//Sorki chłopaki, zajebistym trzeba się już urodzić. A wizualizacja mi się nie odpala...
- ÂŁożesz kurwa... - wyrwało się nagle człowiekowi. Kule, bełty, strzały - za dużo tego wszystkiego na raz. Funeris wcześniej, jak wjechali do dziwnie pustego miasteczka, odtroczył tarczę od juków Tekli i przełożył lewe ramię przez wiązania, które przytwierdzały blachę do ciała wojownika. W chwili wybuchu ładunku, który odrzucił dracona i krasnoluda, był już w pełni gotowy do działania. Zmierzwiona fryzura otrzeźwiła go szybko, pod chełmem zrobiło się od razu chłodniej i bardziej rześko. Poeta zeskoczył szybko z konia, uwalniając stopy ze strzemion. Strzelił klacz płazem dobytego miecza, by pognała przed siebie. Miał nadzieję, że może wpadnie przez przypadek na któregoś z napastników i go, ku chwale Zartata, zadepcze.
Funeris podniósł wyżej tarczę, by osłonić się przed gradem pocisków różnej maści i pognał przed siebie, uciekając z ulicy. Instynktownie wybrał kierunek karczmy, gdyż uznał, że napastnicy wybrali zabudowania naprzeciwko "Pijanego Smoka", by mieć lepszy ogląd na sytuację. Wbiegł więc szybko w uliczkę przy zajeździe i rozejrzał się uważnie, czy nie ma tutaj śladu skurwieli, którzy przygotowali na nich tę zasadzkę. Zasadzkę jak chuj, jak sobie pewnie nie jeden z nich pomyślał.