- Dobra, chodź. Opowiem po drodze. - powiedział i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
- Sprawa jest prosta. Jak wiesz, albo i nie w niedługiej przyszłości planuję rozpocząć handlować z zamorskimi kupcami. Ale wiesz też, że jeśli lokalny rynek cierpi, to z zagranicznym wyjdzie wielki chuj. A tu w Atusel przemyt kwitnie jak jasna cholera. Przejdziemy sobie po tych, o których wiem, że korzystają z lewych źródeł i znajdziemy ich dostawców. Odetniemy im nielegalne źródło towaru i zaproponujemy, że teraz to MY będziemy ich wspólnikami w interesach i to nasi chłopcy będą dbali o to, żeby byli bezpieczni. - mówił.
- Ale wiesz jak to jest. Marszałkowi nie wypada tak lać po mordzie na ulicy. Bo to zaraz się jakiś życzliwy znajdzie, zgłosi i będę się musiał tłumaczyć. Więc plan jest taki, że Ty obijasz mordy sklepikarzom, a ja pilnuję, żeby przypadkowy patrol poszedł patrolować inny teren. Rozumiem, że wchodzisz w to. - zapytał gdy wyszliście z zaułka przy którym znajdował się magazyn soli.