Anv uśmiechnął się i wszedł. Zaraz po nim Diomedes. Karczma jak karczma, wszystkie wyglądały podobnie. Kilka stołów na środku, wielka lada, a za nia opasły karczmarz. Przy ścianie schody prowadzące zapewne do pokoi sypialnianych. Zapach piwska unosił się w powietrzu, wymieszany z dymem tytoniowym, a gwar panujący wewnątrz był ogromny. Kelnerki lawirowały między stolikami podając kolejne dania i napoje. W większości jednak zwyczajne piwo. Młodzieniec rozejrzał się i wzrokiem wypatrzył właściciela lokalu, który uśmiechał się do niego z drugiego końca sali. Podróżnicy sprawnie przemknęli pomiędzy stołami i dotarli do lady.
- Witaj Anvarunisie! Kogóż to przyprowadziłeś ze sobą? - wykrzyczał wręcz karczmarz.
- Witaj Rogmarze, waćpan przy moim boku to Diomedes. Przybywamy do ciebie jak zwykle, z interesem.
- Ano. W twoim zwyczaju, widać przychodzić do mnie głównie w interesach. Wpadłbyś częściej na zwykły kufel albo dwa, może trzy kufel piwa. Spać też byś mógł. - rzekł widać stęskniony karczmarz.
- Cóż. Obowiązki nie pozwalają, kiedyś jednak wpadnę. Obiecuję. Tymczasem, nie słyszałeś może o jakimś pustelniku w pobliżu Atusel? Zetran go nazywają.
- A znam ci ja go. Sam nawet polazłem po poradę. Zapewne chcesz wiedzieć gdzie go znaleźć? - zapytał Rogmar. Anvarunis tylko uśmiechnął się znacząco. - Powiem ci ja, ale pod jednym warunkiem. Jeśli obaj pomożecie obsłużyć gości na ten wieczór. Chociaż z pięć stolików. Kelnerki widzisz zabiegane, zmęczone dziewuchy. Nie raz pewnie się odwdzięczą kiedy, jeśli wiesz o czym mówię?
- Pomożemy Diomedesie?