Dzień może nie był odpowiednią porą do takiej akcji, więc należało improwizować. Ravnblod wszedł za celem do zaułka. Szedł względnie cicho, a przynajmniej starał się tak iść. Miał w tym dwa cele. Pierwszym było, rzecz jasna, podejście celu. Drugiem, w razie wykrycia, wytrącenie go z równowagi, chociaż nieduże, które mogłoby nieco zmniejszyć zdolności racjonalnego myślenia ofiary, chociaż na krótki moment. Tak więc kruczy adept wkroczył do zaułka, śledząc cel swego zadania. Przy okazji rozejrzał się po uliczce, sprawdzając czy nie ma w niej nic przydatnego. Na przykład, zupełnie przypadkowo, wozu zaprzężonego do konia, który mógłby pożyczyć. Albo starego prześcieradła i wózka, który mógłby prowadzić człowiek. Ewentualnie magicznego portalu, prowadzącego wprost do piwnic klienta, lecz w to akurat jakoś wątpił. W ostateczności zadowoliłby się liną, kawałkiem szmaty/worka i beczką.