Usłyszawszy rozkaz wykonał go od razu. Oczywiście, jak na żółtodzioba przystało niechlujnie i niezdyscyplinowanie wyprostował się, stając na baczność jak kupiec z drągiem w rzyci. Słowa Respeva powtórzy w głowie, po czym spoczął, jak nakazano. Przeczesał dłonią niesforne włosy.
- Rozumie się, sir. Bezpieczeństwo pracy ważne, higiena już nie. - powiedział naśladując śmiertelnie poważny ton głosu. W sumie (jak przystało na mendę) nie mył się od... od ostatniego ważniejszego, a celebrowanego święta. Trzymanie przy sobie woni potu, uryny, piwa i swojskich dodatków było na porządku dziennym nie tylko u niego, ale u większości społeczeństwa niskiego szczeblu. Były ważniejsze sprawy. Gotowy był na kolejne "rozkazy" pierwszego w swym żywocie dowódcy.