Bez obaw. Trochę poluję, poradzę sobie.-Odpowiedziała, po czym ściągnęła z siodła łuk, oraz kołczan. Resztę uzbrojenia miała już na sobie.-Wiem, że macie dużo obowiązków, ale muszę zostawić konia pod waszą opieką.-Powiedziała. Ben wydawał się być raczej porządnym gościem, to też nie było powodów sądzić że może spróbować dobierać się do jej zapasów. Z resztą, przy wierzchowcu i tak nie zostawało nic szczególnie cennego. Postanowiła wyruszyć od razu i sprawdzić, jak tam dokładnie jest z tymi wilkami. Mieszkała w puszczy dostatecznie długo, by zauważyć że lęk jakim darzy go większość wieśniaków często bywa nieuzasadniony. Na obrzeżach zwykło być bezpiecznie. Największe zagrożenie czyhało przeważnie w głębi lasu. Możliwe nawet, że zauważone przez robotników ślady zostawił jakiś samotny wilk, który zimą odłączył się od watahy. Trzeba było jednak sprawdzić, co i jak. Przecież po to tu przyjechała. Rozmyślając tak, weszła już pomiędzy drzewa.