Progan podniósł się z ziemi obolały. Czuł jakoby rozgrzany do gorąca pręt został przyłożony mu do czoła. Krocząc do kurhanu zauważył urnę z prochami, odwrócił się do innych wspominając na to co działo się z szamanem rzekł
- Niech któryś z wojowników weźmie prochy... - powiedział i ruszył za Gordianem szepcząc pod nosem
- Zewolo, królowo dusz, miej nas w opiecze, oświetlaj naszą drogą swym świetnym ogniem, rozświetl mądrością swej prawdy ciemności naszych umysłów. Ellmorze, panie losu i przeznaczenia, nie dopuść złego do nas, abyśmy szczęśliwi wypełnili swoje przeznaczenie, jakie by ono nie było... Ventepi, moja pani, strzeż nas, dzieci swoje, które swoje dłonie unoszą przeciwko niegodziwości Tobie zagrażającej. Pomnij na to, że podnosimy rękę na to, coś powołała do śmierci, lecz żyje na przekór Twej woli... - wszedł za Gordianem do kurhanu. Ciemność opanowała go. W powietrzu unosił się zapach kurzu.