Słońce nadal świeciło i roztaczało po świecie swe zabójcze i bezlitosne promienie. Gunses który po całym dniu czuł się dość wyczerpany przed wyjściem ze swego domu wypił dwa litry ludzkiej krwi, aby zapewnić sobie zapas na wieczór i noc. Kolejna butelki przywiesił do pasa. Machinalnie sprawdził mocowania maski, chroniącej twarz i całą głowę przed słońcem, oraz naciąg rękawic. Poprawił pasy mieczy. przewieszonych przez plecy. Wyszedł z domu. Wolnym krokiem szedł ulicami miasta. Był zmęczony, ale z każdą minutą dzień się kończył. Wampir trzymał się tej myśli kurczowo. Przemierzywszy dzielnicę mieszkalną, wyszedł na główne ulice Efehidionu. Kroczył w stronę wschodniej bramy. Kiedy przeszedł przez masywne fortyfikacje murów obronnych, pokonując most zwodzony udał się traktem do miasteczka Atusel. Utwardzony trakt, między dwiema największymi metropoliami na wyspie był bardzo uczęszczany. ÂŚrodkiem w obu kierunkach toczyły się wehikuły wozów, kupieckich karawan, powozów mniej lub bardziej zamożnych obywateli, wozy wieśniaków i farmerów zaprzężone w konie i muły. Bokiem traktu dreptali piesi. Rycerstwo, mieszczaństwo, chłopstwo. Wędrowni magowie, druidzi, alchemicy i zielarze. Panny dworskie i panny lekkich obyczajów. A już pełno było dzieci. Bachory szwendając się w różnym tempie za lub przed swoimi matkami psociły, wygłupiały się i przeszkadzały wszystkiemu i wszystkim. Tradycyjnie pobocza, rynsztoki i rowy zajmowała biedota i starzy nędzarze. Choć przepędzani przez straże, straszeni pręgierzem i zimny, wilgotnym lochem. Zawsze wracali na swe stanowiska.
Wampir kroczył wraz z innymi pieszymi. Droga mimo wycieńczenia mijała mu szybko. Po kilku godzinach wędrówki zauważył już baszty i proporce miasta portowego - Atusel.
- Kiedyś rozwidlenie było przed Atusel... - zamruczał Gunses patrząc na poprzeczny trakt biegnący z południa na północ, który został wchłonięty przez miasto powiększające swe rozmiary. Wampir wkroczył w podgrodzie, które dzięki szybkim i zdecydowanym ruchom społeczno-politycznym państwa odbiło się od dna. Domy ze świeżo ciosanego drewna, solidne zagrody i spichlerze. Studnie i ogrodzenia, a w dodatku wieśniacy, którzy byli hardzi i dobrej postawy. Wieś jednak, jak to wieś. ÂŚmierdziała trzodą, drobiem, gnojem, stęchlizną i błotem, które po ostatnich ulewach zalało większość podwórzy. Wampir czym prędzej dotarł do skrzyżowania i udał się na północ.
Trakt był mniej używany, ale i tutaj ciągnęły rzesze. Szczególnie chłopi i drobne mieszczaństwo. Lasy na północ od Atusel mają w sobie moc roślin leśnych, grzybów oraz owoców. Nie brak tutaj również mnogości drobnego zwierza jak lisów, wilków, jeleni, bażantów, głuszców, cietrzewi i dzikich gęsi, których futra, mięso, poroże czy pierze było w ostatnim czasie cenne. Trakt również wiódł ku ogromnemu jezioru. Tamtejsze stanowiska rybackie i łowieckie zaopatrywały prawie całkowicie wyspę i okoliczne tereny w ryby i ptactwo wodne. Trakt biegł aż w głębokie góry, ku jednej z kopalni, z której jak każdy wie, czasem wytoczy się bryłka złota. Dlatego czy to chłop, czy mieszczanin, czy kupiec, czy alchemik, czy myśliwy czy poszukiwacz, wszyscy ciągnęli na północ. Toteż postać odziana w czerń, w tej zimnej porze roku nikogo nie dziwiła. Postacie co chwila nikł skręcając w las to po prawej to po lewej. Wampir kroczył dalej, a czas mijał mu równie szybko. W pewnym momencie, będąc na lekkim wzniesieniu drogi Gunses ujrzał daleko przed sobą ponad wierzchołkami okalającego drogę boru szczyt schodkowej piramidy, nad którą krążyło ptactwo. To był ów cel Gunsesa. Szybko ruszył naprzód. Po pewnym czasie zszedł z traktu i wdrapał się po dość stromej i podmytej skarpie. Znalazł się w lesie. przedzierając się pomiędzy drzewami i krzewami starał się nie zgubić kierunku. Po pewnym czasie Gunses dotarł do skraju lasu. Dalej była polana zarośnięta przez krzewy, oraz małe brzozy i świerki, walczące o jak największy zasób miejsca, ziemi i słońca. Dalej rozciągała się ruina starych bram, krużganków i altan. ÂŚrodkową cześć polany stanowiła zaś okazała piramida, omszała, pokryta mchem, wymyta przed deszcze, naruszona przez wiatr, nagryziona przez czas...