Gdy weszli do karczmy, Drago obrzucił spojrzęniem całe pomieszczenie. Ot, zwykła gospoda. Bar, za nim gospodarz wycierający szklankę brudną szmatą, wokół stoły, siedzący ludzie, biały ork q konspiracyjnym kapturze. Standard. Wampir nie odezwał się, gdyż w sumie nie dano mu okazji. Słuchał tylko roznowy dwójki orków, gdy szli do lasu. Zdziwiło go nieco, że dwójkę ludzi porwała aż piątka tych strażników. Skoro byli silnymi i wyszkolonymi wojownikami z magiczną bronią (skoro taki wojownik jakim był Mogul uznał ich za silnych, Drago nie miał podstaw, aby twierdzić inaczej. Ufał w tej kwestii osadowi orka), to czy nie wystarczył by jeden? Albo dwóch. Jednak nie myślał nad rym długo, gdyż nie było w tym wielkiego sensu.
- Ano przyda się trochę odpoczynku - potwierdził. - Lepiej nie pchać się w nieznane, nie będąc w pełni sił - rzucił jeszcze banałem. Rozejrzał się, zastanawiając się, czy nie znalazło by się w tym lesie jakiegoś jelenia, czy czegoś w tym guście. I on i Mogul mogliby się takim pożywić, co nie byłoby takie źle.