Hejka!
Tym optymistycznym i głupawym wejściem chciałbym przykryć braki w temacie.
Za sprawą serialu HBO wielu z Was miało możliwość poznać pana Martina, choćby z napisów przed seansem. Co sądzicie o utworach tego miłego brodacza? Z góry zaznaczam, iż bez spoilerów. Jak wiadomo największą popularność dziełom Amerykanina przyniosła produkcja telewizyjna, więc mam prawo podejrzewać, że wiele osób, które choćby zerkną na ten temat, swoją wiedzę będzie z niej czerpać.
Książki Martina czytam od roku 2008 bodajże. Już po pochłonięciu "gry o tron" wiedziałam, że jest to wręcz instruktaż, jak powinno się pisać książki fantasy. Nie ma tu żadnych wydumanych miejsc czy wydarzeń, a dodanie większej (ogromnej!) ilości postaci wcale nie jest takim złym zabiegiem, gdyż każdy znajdzie tu swojego faworyta (Tyrion^^), choć praktycznie żadna z nich nie jest istotą bez skazy. Poza tym sam autor wprowadza je bardzo umiejętnie. Nie liczcie jednak na "epickie", pełne mitycznych stworów i magii utwory. U Martina jest przemoc, intrygi, żądza władzy i właśnie walka o tron. Czego chcieć więcej?
Jak najbardziej zachęcam do dołączenia do grona podnieconych fanów "Pieśni Lodu i Ognia".
I mimo iż znam fabułę, to nie mogę się doczekać drugiego sezonu serialu. Amen.
Nie, nie umieszczę tu skrótowych opisów fabuły poszczególnych tomów, gdyż zabrałoby to radość z czytania lub (szczególnie!) oglądania serialu. Natomiast fabuła I sezonu lub tomu "Pieśni Lodu i Ognia" (wiem po sobie) nie do końca jest zachęcająca, gdyż nie jest to typowe fantasy z biegającymi dookoła wróżkami.
Winter is coming, misie.