Brama za nim zamknęła się z gwizdem i świstem nienaoliwionych zawiasów. ÂŻadnych zawiasów co prawda nie dostrzegł, gdyż zagroda wydawała się opuszczać tylko i wyłącznie na systemie lin. Proste, niewymagające żadnych umiejętności montażu, także jakiś tępy robotnik, który to kiedyś składał nie miał możliwości się pomylić i czegoś zepsuć. Pewnie nawet węzły nie były zbyt skomplikowane, niemalże tak, jak miecz, który trzymał w prawej dłoni.
Nieco inaczej sprawa miała się z kratą naprzeciwko - metalowe kraty zręcznie wykonane przez jakiegoś kowala z okolicy, który zainkasował za nie jakąś sumkę pieniędzy, z których mógł bez problemu przeżyć.
Z naprzeciwka wyszła skłębiona, nieco wygłodniała, szalona kupa sierści. Wilk jak wilk - kły, pazury, krępy korpus pokryty gęstym, w tym przypadku burym, włosiem. Dobrze, że tylko jeden., przeszło przez głowę Poecie. Na takiej przestrzeni kilka głodnych wilków, a on w samej koszuli i spodniach z takim mieczem? Co to, to nie.
Bestia szła w jego kierunku z wolna, relatywnie nisko trzymając łeb z czarnymi, pełnymi ślepiami, których nie odrywała od swojej potencjalnej ofiary. Miarowo stawiała krok za krokiem swoimi chudymi, lecz dobrze oblepionymi mięśniami łapami - żadnego z nich najpewniej by nawet nie usłyszał, gdyby siedział pośrodku lasu przy ognisku, odpoczywając po całodniowej wędrówce piekąc sobie upolowanego zająca.
Funeris przełożył ciężar ciała na prawą nogę, nad którą nieznacznie kołysał się, znajdujący się równolegle do podłoża, miecz. Prawą rękę cofnął nieznacznie do tyłu, by w przypadku wyprowadzenia ciosu użyć jak największej dostępnej siły i powalić przeciwnika możliwie jednym ciosem, precyzyjnie kierowanym w odpowiedni punkt. Lewą rękę uniósł na wysokość zakończenia mostka w klatce piersiowej, by ewentualnie skierować paszczę atakującego zwierza od siebie, co mogło pomóc uchronić się przed ugryzieniem.
Wilk nadal szedł w jego stronę, zataczając lekki okrąg. Funeris stał kilka metrów od ścian areny, więc miał miejsce, by się ruszać w każdą stronę. Bestia, będąc już coraz bliżej, odsłaniała swoje kły i demonstrowała niechęć i żądzę mordu głośnymi warknięciami. Poeta cały czas okręcał swoje ciało, by stać jak najbardziej frontalnie do swojego przeciwnika i móc wykorzystać wszystkie możliwości, których upatrywał.
Będąc już na odległość skoku, wilk zanurkował w stronę człowieka. Funeris zaatakował chwilę wcześniej mieczem, wiedząc, w którym momencie bestia będzie chciała - i, co najważniejsze, mogła - wykonać potencjalnie śmiercionośny cios. Przenosząc ciężar ciała z jednej strony ciała na drugą i atakując na odlew swoim orężem, ciął wilka przez korpus, nieco pod śliniącym się pyskiem. Starał się wykonać jednocześnie krok do przodu i w bok, jakby na ukos, by móc uciec spoza zasięgu ostrych kłów wilka. Nie próbował zaatakować sztychem, ani żadnym rodzajem wypadu, gdyż wiedział, że nie czas na takie fanaberie. Po pierwsze, to nie był pojedynek z człowiekiem, u którego szukał głównych arterii lub miejsc łączenia pancerze. Po drugie, miecz mógł po prostu nie trafić w oczekiwane miejsce, wilk mógł ustąpić pola, lub się najzwyczajniej w świecie ześlizgnąć po korpusie pakując człowieka pod paszczę głodnego zwierza.
Po wykonaniu ciosu, kiedy poczuł opór na klindze mijając bestię zamierzonym krokiem, odwrócił się błyskawicznie i, dostawiając do rękojeści miecza drugą dłoń, ciął z góry w kark zwierzęcia, które znajdowało się teraz tuż za nim. Zwierzęcia, któremu przed chwilą człowiek rozpłatał pierś, a teraz zdruzgotał kark mocnym, pewnym ciosem.
// Chyba może być...