Następny przeciwnik, widząc moją ponurą, na wpół zakrwawioną twarz wyraźnie przystanął, nim mnie zaatakował. Wykorzystałam to i natarłam na niego, uderzając z dołu. Ten sparował, uskakując. Zaczęłam atakować, spychając go do tyłu. Nie nadążał, ruchy stawały się coraz wolniejsze, mniej pewne. Wykręciłam dłoń, końcem miecza wytrącając broń wroga, przy okazji raniąc go lekko. Bezbronny wojownik przez chwilę stał oniemiały. Wykorzystałam to, rąbiąc go z całej siły przez twarz. Klinga przejechała po oczach, momentalnie go oślepiając. Krzycząc, upadł na ziemię, wijąc się z bólu. Odetchnęłam, starłam z twarzy deszczówkę, gdy zaatakował następny. Nie mając czasu na parowanie, wykonałam szybki piruet, składając paradę na plecy. Ostrza uderzyły o siebie, ratując mi życie. Wylądowałam, tnąc z boku, kolczuga wytrzymała cios. Ten był silniejszy, dużo większy niż poprzedni. Nie próbowałam parować, przetoczyłam się dwa razy w tył, znajdując się w bezpiecznej odległości od wroga. Wtedy zwinęłam się i cisnęłam potężnie mieczem. Obracając się w locie, brzeszczot wbił się w klatkę piersiową przeciwnika, nieco na prawo od serca. Momentalnie doskoczyłam i wyrwałam ostrze, uważając na następnych wrogów.
Wojownicy zgromadzenia - 8/75