drogę i zaczęły kłębić się pod postacią sporej kuli światła, którą można by porównać do kuli armatniej, zupełnie jak u krasnoludów z Ekkerund. Słowo-katalizator uwolniło moc pocisku esencji, który pchany niewidzialną ręką telekinezy pomknął w stronę drugiego z kolei gargulego demona. Nie czekając na wynik tegoż ataku Poeta wykonał na powrót identyczną czynność i znowu sięgnął po moc tego samego zaklęcia. Tą samą drogą magia kierowała się w to samo miejsce co poprzednio, a ta sama inkantacja wypowiedziana na głos zadziałała w ten sam sposób, jak kilka chwil wcześniej.
Funeris czuł się jak wytrawny łucznik, który stoi na murach obleganego zamku. Co rusz podnosi strzałę wyjmując ją z kosza z amunicją. Nakłada na cięciwę, podnosi łuk, naciąga. W takich sytuacjach człowiek niewiele myśli o tym, gdzie dokładnie celuje. Wrogów w dole jest chmara - kłębią się, przeciskają, walczą o życie. Jeden zasłania się tarczą, drugi leży na ziemi przy zwłokach swojego martwego kolegi, z którym jeszcze dzień wcześniej opowiadał sobie sprośne i niezbyt wybredne żarty. Strzała raczej na pewno w coś trafi. Raz za razem, podnosząc łuk do góry, przyciskając dwa palce po policzka, łucznik oddaje strzał. Pocisk mknie przecinając powietrze, wydaje charakterystyczny gwizd, który zlewa się w całość z setkami podobnych, dochodzących niemal z każdej strony warowni.
I właśnie teraz, niczym ten strzelec skrywający się za blankami, Funeris Venatio szył do wrogów zaklęciami. ÂŁaska Zartata, która na niego skapnęła, dodawała mu sił i prowadziła w boju. Człowiek wiedział, że takie wykorzystywanie pokładów energii magicznej jest wyczerpujące, więc zaraz po tym trzecim ataku będzie musiał zrobić chwilę przerwy na zaczerpnięcie tchu, jak to sobie często tłumaczył. Od wyrzucenia sztyletu w pierwszego demona minęły chwile - trzy sekundy, może nawet nie. - Izeshar - powiedział jeszcze tylko, gdy jego ręka kierowała się nieco na lewo, na kolejnego skrzydlatego i czarnego jak smoła demona. Pocisk esencji leciał z zabójczą prędkością, nieuchwytną niemalże. Poeta wiedział, że to musiało trafić. Wiedział, że to musiało zabić.
Musiało...
Pochwycił szybko miecz, poprawił chwyt i zasłonił się tarczą. Czekał na jakiś pierwszy ruch ze strony przeciwników. Albo swoich towarzyszy. Liczył, że Patricia de Drake użyje swoich mocy, Lucas wyciągnie Zwiastuna i pokieruje się swoją odwagą. Liczył, że Gorn stanie na wysokości zadania, ocknie się z tego letargu, który nim zawładnął. Liczył wreszcie, że członkowie Rigor Mortis okażą się naprawdę skutecznymi zabójcami demonów.
//Trzy pociski esencji na trzy gargule demony, do tego jeden rzut sztyletem w kolejnego gargulego demona. Stoję teraz za tarczą i czekam na resztę.
//BTW - jedna mała nieścisłość - napisałeś, że ogrze demony są trzy, a w opisie tego jak stoją uwzględniłeś tylko dwa.