Strzała przebiła gardło Diomedesa na wylot i utkwiła w nim. Kruk upadł na kolana i uniósł drżące dłonie do szyi. Chciał wydobyć z ust jakieś dźwięki, ostatnie pożegnanie... Niestety strzała utkwiona w gardzieli pozwalała jedynie na niezrozumiałe, ochrypłe bulgotanie. W ustach nabrzmiała ślina pomieszana z krwią. Z rany na szyi spływały potoki szkarłatnej cieczy. Diomedes zakasłał przeraźliwie, wypluwając swoje wnętrzności. Upadł na ziemię, uniósł ręce w przedśmiertnej konwulsji, a jego przekrwione oczy wybałuszyły się przeraźliwie w wyrazie cierpienia i męki. Nagle wszystko ustało. Zatrzymał się jego nierówny oddech, przestało bić serce. Opadły jego ręce, ustało drżenie całego ciała. Ostatnie umęczone spojrzenie skierował na Zelerisa. Potok krwi otoczył jego ciało. Kropelki posoki skapywały do basenu portowego. Mewy zaskrzeczały w marszu żałobnym. Diomedes zginął.