- Zawsze słyszałem wersję z łukami. Znaczy tego wierszyka. - Wampir wzruszył lekko ramionami. - No, ale idziemy. Prowadzę, bo wychodzenie z karczem jest trudne. - I ruszył do wyjścia z karczmy, co było trudne. Udało im się to jednak. Trafili w ten sposób na ulice miasta. Nie zatrzymując się ruszyli ku jego bramom. Nie brali koni, bo jakże to tak polować na koniach. Nie byli arystokratami, co biegali z psami za lisami. Tak więc po pewnym czasie wyszli z miasta i zaczęli zagłębiać się w otaczający je las. Oczywiście najpierw trzeba było trochę przejść, bo przecież zwierzaki nie hasałyby tak blisko siedzib ludzkich. No, ale zapewne niedługo. Szczęśliwie dla wampirów był jeszcze Hemis, więc nagły wschód słońca im nie groził. Było tylko zimno.
- Podobno jakiegoś wampira odsuszyli. Słyszałeś coś o tym? - zapytał Drago, coby zabić czas.