Wybrzeże Kłamstw
Tanora, jedna z kilkudziesięciu wysp archipelagu Wysp Południowych. Ogromna i malownicza wyspa, z długimi plażami i wysokimi górami. Na Tanorze znajdują się dwa miasta. Pierwsze portowe, choć ciężko to miejsce nazwać miastem, skoro nawet nie posiada oficjalnej nazwy. Ludzie mieszkający na wyspie, port oraz tereny przystające do niego nazywają: "miejscem do którego nie chodzi się, jeśli nie ma potrzeby". Przydomek taki nadano temu miejscu nie na daremno, bo właśnie tutaj wszyscy przestępcy i kryminaliści załatwiali swoje czarne interesy. Z tego powodu wiele domów, chat i bliżej nieokreślonych nieruchomości było albo niezamieszkanych albo w całkowitej ruinie. Na ulicach bardzo rzadko spotykano praworządnych obywateli, natomiast nie szło się odpędzić o dziwek proponujących za wszelką cenę wyciągnąć od kogoś kilka złotych monet za swoje usługi. W tym pozbawionym jakichkolwiek zasad, pełnym seksu i przemocy miejscu znajdował się tylko jeden budynek który nie pasował do pozostałych. Był to wielki biały dom, z balkonami, kwiatami i innymi dekoracjami sprawiającymi że mogło by się na niego patrzeć przez całą wieczność. Była to posiadłość największego dilera bagiennego ziela na Tanorze, Oana. Większość bandytów a jeśli nie wszyscy pracowali właśnie dla niego. A to dla tego że każdy kto próbował rozkręcać interes sprzedaży ziela szybko ginął przeważnie w jakimś niespodziewanym wypadku.
Port połączony był ogromną drogą z Toruną, drugim miastem na Tanorze. Toruna, w przeciwieństwie do miejsca "do którego nie chodzi się jeśli nie ma potrzeby" była bardzo przyjaznym miejscem. Budynki były zadbane, na ulicach słychać było można przeróżne rozmowy o szlachectwie, plotki dotyczące wszystkich zamożniejszych kupców czy nawet komentarze na temat tutejszego władcy: Berena Hamula. Mieszkał on w swoim zamku w wschodniej części miasta. Zamek był ogromny więc często nazywano go twierdzą, i taką też pełnił funkcje w czasie wojen do których dochodziło tutaj coraz częściej. Samo miasto było podzielone na cztery części. Północną, gdzie mieszkali oraz sprzedawali swoje dobra pomniejsi kupcy. Wschodnią, gdzie mieszkała szlachta Tanory. Najważniejsi handlarze mieszkali w części Zachodniej, a aby coś u nich kupić należało się wcześniej umówić, dlatego nie posiadali oni swoich stoisk i wszystkich klientów gościli w swoich domach. Południowa część była zarezerwowana dla obywateli i rzemieślników mieszkających i wyrabiających swoje produkty. W samym centrum miasta znajdował się rynek gdzie codziennie spotykała się połowa miasta.
***
-Czcigodny panie Hamul. Statek Ambasadora Enory właśnie wpłynął do portu. - Odezwał się właśnie co przybyły rycerz do ogromnej sali.
-Co z jego eskortą? - zapytał władca.
-Wysłaliśmy trzydziestu żołnierzy oraz dwudziestu pięciu strażników miejskich do portu.
-Doskonale, jeśli tylko zjawią się w mieście chce być o tym natychmiast poinformowany. Proszę również zapewnić wszystkim podróżnym którzy przybędą z Ambasadorem najlepsze kwatery w moim zamku.
-Tak się stanie, mój panie.
Po tych słowach Beren wstał i udał się do swoich komnat, a w wielkiej sali wszyscy zaczęli coś robić. Jedni udali się przygotować pokoje dla gości. Inni zaczęli dekorować salę na godne powitanie Ambasadora Damena es Baremot z pobliskiej wyspy Enory. Cel wizyty ambasadora nie był znany nikomu oprócz samego Hamula, ale co mądrzejsi domyślili się, że ma to na celu tylko i wyłącznie zorganizowanie wojsk do walki o kolejną wyspę w budowanym przez niego nowym państwie. W mieście panowało wielkie poruszenie z tego powodu. Większość szlachty nie zgadzała się na kolejne bitwy i otwartą wojnę. Pasowało im życie takie jak mieli do tej pory. Kupcy również nie popierali zamierzeń Hamula. Jedynie większość obywateli zgadzało się na zdobycie nowych terenów. Taki podział poparcia był w gruncie rzeczy bardzo logiczny. Po zdobyciu nowej wyspy cała społeczność portu była by tam przeniesiona,a kryminaliści zamknięci w nowym więzieniu, a większość tutejszej śmietanki towarzyskiej albo prowadzi interesy za pośrednictwem portu albo ma jakieś układy z Oanem. Mieszczanom to się nigdy nie podobało dlatego zawsze pragnęli pozbyć się pospólstwa z wyspy. Beren dobrze rozumiał problem jakie miało jego miasto dlatego zaprosił przedstawicieli kilku innych wysp do omówienia strategii walki.
***
Ktoś zapukał do drzwi. Poczekał chwilę i wszedł do środka. Był nim rycerz który już wcześniej informował Hamula o przybyciu statku. Miał lśniącą zbroję oraz pięknie zdobiony miecz u boku. Pokój do którego wszedł był jak najbardziej królewski. Wszędzie wisiał aksamit, na podłogach znajdowały się przepiękne dywany a kwiaty i różnorakie owoce jeszcze bardziej poprawiały wygląd tego miejsca.
-Czcigodny panie Hamul. Ambasador właśnie dotarł do miasta. Pokoje są już przygotowane. Czy mam zaprowadzić gości do ich kwater? - zapytał rycerz.
Hamul stał przy oknie i obserwował ludzi w mieście. Miał do tego idealną pozycję, ponieważ jego jedno z okien padało prost na rynek miejski.
-Czy widzisz tu tych wszystkich ludzi? Jak myślisz dzięki komu nie muszą się martwić o swoją przyszłość, o swoje bezpieczeństwo, o jedzenie, o ubranie, o wszystko co mają? Jak myślisz, co?
Rycerz milczał.
-Dzięki mnie, synu. Dzięki mnie mają to wszystko. Ja im to wszystko zapewniłem i nadal zapewniam. Ale tam na dole nawet do dziś, ktoś kwestionuje moje decyzje i knuje spisek przeciwko mnie. Nawet po tym wszystkim co dla nich robię, chcą odebrać mi władzę. Bardzo mnie to boli, synu.
Rycerz nadal milczał, choć zaczynał mieć wrażenie że powinien coś powiedzieć.
-Szlachta patrzy na mnie jak na złego władzę. Spiskują jak by mnie tu powstrzymać przed zaprowadzeniem porządku w porcie. Wiesz dlaczego?
Coś w rycerzu przekonało go do odpowiedzenia na pytanie.
-Wiem, mój panie.
-Oczywiście że wiesz. Wszyscy to wiedzą. A poparcie południowej części miasta jeszcze bardziej mnie w tym przeświadczeniu umacnia. Wiesz co dobry władca powinien w tej sytuacji zrobić?
Rycerzowi w tym momencie żołądek podszedł do gardła i nie mógł odpowiedzieć, bo wiedział co jego zwierzchnik zamierza zrobić.
-Otóż dobry władca w tej sytuacji powinien pozbyć się głosu sprzeciwu i postępować za głosem jego poddanych.
-Masz do mnie zaufanie rycerzu? - w tym momencie jego głos zmienił się na bardzo ponury, a wręcz przerażający.
-Mam. Oczywiście że mam panie. - odparł rycerz.
-To dobrze, to bardzo dobrze. Szkoda jednak że ja nie mam go do ciebie. Straż!
Do pomieszczenia wbiegło czterech uzbrojonych po zęby strażników i złapało rycerza.
-Otóż, mój synu ja dobrze wiem co moi ludzie robią, a szczególnie co robią w porcie. Spiskowanie to najgorsza rzecz u rycerza. Za twoje zdradę zostajesz skazany na śmierć. Wyrok wykonam osobiście. Hamul wyciągnął sztylet i podciął gardło rycerzowi.
-Zabierzcie to ścierwo z moich oczu! Nie chce tego tu widzieć! I przyślijcie kogoś kto tutaj posprząta!
***
-To tutaj proszę czcigodnego pana. Pańska komnata, mam nadzieje że będzie się podobać. Czcigodny Beren Hamul po południu pana przyjmie. ÂŻyczę miłego pobytu na Tanorze.
-Dobrze. Niech mój doradca przyjdzie do mnie jak najszybciej. Chcę się z nim spotkać.
-Tak się stanie.
Po jakiś dziesięciu minutach zjawił się Enar Togen, doradca i zastępca ambasadora Damena es Baremot. Wszedł do komnaty i usiadł na krześle przy zastawionym stole.
-Witaj panie, musimy porozmawiać. - odezwał się Baremot.
-Bez wątpienia. - odpowiedział Enar.
-Siadaj. Sytuacje się zmieniła, nie możemy pozwolić na zajęcie kolejnych wysp.
-Zgadzam się z tobą panie Togen, ale już nie możemy opuścić Tanory. Tak samo jak ja nie mogę już udawać ambasadora Enory!
-Nie denerwuj się, rozwiązanie tego jest naszym najmniejszym problemem. Ty się rozchorujesz i oddasz mi pełnię praw do rozmów z Hamulem.
-A co zrobimy z Oanem?
-Z tym jest największy problem. Dla czego ten idiota nie powiedział mi że mieszka na tej akurat wyspie! Skontaktuj się z nim przez tego jego szpiega z zamku.
-Co mam mu przekazać?
-ÂŻe jeszcze nie podjęliśmy decyzji, musi się wstrzymać.
-Będziemy musieli wybrać pomiędzy nim a tym szaleńcem Hamulem która nawet za plotki jest gotowy zabić.
-Oan też nie jest lepszy.
-Masz rację. Cała ta wyspa to jeden wielki burdel.
***
W sali audiencyjnej nikt już nie biegał. Nikt już nic nie poprawiał, nic nie dekorował. Wszystko było już na swoim miejscu. Ludzie zebrani w sali czekali tylko na dwie osobistości. Berena Hamula oraz ambasadora wyspy Enory: Damena es Baremot. Pośród ludzi można było dostrzec wielu strażników miejskich i rycerzy pilnujących bezpieczeństwa. Nie zabrakło także ochroniarzy z Enory dających o szczęśliwy los ich ambasadora. Do sali pierwszy wszedł Hamul. Wszyscy wstali na znak szacunku. Władca Tanory usiadł na przygotowanym dla niego miejscu przy stole. Po kilku chwilach na sali pojawił się Enar Togen bez Baremota. Wszyscy oczywiście wstali choć zrobili to z wielkim poruszeniem. Enar podszedł do miejsca gdzie miał zasiąść ambasador ale nie usiadł.
-Witajcie czcigodni panowie i panie. Jestem Enar Togen, zastępca ambasadora Baremota. Mój pan źle się poczuł i upoważnił mnie do prowadzenia rozmów w jego imieniu. Czy mogę się przysiąść?
-Oczywiście, zapraszamy czcigodnego pana Togena do stołu. - odezwał się miłym głosem Hamul.
-Dziękuję.
Służba przyniosła posiłek. Były to głównie owoce i wino. Choć niektórzy szlachetnie urodzeni zażądali czegoś specjalnego co według ich było wskazane na takim spotkaniu. Wiele osób rozmawiało o różnych banalnych sprawach jak handel niewolnikami, zakup nowych plantacji i tym podobnych. Wszyscy omijali temat dla którego się tu spotkali: wojny. W pewnym momencie Hamul wstał.
-Przestańcie na chwilę dyskutować i jeść, mam coś do powiedzenia. Jak pewnie wszyscy się domyślają po co tu zostali wezwani ale nie są pewni, dlatego ja potwierdzę te przypuszczenia. Buduję nowe państwo, to żadna tajemnica. Będę potrzebował sporej ilości żołnierzy i statków do zajęcia innych wysp. Z waszą pomocą mogę tego dokonać. Każdy za swoją pomoc zostanie nagrodzony.
W tym momencie w sali aż zawrzało od różnych krzyków, przekleństw i wyzwisk.
-Dosyć! - Zawołał donośnym głosem Togen.
-Pozwólcie dokończyć władcy dokończyć co ma do powiedzenia!
-Dziękuję. Wielu władców wysp nie jest dobrych w rządzeniu, a ich wyspy to ruina, dlatego będzie ich łatwo pokonać. Choć sam tego nie zrobię. Dlatego musicie mi pomóc. Każdy oczywiście otrzyma odpowiednią ilość wysp do administrowania zależnie od wkładu w podbój, ale król będzie tylko jeden: Ja. Dam wam czas do zastanowienia. Za pięć dni, każdy kto przybędzie na spotkanie zostanie uznany za mojego sojusznika i będzie odpowiedzialny za dostarczenie mi wojska. To wszystko. Możecie odejść.
Po tych słowach w ciszy wszyscy oddali się albo do swoich komnat w zamku albo do miasta. Zostali tylko Hamul i Enar.
-A co ty postanowisz panie ambasadorze?
-Ja przecież nie jestem ambasadorem. Baremot jest chory.
-Daruj już sobie ten teatrzyk. Od początku wiem że to ty jesteś prawdziwym ambasadorem. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Co postanowię? Ja tylko mogę przedstawić twoje słowa mojemu władcy, a to co on postanowi zależy wyłącznie od niego.
-Ty naprawdę myślisz że jestem głupi!
-Skąd ten pomysł?
-Wiem co się dzieje w twoim mieście. To ty teraz pociągasz za sznurki, a wasz dawny władca nie żyje. Wasze starania dotrzymania tego w tajemnicy są bardzo słabe. Jak ci się wydaje, dlaczego zaprosiłem ambasadora zamiast samego władcy, co?
-Nasz władca żyje! Przedwczoraj z nim rozmawiałem!
-Niech ci tam będzie. Dalej utrzymujmy ten teatrzyk.
-Dziękuję.
-A odnośnie mojego pytania, to jak będzie? Wesprzecie nas?
-Zdecydowanie, nam też przydadzą się nowe tereny.
-Skoro chcecie zostać naszymi sojusznikami to powinniśmy się wymienić informacjami, nieprawdaż?
-Oczywiście, co chcesz wiedzieć?
-Może na początek: co wiesz o człowieku o imieniu Oan?
-To ten diler ziela, tak? Wiem tylko że dobrze mu się tu powodzi. To tyle.
-Oh. Doprawdy. Bo akurat mi wiadomo że utrzymujecie z nim kontakty. Ty i wasza wyspa.
-To jakieś brednie! Nie będę tolerować tego typu oszczerstw!
-No no. Sojusznik a się wypiera prawdy. Powiem ci coś: jesteś głupszy niż ci się wydaje. Nie zastanowiło cię że taki pan Oan tak dobrze sobie radzi na mojej wyspie? Myślałeś że się go boje? ÂŻe nie stać mnie żeby bo powstrzymać?
-No... więc....
-Spokojnie, nie musisz odpowiadać. Znam twoją odpowiedź. Pozwól że ci kogoś przedstawię. Choć w zasadzie to ty powinieneś mi go przedstawiać.
Do sali weszło kilku rycerzy w towarzystwie dobrze ubranego człowieka.
-Oan Rekford, mój najlepszy szpieg. Witam cię na moim zamku.
-Witaj Hamul.
-Jak to?! To ty pracujesz do Hamula?!
-Oczywiście. To doskonały układ, dzięki temu mamy kontrolę nad wszystkim na tej wyspie. Ja kontroluję port a Hamul Torunę. Również dzięki temu jesteśmy tacy bogaci, dzięki sprzedaży bagiennego ziela. - odpowiedział Oan.
-To jakoś obłęd. Kto jeszcze o tym wie?
-Tylko my, no i teraz ty.
-Mam dla ciebie propozycję mój sojuszniku. Również ty będziesz dla mnie pracować. Nie radzę odmawiać. Ani próbować innych sztuczek.To jak będzie?
-No więc...
-Moi ludzie ślepo wierzą że chce się pozbyć Oana z portu. Jest dokładnie na odwrót. Chcę się pozbyć pospólstwa z portu a Oana mianować jego komendantem. A ty mi w tym pomożesz lub zginiesz.
-Rozumiem. Widzę że nie mam żadnej możliwości poza przyłączeniem się do was, tak?
-Tak. Za parę dni zrozumiesz że dobrze zrobiłeś. Zrozumiesz to kiedy podbijemy nową wyspę: Antarę!
-Chcesz najechać Antarę? Czy to aby rozważne? Wiele wysp i handlarzy ma z nimi powiązania.
-Właśnie o to chodzi że to wasza wyspa ją zakatuje.
-ÂŻe co?!
-Wasza wyspa zostanie okrzyknięta tą która zapoczątkowała wojnę. A nasza jako tak która tą wojnę zakończy!
-Ty oszalałeś?! Równało by się to ze zniszczeniem Enory! Nie zrobię tego!
-Daj mi dokończyć!
-Za pięć dni okaże się kto nam użyczy wojska. Zapewne większość dlatego nasz plan ma szanse powodzenia. Po tym spotkaniu wy najedziecie Antarę, pojmacie wszystkich co się da i zamkniecie. Jeśli ktoś będzie stawiał opór zabijecie. Wieści szybko się rozejdą i dotrą na nasze jeszcze otwarte spotkanie. Ja skoro będę kontrolować większość armii wydam rozkaz odbicia Antary. Was pojmiemy i wypościmy na mojej wyspie. Zakładników z Antary wypościmy. Po tym zajściu każde miasto zrozumie że będzie musiało się podporządkować mi. Nowemu królowi Wysp Południowych!
-A co z Enorą?
-Powiem że to nie Enora atakowała tylko piraci na waszych statkach.
-A co z władcami poszczególnych wysp które do was przystaną?
-No właśnie panie, co z nimi?
-Zabić. Bez litości. Nie chce mieć jakiejkolwiek opozycji.
***
-Co myślicie o pomyśle Hamula? Czy szlachta Tanory powinna przystać na te warunki? A może poprosić czcigodnego Oana o pomoc w obaleniu jego władzy? - zapytał jeden z siedzących przy stole szlachciców.
-Proponuję zrobić głosowanie. Każdy kto chce i może wziąć udział w głosowaniu niech zostanie, reszta niech opuści to pomieszczenie. Oczywiście głosowanie będzie poprzedzone dyskusją. Czy ktoś się nie zgadza? - odparł członek jednej z najznamienitszych rodów szlachty: sir Logen.
Nikt nie odpowiedział.
-Widzę że wszyscy są za. Dlatego proszę osoby nie pochodzące ze szlacheckich rodów oraz osoby nie powiązanie bezpośrednio z tą sprawą o opuszczenie tego pomieszczenia.
Większa część ludzi będących w pomieszczeniu opuściła swoje miejsca i udała się na dziedziniec domu jednego ze szlachciców. Posiadłość nie różniła się od innych wielkością czy wyglądem. Była zadbana i ładna. Jednak to co przykuwało największą uwagę to ogromna fontanna zdobiona złotem nad którą zebrali się wychodzący ludzie.
-Dobrze. Niech każdy kto chce się wypowiedzieć niech podniesie kielich. Trzy osoby podniosły kielichy. Niech pierwszy wypowie się Lord Ambery. Proszę.
-Witam zgromadzonych. Jak większość wie nazywam się Lord Ambery i jestem właścicielem trzynastu karczm na siedmiu wyspach archipelagu. Jestem poruszony zamiarami władcy Tanory Berena Hamula. Dla mnie osobiście taki stan rzeczy nie jest dopuszczalny. Mój majątek zawdzięczam tylko i wyłącznie cłu narzuconemu przez niektóre wyspy. Jeśli cło zostanie zniesione moje przewozy będą cenowo takie same jak legalny przewóz. To niedopuszczalne! Nie możemy do tego dopuścić! To wszystko.
-Dziękuję Lordzie. Następnego o głos poproszę Milorda Tandrena. Proszę.
-Witam. Powiem krótko. Połączenie wysp to idealny pomysł dla ujednolicenia waluty. Dotychczasowe problemy i matactwa z tym związane to czyste zło. Nic więcej nie mam do powiedzenia. Dziękuję.
-Ja również dziękuję. Proszę o głos Renolda Gerena.
-Jako przedstawiciel rodu Gerenów chciałem przedstawić nasze wzburzenie tym co dzieje się ze tutejszą szlachtą. Każdy ród ma,miał lub dopiero będzie mieć jakieś powiązania z Oanem Rekfordem. Jest to człowiek honorowy ale pozbawiony jakiegokolwiek poszanowania statusu szlachty. Wiązanie się z takim człowiekiem powinno być poniżej godności u każdego szlachetnie urodzonego. To wszystko co miałem do powiedzenia, jestem oburzony że w ogóle tutaj rozważamy pomoc takiego człowieka.
-Dziękuję Renoldzie. Skoro wypowiedzieli się wszyscy co tego pragnęli. Ogłaszam głosowanie. Dla nienarażania każdego z tutaj obecnych proponuję odbyć tajne głosowanie. Niech każdy napisze na kartce swoją wolę. Ja przeliczę głosy dlatego nie będę brać udziału w głosowaniu.
Każdy wziął kawałek kartki leżący na stole i napisał co powinna postąpić szlachta. Trwało to chwilę i nie widać było po żadnym z obecnych żadnego zastanawiania się.
-Dobrze. Przeliczę głosy.
Sir Logan przeliczał głosy odkładając na jeden stosik te głosy popierające władcę a na drugi te które chciały jego obalenia i zaprzestania wojny.
-Cztery głosy popierające Hamula oraz dziewięć chcące go obalić. Szlachta podjęła decyzję. Beren Hamul zostanie odsunięty od władzy i zamknięty w lochu. Szlachta zaś przejmie tymczasową władzę aż do wyznaczenia nowego władcy.
-Jak dokonamy przejęcia władzy?- odezwał się Lord Ambery.
-To musimy jeszcze ustalić.
***
-Co ze szlachtą mój królu?
-Jeszcze nie jestem królem, ale już wkrótce komendancie Rekford. A szlachta? Zobaczymy co zrobi. Nie mogą mi nic zaproponować więc mogą mnie poprzeć lub spróbować obalić. Jeśli jednak ich głupota jest tak wielka i mimo wszystko spróbują mnie obalić to będą potrzebować kogoś kto im to zapewni. Zbrojnie.
-Mnie?
-Dokładnie. Musisz się zgodzić. Jeśli to zrobią to poinformuj mnie o tym. A ja ci powiem co dalej.
-Tak jest, mój królu.
***
-Wysłałem już jednego z moich zaufanych agentów aby spytał się Oana Rekforda czy nam pomoże we spisku. Za niedługo powinniśmy mieć odpowiedz. - poinformował zgromadzonych sie Logan.
Po chwili do pomieszczenia wszedł sam Oan.
-Witam państwa. Nie chciałem rozmawiać przez pośredników więc przybyłem osobiście, mam nadzieje że to nie kłopot.
-Ależ skąd. Jesteśmy zaszczyceni. Proszę usiąść.
-A więc chcecie przejąć władzę na wyspie, czy tak?
-Dokładnie, nie podobają nam się nowe rozkazy Hamula.
-Więc trzeba go zabić tak?
-Nie! Nie trzeba od razu zabijać, można na przykład tylko zamknąć w jakimś lochu.
-Ale co się stanie jeśli ucieknie, uzna was za zdrajców. Nie możemy przecież na to pozwolić.
-No.. nie możemy ale przecież nie będziemy zabijać!
-Czyżby wielmożny sir Logan bał się odrobiny krwi na swoich rękach?
-Nie, to nie tak! Ja... Ja po prostu nie mogę.
-Dobrze zrobimy tak. Ja zapewnię wam osobistą audiencję u władcy a wy za to dacie mi tytuł szlachecki, oczyszczacie mnie ze wszystkich moich wykroczeń oraz oddacie mi jedną z wysp. Zgoda?
-To trochę wysokie warunki? Może bez oddawania wyspy?
-Nie! To są moje warunki! Oczywiście jeśli ich nie przyjmiecie to może zdarzyć się w waszych domach jakiś wypadek.
-D.. Do... Dobrze, przyjmujemy te warunki.
-Interesy z wami to czysta przyjemność. Chłopcy idziemy do zamku. Ktoś z moich ludzi przyjdzie i powie kiedy już możecie przyjść.
-Na razie niech nikt się nie rusza stąd.
***
-Królu, szlachta podjęła decyzję. Chcą cię obalić.
-A więc jednak. Hmm. Dobrze więc. Zabij ich. Natychmiast!
-Tak jest mój królu.
Minęło pięć dni i nadszedł czas na ponowne zorganizowanie spotkania. Na spotkanie przybyli wszyscy którzy byli poprzednio. Każdy obawiał się że jeśli nie zgodzi się to zginie z rąk strażników jeszcze w tym samym dniu. Do sali przybył przyszły król Wysp Południowych. Usiadł na przygotowanym dla niego tronie. Tron znajdował się na podwyższeniu i był cały pokryty złotem. Obok niego stał jego podwładny. Coś jeszcze przedyskutowali, podwładny odszedł a Hamul wstał.
-Witajcie moi drodzy. Widzę że przybyli tutaj wszyscy. Bardzo się cieszę. Czy wasze wojska wiedzą że są podporządkowane mojej osobie?
Wszyscy zgromadzeni powiedzieli "Tak".
-Doskonale, a więc... - Przerwał głos Hamula jeden z jego agentów i krzyczał: "Atakują Antarę!". Hamul wstał i zaczął wydawać rozkazy: "Przygotować statki", "Niech żołnierze się przygotują", "Straż do portu". Na sali panował chaos. Większość ludzi chciała sprawdzić co się dzieje. Nikomu nie pozwolono wyjść. Hamul krzyknął i wszyscy stanęli jak wryci. Zachowajcie spokój, nasze wojska już się przygotowują do odbicia Antary. Wasza interwencja nie jest konieczna. Proszę się udać do swoich komnat.
Wszystkim została przydzielona straż mająca dbać o to aby każda osoba dotarła do swojej komnaty. Kiedy wszyscy już wyszli a Hamul został w pozornie ponurym nastroju. W głębi siebie cieszył się jak małe dziecko.
***
-Ktoś zginął?
-Kilkanaścioro strażników. Nikt więcej.
-Doskonale. Reszta jest zamknięta?
-Tak jak pan kazał.
-Doskonale. Teraz tylko musimy poczekać na przypłynięcie wojsk Hamula.
-Odeprzemy ich?
-W żadnym razie! Nie dalibyśmy im rady. Choć w zasadzie nie będzie już żadnych walk.
-Emm... Oczywiście. To co mamy robić?
-Czekać, napijcie się wina czy coś. Walki skończone.
-Tak jest.
Po paru godzinach flota Tanory licząca dwadzieścia statków bojowych wpłynęła na wody Antary. Każdy statek inny niż ich został niszczony. Nie dając szans na ucieczkę. Po dotarciu na ląd, wojska nie zastały śladów walki, ale też żadnego człowieka. Po dotarciu do miasta wojska Hamula zaczęły rzeź. Zabijały wszystkich z godłem wyspy Enory. Wybijali wszystkich bez wyjątku. Z zimną krwią zabili Enara Togena który cieszył się z ich przybycia i myślał że zostanie bezpiecznie transportowany do Tanory. Enorianie nie mieli szans na obronę. Zostali zmieceni całkowicie. Zakładnicy zostali oswobodzeni przez dzielnych rycerzy króla Hamula, i tak zostali zapamiętani na Antarze. W tym samym czasie kolejna fala statków zniszczyła całkowicie wyspę Enorę. Armia króla Hamula na początku zabiła wszystkich szlachciców, a następnie mężczyzn. Kobiety miały wybór: albo zginąć albo zostać zamknięte w lochach i być traktowane jako darmowe dziwki. Dzieci zabierano i robiono z nich niewolników na statkach.
***
Po kilku dniach po tych wydarzeniach Hamul zaprosił do swojego zamku wszystkich władców wysp. Wszyscy akceptowali jego jako króla i oddali mu swoje całe wojska. I każdy wrócił bezpiecznie na swoją wyspę. Po paru miesiącach wszyscy zginęli w tajemniczych okolicznościach. ÂŚledztwa szybko zamykano z braku dowodów. Każdy kto sprzeciwiał się nowemu królowi oraz jego prawu został szybko zamykany. Z jednej z wysp zrobiono wielkie wiezienie gdzie umieszczono wszystkich przestępców i bandytów, dla uciechy mieszkańców królestwa. Port na Tanorze został przekazany Oanowi który został oczyszczony ze wszelkich zarzutów dotyczących jego osoby. Handel bagiennym zielem został dopuszczony jednak srogo ograniczony. Szlachta została zdegradowana do statusu obywatela. Królestwo zostało nazwane królestwem Wysp Południowych a król Hamulem I Wielkim. Królestwo żyło długo w przeświadczeniu że ich wielki król to tak naprawdę oszust który zabija każdego którego tylko musi aby dojść do władzy.