Taki oto przeciwnik był dla mnie niemałym zaskoczeniem. Rozumiałbym jakiś trenng na kukłach. Być może sparing z innym początkującym szermierzem. Ale wilk? To w końcu żywa bestia. Nie, nie bałem się. Zawsze zachowywałem zimną krew, ale w obecnej chwili przy sobie miałem tylko swój nieduży sztylet. Gwałtwonym ruchem prawej ręki sięgnąłem po niego i przyjąłem bojową pozycję. Ostrze trzymałem przed sobą, delikatnie opuszczone, skierowane w stronę zwierzęcia. Nogi miałem ugięte w kolanach, aby być brdziej sprężystym. Wilk warczał przeraźliwie, ujadając co raz. ÂŚlina toczyła mu się z pyska. Jeśli każdego początkującego spotyka takie zadanie, to skąd oni biorą tyle wilków? Teraz jednak nie zaprzątalem sobie tym głowy. Skupiony, robiłem kroki tow jedną, to w drugą stronę, starając się przyjąć odpowiednią pozycję. Wilk rzucił się na mnie pierwszy. Skoczyłem w bok, by uniknąć starcia ze skaczącym na mnie wilkiem. Szczęśliwie, udało mi się, a moj zwierzęcy przeciwnik upadł na przednie łapy i przeturlał. Szybko zrobilem ruch w jego stronę i ciąłem od gory w prawy ukos. Trafiłem w pysk, jednak nie ciąłem na tyle mocno by zadać jakieś poważniejsze obrażenia. Co prawda rozciąłem jego skórę i krew się polała, a wilk wyraźnie się wściekł. Teraz ja chciałem przejąć inicjatywę. Robiłem drobne kroki w jego stronę, mierząc mu sztyletem w okolice głowy. Szybko zrobiłem krok w lewą stronę, a wilk ponownie spróbował zaatakować. Teraz jednak błyskawicznie ugiąłem jedno kolano i mocno ciąłem od dołu, rozcinając skórę na boku. Tym razem zrobiłem to mocniej, więc i rana była dotkliwsza. Wilk zawył z bólu ponownie. Był jednak na tyle wściekły, że natychmiastowo zaatakował ponownie. Ja nie byłem na to gotowy. Pod ciężarem bestii upadłem na ziemię i ujrzałem jego kły, gotowe do rozrywania mojej szyi w odległości kilku centymetrów od mojej twarzy. Automatycznie chwyciłem ręką za jego szyję, prostując rękę w łokciu, starając sie tym samym aby ten nie mógł mnie ugryźć. Wilk miał jednak na swym wyposażeniu także pazury. Porządne szarpnięcie jego łapą, podczas szamotania się nade mną, po mojej klatce piersiowej, przyprawiło mnie porządną ranę na całej jej długości. Ból był przeogromny, pewnie zostanie blizna. W przypływie furii zaryzykowałem. Sztylet trzymany w drugiej ręce gwałtownym ruchem zatopiłem w jego wnętrznościach. Aby skutki były jeszcze bardziej śmiertelne, pociągnąłem mocno za rękojeść, nie wyciągając jednak ostrza z brzucha wilka. Posoka zwierzęcia soczyście splywała na moje porzorywane ubranie. Ostatecznie jednak wilk padł martwy a ja wysunąłem się spod niego, zwalając truchło na bok. Wstałem, otrzepalem sie jakkolwiek. Wciąż wygladałem pewnie okropnie, ale obolały podszedłem do Respeva.
- To był ten trening? Fajne macie pomysły...- wydukałem.