Gunses nie poświęcał uwagi rozmową postronnych. Zsiadł z konia. Miecz odtroczył od wierzchowca i schował pod płaszcz, tam podtrzymywał go jedną ręką. Wszedł do dracońskiego chramu. Był tutaj kiedy odkryto portal i kiedy go aktywowano. Po drugiej stronie nie był nigdy. Przed portalem stanął Gunses Cadacos, Syn Nocy, ten który przybrał imię Ra. Spojrzał na świetlistość portalu. Powoli wkraczał na stopnie zbliżając się do magicznego przejścia. Wszedł i poczuł to co było tak ekscytujące i zajmujące zarazem. Defragmentacje, rozbicie na cząstki, atomy, molekuły i szaleńczy wir pomiędzy czasem a przestrzenią. Ułamki sekundy, przeszywające zimno i poczucie... nicości. Chwile później wszystko wróciło do normy. Gunses stał w po drugiej stronie. Skrzywił się, najchętniej pozostałbym pomiędzy czasem, w niebycie, w rozkosznej nicośći - myślał - jeśli tak ma wyglądać to co jest po drugiej stronie... Czemu nie?
Gunses postąpił kilka kroków, zatoczył się, o mało nie upadł. Ktoś musiał go podtrzymać. Krew rzuciła mu się z nosa, dzięki masce nie było tego widać. Pozbierawszy się odsunął od siebie pomocną dłoń, wstał. Postąpił kilka kroków. Odkiwnął na podziękowanie i ruszył przed siebie. Dzień. Nie najlepsza pora dla wampira. Wyszedł za innymi, oparł się o ścianę i popatrzył na zamek. Chociaż był słaby to śmiechem przyznał, że ma lepszy. Wytoczył się za grupą dalej.