Krótkie opowiadanie o tym jak powstała bariera nad Vengardem.
Vengard, stolica królestwa Myrtany rządzona twardą ręką króla Rhobara II.
Była noc. Ciemna i złowroga. Orkowie rozpoczęli już oblężenie miasta. Wszędzie było słychać ich ryki, wrzaski i przeraźliwy odgłos armii maszerującej w stronę Vengardu. Coraz to można było spostrzec przebiegających zwiadowców, którzy mieli za zadanie meldować co dzieje się na polu walki. Nagle do orkowego dowódcy, który dowodził całym oblężeniem podbiegł zwiadowca.
- Wodzu, wodzu stolica już prawie zdobyta, mury zniszczone, niedobitki paladynów i królewskiej straży nie będą się już długo opierać naszym atakom! - wykrzyczał zdyszany okrowy zwiadowca w kierunku blisko stojącego dowódcy.
- Zatem mówisz, że ta ludzka hołota nie będzie się już długo opierać. To dobra wiadomość. Teraz idź i przekaż innym dowódcom aby rozbili obozy na wzgórzach - powiedział nerwowo okrowy dowódca.
- Dobrze panie! - odrzekł zwiadowca po czym pobiegł aby wykonać rozkaz.
Na przedmieściach zniszczonego miasta trwały walki. Niedobitki królewskiej armii zcierały się z hordami orków. Walka była z góry przesądzona. Ludzie wycofywali się z coraz to innych pozycji i oddawali je orkom. Wkrótce niemal całe miasto było zajęte przez najeżdzców.
- Utrzymać pozycje! Utrzymać pozycje! – wykrzykiwał na wszystkie strony Paladyn Cobryn - dowódca królewskiej straży. - Nie możemy im pozwolić wejść do zamku. Thodir gdzie jest Georg?
- Georg poszedł z Markusem chronić świątynię Innosa – odparł zdenerwowany Thodir.
- No tak. Jak zawsze nie ma go tam gdzie go potrzebują!
- Uważaj! – krzyknął Thodir zasłaniając swą paladyńską tarczą Cobryna. - Widzisz szefie, który to już raz ratuje ci skórę co?
Cobryn spojrzał na ogromny bełt z orkowej kuszy wbity w tarczę Thodira.
- Dzięki za osłonę ale teraz będziesz chyba musiał zadbać o siebie sam – powiedział Cobryn po czym wskazał na kolejną orkową falę, która biegła prosto na nich.
Dowódca straży lekko się wycofał i przywołał do siebie młodego paladyna.
- Choć tu chłopcze szybko! A teraz słuchaj. Biegnij do króla i powiedz mu, że już czas.
Młody paladyn nie pytał o co chodzi i szybko pobiegł schodami na królewski dziedziniec.
Cobryn spojrzał na walczącego w oddali Thodira po czym rzucił się w wir walki.
Gdy już dobiegał do walczącego kolegi drogę przestąpił mu elitarny wojownik orków, po czym wziął zamach i uderzył z całą siłą Cobryna. Paladyn zachwiał się i mimo potężnej postury ledwo co utrzymał się na nogach. Zakręciło mu się w głowie. Całe szczęście, że ten zdążył zablokować potężne uderzenie. W przeciwnym razie już byłoby po nim. Gdy po kilku sekundach doszedł do siebie spojrzał na napastnika i z gniewem wyprowadził szybkie cięcie, a potem obrót, który niespodziewanie powalił wysokiego orka. Cobryn przez chwilę patrzył jeszcze na ciało pokonanego jakby czekając aż gniew w nim ustanie. Wtedy usłyszał krzyk Thodira.
- Cobryn, może zajmiesz się bitwą co?!
Dowódca ujrzał wtedy swego towarzysza otoczonego przez dwóch Wojowników. Gdy zrozumiał o co chodzi szybko podbiegł do jednego z napastników i uderzył go najmocniej jak potrafił aż ten przez chwilę leżał na ziemi. Wtedy Cobryn nie czekając długo wbił w niego długie i ostre jak brzytwa ostrze. W tej samej niemal chwili spostrzegł leżącego na ziemi Thodira, którego jeden z orków miał właśnie zamiar pozbawić życia. Cobryn z jeszcze więżą szybkością niż dotychczas podskoczył do Wojownika i rozpłatał mu brzuch. Thodir wstał z ziemi i serdecznie popatrzył na swego dowódcę.
- Dzięki Cobrynie gdyby nie ty to ja bym tu teraz leżał. – powiedział paladyn wskazując na orkowe truchło.
- A więc teraz jesteśmy kwita – odrzekł Cobryn kiwając głową.
Chodź, mamy bitwę do wygrania!
Po czym ruszyli w stronę orkowego oddziału.
Tymczasem Król Rhobar stał na balkonie w królewskim zamku i patrzył jak całe jego dziedzictwo obraca się w perzynę.
Nagle dało się usłyszeć szybkie kroki człowieka w ciężkiej zbroi.
- Królu! Miasto pada. Cobryn kazał ci przekazać, że już czas. - powiedział spokojnie paladyn.
- Dobrze więc. Dziękuję ci synu za tą smutną nowinę. Możesz iść. - odrzekł chwiejnym głosem Rhobar.
Paladyn pokłonił się nisko i zaczął się wycofywać.
- Stój proszę! Mam do ciebie pytanie - krzykną król przywołując do siebie żołnierza. -Czy Markus wyruszył już do świątyni?
- Tak panie. Przed ostatecznym atakiem orków wziął ze sobą ludzi i podążył do świątyni Innosa - odparł żołnierz
- Dobrze, teraz w modlitwie do Innosa spoczywa nasza nadzieja.
- Nie tylko mój królu! - krzyknął Karrypto najsilniejszy z magów.
Wiesz co trzeba zrobić. I na Innosa, nie przetrwamy jeśli tego nie uczynimy!- krzyknął mag jakby przywołując do porządku króla.
- Tak, wiem, przyjacielu - odrzekł król ze zmartwionym wyrazem twarzy.
Władca jeszcze raz spojrzał ze łzami w oczach na miasto.
- Skoro to jedyna nadzieja to tego dokonamy - powiedział już bardziej zdeterminowanym głosem.
Wtedy to podszedł do wielkiego kopca rudy usypanego na środku komnaty.
Kiwną głową do Karrypto i wyciągną swe magiczne berło.
Pięciu magów ognia uniosło ręce w górę i wszyscy zaczęli wymawiać to samo zaklęcie. Gdy już prawie kończyli Rhobar uniósł berło w górę i uderzył nim o kopiec rudy.
Z daleka orkowie ujrzeli wybuch z towarzyszącą mu ogromną falą uderzeniową. Wszyscy zasłonili oczy, a gdy po chwili znów spojrzeli na Vengard zobaczyli wielką magiczną barierę unoszącą się nad miastem.
Wojownicy w świątyni Innosa byli równie zaskoczeni co orkowie.
- Markusie zobacz… Bariera. Co to ma znaczyć?! – spytał głośno Georg.
Markus szybko wybiegł z świątyni i z ogromnym zdziwieniem popatrzył w niebo.
- A więc tego dokonali. Niestety.
- Czego dokonali wiesz coś o tym? – spytał ponaglająco Georg.
- Cobryn mówił, że magowie zamierzają utworzyć magiczną barierę nad miastem aby nikt nie mógł wejść. – oznajmił Markus
- Jak to nie mógł wejść? Przecież zza bariery nie można wyjść ale wejść się da. Taka bariera była nad Khorinis, czyż nie?
- Tamta bariera była inna. Ta jest odwrócona. ÂŻaden ork tu nie wejdzie.
- To chyba dobrze no nie? – spytał nerwowo Georg.
- Tak tylko, że nie wejdzie tu też żaden z naszych sojuszników. Tak czy inaczej jesteśmy uwięzieni. Przez barierę, czy przez orków. I tak stąd nie wyjdziemy.
W tej samej chwili Markus spojrzał z obawą na swój ognisty puchar, który jak najszybciej trzeba było zabrać do Nordmaru.
- Musimy czekać – powiedział, po czym wszedł do świątyni i staną na swoim posterunku.
Georg jeszcze chwilę popatrzył na barierę i zrobił to samo co Markus.
Dziękuję za przeczytanie. Proszę o ocenę i bezlitosną krytykę.