Mam nadzieję, że nie zobaczy tego żaden obrońca natury.
Wziął sztylet i podciął gardło wierzgającej małpce. Wyciągnął ją z pułapki i włożył tam kolejny owoc, jako nową przynętę. Zaniósł zdobycz i położył ją obok spijacza. Następnie zabrał się za robienie szałasu. Za pomocą sztyletu uciął kilka mocniejszych gałęzi. Czasem pomagał sobie patykiem uderzając w ostrze zaklinowanie w drewnie. Zebrał ich sporo. Najdłuższą i najgrubszą z nich położył opierając o nisko rosnące gałęzie. Takie miejsce znalazł na skraju polany. "Sklepienie" leżało poziomo na wysokości jego pasa, więc mógł spokojnie usiąść w szałasie. Następnie wziął zebrane wcześniej mokre patyki. Mokre były bardziej wytrzymalsze od suchych. Ułożył je podłużnie po obu stronach i umocnij kilkoma podłużnymi. Całość wzmocnił lianami. Potem zebrał kilka gałęzi z liśćmi i układał je od dołu do góry, zaplatając w ułożone wcześniej ściany. W końcu skończył. Wybrał jeszcze wszystkie liście i patyki z środka tak, że zostało tam trochę trawy. Nie chcąc spać na ziemi poszedł po przygotowane dzień wcześniej legowisko, odciął je od drzewa i wrzucił do szałasu. Następnie przeniósł niedaleko całą stertę gałęzi. Przyszykował miejsce na ognisko. Wykopał niewielki dołek i wyłożył kamieniami. W przerwach chodził się napoić. Gdy zaczęło się ściemniać wrzucił do dołka kilka cienkich patyków. Wziął gałąź, kawałek kory i położył na niej zeskrobane wióry. Ustawił gałąź poziomo do kory i zaczął pocierać, aż nie wytworzył się żar. Przeniósł go na gałęzie nieco dmuchając, by ogień się rozprzestrzenił. Potem oskórował małpkę w międzyczasie dokładając do ognia. Nie był w tym wprawiony, więc jej skóra była strasznie postrzępiona i nie dało nic się z niej wykonać, więc ją wyrzucił. Upiekł mięso na ogniu i zjadł ze smakiem i poszedł spać. Następny dzień minął mu na szukaniu drewna i oporządzaniu spijacza. Niedobór witamin uzupełniał korzonkami i owocami. Spijacz miał w sobie sporo krwi, więc mógł się nieco napoić. Wykonał sobie też prowizoryczny rożen, by lepiej opiekać mięso. Kolejny dzień był niemal identyczny. Po czterech dniach owoce i drewno zaczęły się kończyć a resztki padliny nie nadawały się już do spożycia. I przydałby się deszcz. Chodził też oglądać swoje pułapki.
//Napisz, czy w spijaczu znalazłem swój bełt