I zaczęła się burda. Lucjan wyciągnął miecz i przepychając się przez kupców stojących przed nim, natarł na jednego z bandytów wiążąc z nim ostrza. Uderzając go barkiem, wypchnął Bobra z tłumu walczących i z miejsca zaatakował ponownie tnąc mieczem od góry, by nie dać przeciwnikowi ani chwili wytchnienia. Wróg sparował to uderzenie z łatwością, bo atak był jedynie pozorowany. Gdy tylko jego broń dotknęła ostrza wroga, Vilfild odskoczył od niego, by niemal natychmiast wykonać pchnięcie mające trafić w brzuch bandyty. Oprych próbował odbić ten cios, ale zrobił to z lekkim opóźnieniem i sztych kuriera trafił go w słabo opancerzony korpus, przebijając się przez skorzaną zbroję. Jak się okazało, mosiężne ostrze uderzyło wystarczająco głęboko. Bóbr wypuścił miecz na rozmiękłą po nocnych deszczach glebe i oburącz chwytając się za raniony brzuch zachwiał się widocznie, a po krótkiej chwili runął na plecy w błoto. Ledwo co Lucjan zdązył się obrócić, a już był atakowany przez nastęngo oszusta.
//Rozumiem, że tu jest dookoła więcej ludzi, tylko że ja walczę z dwoma?