Faye była oburzona faktem, że odgórnie ustalono dla niej obowiązek wypełnienia jakiegoś zadania nim zostanie prawowitym obywatelem. Jak ktokolwiek śmiał decydować o tym, co ma robić? To było nie do pomyślenia. Sfrustrowana i wzburzona kroczyła pośpiesznie ulicami brudnego portowego miasta. To miejsce ją przerażało. Było zakątkiem degeneratów. Zza rogów wyglądały zbereźne mordy parszywych pijusów i nieprzyzwoicie śmiałych majtków, którzy ledwo zeszli z pokładu. Od strony portu dobiegał paraliżująco ohydny zapach ryb. To miasto było jak zwłoki. ÂŻycie zawdzięczało tylko żerującym na nim licznie muchom i podobnie odpychającym insektom. Silnie zaciśnięte, blade wargi nie zdradzały żadnej emocji poza jedną - pogardą. Nie tylko to wyróżniało Faye idącą brukowanymi ulicami. W jej kroku nie było nawet grama przypadku czy niepewności, całość tak mocno emanowała dostojnością, że można było odnieść wrażenie, iż sama królowa postanowiła zaszczycić niewdzięcznych prostaczków swoją niezapowiedzianą wizytą. Faye nie zwracała uwagi na mijanych przez nią ludzi. Powstrzymywała wstręt, myśląc tylko o tym, jak najszybciej dostać się do niejakiego Respeva. Wkrótce dobiegł ją odgłos instruowanych przez starszego stopniem wojaka żołdaków. Tam musiał znajdować się jej cel. Przeciskając, a raczej prześlizgując się przez tłum, unikając kontaktu z ciałami innych ludzi, jakby bała się jakiejś wyniszczającej choroby zakaźnej, dotarła do doświadczonego żołnierza.
- Respev, tak? - powiedziała obojętnym głosem. - Masz dla mnie zadanie - nie było to pytanie, raczej stwierdzenie faktu. Faye zdecydowała, że w interakcji z tą tłuszczą ograniczy się jedynie do najprostszych funkcji komunikacyjnych. Z frustracji drżała lekko na całym ciele.