Plecy bolały to fakt. Jednak w tym momencie zbytnio się tym nie przejmowałem. Adrenalina krążyła po ciele w ilościach wyraźnie nadmiernych. Tymczasowo niwelowała ból, napędzała do dalszej walki i poprawiała refleks. Zwłaszcza w moim przypadku, gdy raczej nie stroniłem od bezpośredniego kontaktu. Gobliny szybko podbiegły do nas, nie było czasu na zastanawianie się. Po chwili jeden z toporów już leciał z góry w moja stronę. Zdążyłem zrobić tylko szybki unik w bok, odbijając się kosturem o ziemię. Zareagowalem równie szybko i trzymając kostur oburącz, a mając goblina po swoim boku, pchnąłem mocno w jego szczękę. Niby tylko trójka goblinów, a żyć nie dawała jak całe stado. Teraz kolejny goblin atakował od góry, jedyna szansa to blok. Blok czym? Kosturem? Pójdzie w drobny mak przy zetknięciu z ostrzem. Zaryzykowałem i przesunąłem kostur trochę dalej, sam też się wychyliłem, tak aby zablokowac cios, opierajac o rękojeść toporu. Musiałem lekko przykucnąć bo taki ruch by się inaczej nie udał. Resztkami sił udało się zablokować cios. Przechyliłem kostur w bok i przedłużyłem atak goblina do ziemi. Wtedy do zabawy włączył się trzeci goblin. Szybko kopnąłem jedynie go w udo i odskoczyłem w bok, gdyż ten pierwszy, który dostał w szczękę próbował złapać mnie szponami. W ten sposób znalazlem się pod ścianą. Strategicznie dobre miejsce. Przynajmniej od tyłu nic mnie nie zajdzie. Tak... To było bardzo pocieszające. Teraz dwójka najbliższych goblinów skierowała się w moją stronę a pozostały jeden zajął się Diomedesem, który znalazł się bliżej niego. Machałem raz za razem, od boku do boku, by utrzymać gobliny na dystans. Oczywiście nie na oślep, by tylko machać. Tylko w momencie gdy mogli decydowac sie podejść bliżej. Czyli prawie non stop. Nagle jeden goblin zaryzykowął i zaszarżował tnąc od boku. Szybko schyliłem się by nie oberwać. Drugi także teraz nie próożnował. Gdy tylko zauważył, że uchyliłem sie od ciosu jego pobratymca postanowił zaatakować. Gdy unosił topór do ataku, miałem jedną z lepszych szans, szybko pchnąłem kosturem w okolice splotu słonecznego. Poprawiłem chwyt i uderzyłem drugim końcem w bok goblina. Teraz zrobiłem krok w tą właśnie stronę, chwilowo odgradzając sie od pierwszego goblina. Pewnym chwytem dobyłem rękojeści sztyletu i równie potężnym pchnięciem, ułożyłem wygodnie między barkiem a szyją potwora. Ruch ryzykowny, ale jedyny możliwy, bowiem mój sztylet nie był najwyższej jakości, a zbroja goblina, już na pierwszy rzut oka cehcowała sie solidnymi elementami. Sztylet miał tylko trzydzieści centymetrów, więc można było szybko reagować, zwlaszcza, że goblin stał do mnie na wpół bokiem, na wpół plecami. Wyciągnąłem ostrze i ponownie umieściłem za pasem. Ciało opadło z głuchym łoskotem na ziemię. Poza jedną sztuką walczącą z Diomedesem, pozostał tylko jedna, która teraz atakowała od dołu, jakby chcą rozbroić mnie. Nie mogłem sobie na to pozwolić, uskoczyłem w bok. Musiałem szybko zareagować. Wtedy wpadłem na pomysł. Szedłem teraz non stop w tył, krok po kroku, aby nabrać odległości. W międzyczasie dobyłem runy ognia, ktorą miałem za pasem. Chwyciłem mocno i wypowiedziałem inkantację
- Heshar! - w mojej dłoni formowała się kula ognia, chwilę to musiało potrwać więc, cofałem się. Kiedy była już gotowa, z całej siły cisnąłem nią w goblina. Ten syzbko zajął się ogniem. Szybko podbiegłem do neigo, właściwie biegłem już ułamek sekundy po rzuceniu zaklęcia, bez czekania na efekt. Wtedy postanowiłem zastosować technikę z poprzedniej potyczki. Uderzyłem kosturem mocno w brzuch, szybko cofając broń, by ogień nei wyrządził szkód. POte równie szybkie uderzenie w nogi, najpierw od boku, goblin zaatakował, tnąc ostatkami sił od lewej, odskoczyłem na chwilę po czym łapiąc za jeden koniec obiema rekami uderzyłem w tył jego kolan. Gwałtownie przyciągnąłem kostur do siebie i chwyciłem go drugą ręką w odpowiednim już odstępie. Wszystko po to by równie szybko zareagować. Wtedy drugim końcem uderzyłem w tył głowy goblina, powalając go na ziemię. Ponownie nachyliłem sie odbywając sztyletu i pchnąłem mocno u podstawy głowy, mierząc ostrzem w głąb czaszki.
2/3 zabite
//: Uwierz, że nie pisałem tamtego posta rutynowo. Taki goblin dwumetrowy z konkretnym toporem i porządną zbroją to niezbyt lekki przeciwnik dla postaci bez umiejętności. Dlatego przemyślałem raczej te ataki. "Z ręką na sercu" mogę spokojnie powiedzieć, że w porownaniu z ostatnimi postami walki u Anva na przykład, ten nie był mechaniczny.