-Witam panie krasnoludzie. - odpowiedziałem praktycznie natychmiast i wyciągnąłem dłoń w kierunku krasnoluda, który pochwycił ją i energicznie zatrząsł. Widać było, że to wojownik, chwyt miał mocny i pewny, a skórę chropowatą jak pumeks.
- Niezwykle się cieszę, że będzie nam dane razem ruszyć w podróż. Rozumiem, że pan dowodzi, a więc zapraszam do karocy. Będzie wygodniej i milej, wszak ile można patrzeć się w niebo.
Odbierając od Jana paczkę podszedłem do karocy i ulokowałem ją w skrzyni, która sprytnie zamontowana pod siedziskiem gwarantowała, że pakunek nie będzie się przemieszczał podczas jazdy po wyboistych traktach Valfden. Bo trzeba było przyznać, że nie wszędzie drogi były tak idealne jakby się tego chciało, a po roztopach, które przyszły wraz z Veris niektóre szlaki były całkowicie nieprzejezdne.
- Jeśli wszyscy są gotowi, to myślę, że możemy wyruszać. - powiedziałem zakładając sygnet na palec, co było dziwnym uczuciem gdyż w całym swoim życiu nie nosiłem żadnej biżuterii.