Funeris Venatio wszedł do kaplicy. Kolejne metry pokonywał wolnym tempem, miarowo stawiając kroki, okute w stal buty głucho stukały o kamienną posadzkę, niosąc echo po majestatycznym sklepieniu. Rynsztunek podzwaniał, blachy zbroi zgrzytały przy każdym poruszeniu, głęboki oddech rycerza wypełniał salę. Spokojnie bijące serca rycerza dudniło w uszach, chociaż zazwyczaj jest to dźwięk raczej niesłyszalny. Krok za krokiem Poeta zbliżał się do postumentu boga Zartata. Po prawej i lewej stronie widział płaskorzeźby przedstawiające sceny wyjęte z mitologii znanego im świata. Postaci, wydarzenia, miejsca... Wszystko to było tutaj, namalowane i wykute w skale, uwiecznione na zawsze, przypominające. Z boku można było dostrzec kapłana w powłóczystej prostej szacie, z którym Funeris wymienił głębokie spojrzenie. Niemal jednocześnie skinęli głowami w akcie zrozumienia, niczym długoletni przyjaciele, którzy wiedzą o sobie wszystko i nie mają żadnych tajemnic. ÂŻadne słowa nie są wtedy potrzebne - to dusza przemawia. To ona sprawia, że wszystko nagle staje się jasne. Tak było i w tym przypadku, kiedy to kapłan odsunął się na ubocze, schodząc z pola widzenia. Instynktownie wiedział, ile dla zakonnika znaczy dzisiejsza wizyta w kaplicy. Wybierał się tutaj już od naprawdę długiego czasu, relatywnie rzecz ujmując. Zawsze jednak zajmowały go inne sprawy, które nie pozwalały wreszcie odnaleźć spokoju. ÂŚwiat pędził do przodu na złamanie karku, a wszystko miało jeszcze przyspieszyć. Ciągła obecność śmierci, zbliżająca się wojna, spiski, układy. Wiara jednak jest w nim silna, a on ufa swemu panu. Dlatego zbliżając się coraz bardziej do posągu niebiańskiego młodzieńca, czuł tylko spokój i coraz większą radość. Promienie słońca, którymi obleczona jest postać Pana ÂŚwiatła, rozpraszają wszystkie mroki nocy, a jego oblicze koi i zasklepia rany duszy lepiej, niż najlepsze mikstury potrafią łatać rannych wojowników na polach wielu bitew. Pierwszy stopień podwyższenia Poeta pokonuje jednak z małym wahaniem. Jest już tak blisko, czuje dojmującą obecność, lecz waha się. Wie, że jest tylko słabym i nic nie znaczącym człowiekiem. Jest tylko pyłem na wietrze i miecz, który pragnie dzisiaj ofiarować swojemu zbawcy jest tylko śmiesznym narzędziem, którego On sam nawet pewnie nie dostrzega. Po pierwszych wątpliwościach przychodzi jednak świadomość, że rycerz postępuje słusznie. Kroczy ścieżką, która jest prawa i kroczy nią pewnie. Wiele razy podczas swojego życia czuł, że ktoś nad nim czuwa, ale nigdy nie potrafił nazwać... tej obecności. Czyżby teraz wiedział, co kierowało nim przez całe życie? Tak myślał. Funeris z rodu Venatio, którego sam jest założycielem, postąpił następny krok. W obezwładniającej ciszy otoczenia dotarł do stóp posągu. Opadł ciężko na kolana, unosząc w powietrze drobinki kurzu. Echo uderzenie stali o twardy kamień poniosło się po sali. Dźwięki te były jednocześnie tak naturalne i obce, że ktoś postronny miałby problemy, by ubrać w słowa to, co właśnie słyszy. I widzi. Ten właśnie postronny oczami doświadczonego kapłana widział właśnie jak rycerz Bractwa ÂŚwitu opada bezwiednie na kolana, pochyla głowę i zamyka oczy. Włosy opadają mu na czoło, nie przytrzymane żadną opaską. Rycerz zdjął hełm z otwartą przyłbicą, który cały czas dzierżył na głowie i położył go na po swojej prawej. Wdech. Nie otwierając oczu, rozwiązał supeł na skórzanym pasie z czarnym mieczem. Wydech. Neltharion znajdujący się w prostej, zwykłej pochwie powędrował w dłoniach Poety przed jego twarz. Wdech... urywany. Zakonnik wysunął klingę i dotknął płazem czoła, jakby składał jej hołd, nie otwierał oczu. Wydech... bardzo długi. Złożył miecz z czarnej rudy przed sobą na posadzce. Od wejścia do kaplicy nie odezwał się słowem. Jego umysł był wyczyszczony i świeży. W tej jednak chwili natłok obrazów i skojarzeń uderzył w niego z całą siłą. Było tam tego wiele... Oddanie, potrzeba, walka, zaufanie. Zwłaszcza to ostatnie przebijało się nader często, torując sobie drogę między kolejnymi myślami, które stawały się coraz mniej chaotyczne i nieskładne. Funeris Venatio herbu Radwan zwany Poetą, nobilitowany królestwa Valfden, rycerz i marszałek Bractwa ÂŚwitu, poczuł wreszcie, że jest u siebie. Poczuł, że jest w domu. Otworzył oczy i przypomniał sobie ze zdziwieniem, że nie zwracał uwagi na oddychanie, zapominając o tym. Przed nim leżał jego wierny czarny miecz. Człowiek zdał sobie sprawę, że myśli jego krążyły wokół błogosławieństwa, którym chciał zostać zaszczyconym. Czuł coś, lecz nie był pewien, czy to było dokładnie to, o czym opowiadali inni zakonnicy, który dostąpili rytuałów w tej kaplicy.
Nazwa broni: Neltharion
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 35
Wytrzymałość: 40
Opis: Wykuty z 1,01kg czarnej rudy o zasięgu 0,9 metra.
11 BT - 1 BT = 10 BT