Artemis Entreri z gracją kota zmierzał do migającego w oddali światła. Przemierzał gęsty las, dziwnie spokojny i cichy. Trochę go to zastanowiło- w końcu Srebrne Marchie należą do najniebezpieczniejszych terenów Faerunu. Bezszelestnie podkradł się do małego ogniska.
Zauważył dwóch osobników – mrocznego elfa oraz krasnoluda. Przez myśl przemknęło mu zanurzenie sztyletu w ich nieruchomych ciałach, lecz w porę się opamiętał i podszedł bliżej.
- Drogi Artemisie, mógłbyś choć raz przybyć na czas! Razem z Athrogatem czekamy już od dobrych dwóch godzin.
- Srebrzysty Legion kręcił się w pobliżu.
- Powinieneś zawierać nowe znajomości. Bierz ze mnie przykład.
- Do rzeczy Jarlaxle, o co ci tym razem chodzi? Nie wyjaśniłeś mi po co mam tracić mój cenny czas.
- Widzisz, Srebrne Marchie to kopalnia złota, wpływów i wolnej ziemi. Tutaj można zarobić fortunę i zdobyć władzę.
- Tutaj można zarobić sztylet w plecach i zdobyć miejsce w lochu Silverymoon.
- Czepiasz się szczegółów, drogi przyjacielu.
- To dobre miejsce dla krasnoluda, drowie - przyłączył się do rozmowy Athrogate.
- Widzisz Artemisie, nie sprzeciwiaj się bo będę musiał cię zabić.
- Trudno to będzie zrobić zza grobu.
Na twarzy mrocznego elfa zagościł szeroki uśmiech.
- Tak myślałem, że się zgodzisz. Jutro ruszasz z tym zacnym krasnoludem do Silverymoon.
Skrytobójcę zamurowało.
- Chyba sobie żartujesz! Ja i Silverymoon! Prawdopodobnie jestem tam poszukiwany za szereg zbrodni, Drizzt na pewno ostrzegł przede mną Alustriel.
- Nie martw się, od dzisiaj jesteśmy bohaterami Północy.
Artemis odwrócił się plecami do dwójki towarzyszy i poszedł na pobliskie wzgórze, by przemyśleć tą sytuację. Niepokoiło go zachowanie Jarlaxla. Wiedział, że jako dowódca Bregan D’aerthe miał ambicje powiększyć władzę tej organizacji. Ale Srebrne Marchie? Skrytobójca po części podejrzewał, że drow wybrał tą krainę ,by zrobić mu na złość. Tu bowiem mieszkał mroczny elf o kryształowym sercu, sławny tropiciel i wojownik, a przede wszystkim największy rywal i zmora Entreriego – Drizzt Do’Urden. Nie chciał z nim stoczyć kolejnej walki. Znudziła go bezustanna rywalizacja między nimi. Rozmyślania przerwał mu odgłos walki. Z pośpiechem ruszył w stronę obozowiska. Tam trwała w najlepsze rzeź. Bandyci napadli na jego towarzyszy. Lecz nie wiedzieli z kim mają do czynienia. Jarlaxle rzucał za pasa sztyletami. Najdziwniejsze było to, że miał ich nieskończony zapas. A krasnolud? Trwogę budziły jego dwa zaczarowane morgensterny – Grzmot i ÂŁoskot. Siały zniszczenie w szeregach rzezimieszków. Entreri wyciągnął swój wampiryczny sztylet oraz Szpon Charona i ruszyła grupkę bandytów. Ci szaleńczo natarli na niego. Artemis podszedł do jednego z nich i ciął swoim mieczem. Bandyta wykonał blok, lecz straszliwa moc broni skrytobójcy przecięła potężną maczugę na dwoje – a z nią całego zbira. Towarzysz pokonanego zamachnął się i uderzył w skrytobójcę, ale jego tam już nie było! Stał za swoim przeciwnikiem i wbił w jego plecy sztylet. Entreri pozbawił rzezimieszka energii życiowej, samemu ją przejmując. Następni bandyci padali z jego ręki. Jarlaxle i Athrogate mieli na swoim koncie przynajmniej tuzin trupów. Osaczyli resztę wrogów, a skrytobójca zajął się przywódcą łupieżczej bandy. Zamachnął się, by zakończyć jego nędzny żywot lecz broń bandyty wybuchła nagle mocnym ogniem. Artemisa oślepiło, lecz zachował zimną krew, zrobił unik i straszliwym ciosem przeciął herszta na pół.
- Mogłeś go oszczędzić, doskonale pasowałby do naszych planów.
- Wyjaśnij mi do cholery, skąd zwykły bandyta posiada magiczny miecz?
- Nie tylko on, reszta jego kolegów też miała , lecz dużo słabsze.
- Ale…
- Bractwo Tajemnic z Luskan.
- Czarodzieje?
- Wynajmują bandytów by napadali na karawany i samotnych podróżników. Zaopatrują ich w magiczną broń. Odetnij każdemu prawe ucho, za bandytów płacą 10 sztuk złota za skalp. Odbierzesz pieniądze od samej Alustriel, chce poznać tych „odważnych, praworządnych i szlachetnych” łowców potworów i bandytów.
- Nie martw się, ze mną nie zginiesz. – mruknął do Entreriego Athrogate.
Naburmuszony Artemis ponownie ruszył na wzgórze, a Athrogate zajął się brudną robotą z martwymi bandziorami. Jarlaxle natomiast chciwie zbierał każdy magiczny przedmiot znaleziony przy trupach.
Kilka godzin później Entreri z Athrogatem zmierzali już do Silverymoon.
- Hej ty! – zwrócił się nagle do Artemisa krasnolud.
- Czego chcesz? – warknął skrytobójca.
- Ciekawi mnie, dlaczego drow nie poszedł z nami?
- Do Silverymoon nie wpuszczają mrocznych elfów – wyjaśnił.
- Ooo, jedzie tutaj oddział ludzkich mięczaków w krasnoludzkich zbrojach! Już ja dam tym parszywym złodziejom. Skradli efekty pracy mojego ludu. Chodźcie tu! Grzmot i ÂŁoskot mają wam coś do powiedzenia – wrzeszczał Athrogate.
- Zamknij się.
Jeźdźcy podjechali do dwóch podróżnych.
- Po co idziecie do Silverymoon? Wyjaśnijcie natychmiast cel waszej podróży i czas pobytu w mieście.
- Chcę ci rozłupać czaszkę , a jak długo zostanę? Dopóki nie zedrę z twojego brudnego cielska cudów krasnoludzkiego rzemiosła.
- Poskrom język krasnoludzie, inaczej będziemy musieli ci go wyrwać.
- Nazywam się Artemis Entreri, a to jest Athrogate. Uwierz nam, nie mamy złych zamiarów. Zmierzamy do Alustriel by odebrać nagrodę.
- Nazywam się Methrammar Aerasume. Jestem wielkim marszałkiem Srebrzystego Legionu, a Jaśnie Pani Alustriel jest moją matką. Możecie jechać, lecz uważajcie na słowa, niewielu jest takich wyrozumiałych jak ja.
Grupka wielkiego marszałka odjechała, a Artemis odetchnął w duchu.
- Czego ich nie zabiliśmy ? – zapytał z głupim uśmieszkiem krasnolud.
- Zamknij się. – warknął Entreri.
Towarzysze dojechali do miasta kilka godzin później. Silverymoon – klejnot Północy prezentował się wspaniale, lecz „dwaj bohaterowie” mieli inne sprawy na głowie.
Spotkanie z Alustriel miało odbyć się wieczorem, lady zaprosiła ich na kolację. Artemis wiedział co to oznacza. Wie wszystko o nim, jego zbrodniach i przestępstwach. „Cholerny Jarlaxle, zabiję go.” – pomyślał. Sytuację może poprawić fakt martwych bandytów i „szczera” chęć nawrócenia. Miał nadzieję, że uniknie celi w lochach.
Wieczorem on i Athrogate udali się na kolację. Przekroczyli próg Wysokiego Pałacu i od razu spotkała ich niemiła niespodzianka. Zauważyli kilku czarodziejów oraz grupkę miejskich szych. Magicy oznaczali w najgorszym wypadku tortury i katusze. Razem z Athrogatem usiedli na samym końcu długiego stołu między niejakim Serniusem Alatharem oraz krasnoludem Khondarem Bladebite.
- Zacny bracie, napij się miodu! Najlepszy w tej części Faerunu! – krzyknął Bladebite do towarzysza skrytobójcy i podał mu dzban z miodem.
- Z wielką chęcią – odrzekł Athrogate i przyjął podarek.
Alustriel, władca miasta Taern Ostroróg oraz dowódca Strażników Czarów Jorus Błękitnoszaty siedzieli na drugim końcu stołu. Artemis odetchnął z ulgą. Kolacja przerodziła się w huczną zabawę. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Zabrał się do jeleniego udźca i butelki wina. Niespodziewanie Sernius Alathar zagadał do niego:
- Nie znam cię panie, jesteś chyba pierwszy raz na uczcie u Alustriel.
- Być może.
- Dostąpiłeś wielkiego zaszczytu, z twojego tonu wnioskuję, żeś zwykły łowca nagród.
- Uważaj na słowa. Czego chcesz? – zapytał niegrzecznie Artemis.
- Poznać twoje imię oraz miejsce pochodzenia.
- Nie powinno cię to interesować. – warknął Entreri.
- Bacz na słowa pachołku! Inaczej zgnijesz w miejskich lochach. – zagroził Alathar.
Skrytobójca chciał już wyciągnął sztylet i wbić go głęboko w serce dowódcy Rycerzy w Srebrze, lecz znał konsekwencje takiego uczynku. Mimo to wpadł mu do głowy wyśmienity pomysł. Da nauczkę temu pyszałkowi, zdobędzie pewną sławę w Marchiach a w dodatku wypełni sakiewkę.
- Jeśli jesteś taki ciekawy mojego imienia i pochodzenia dam ci szansę do ich poznania. A dodatkowo zarobisz worek złotych monet. Wystarczy mnie pokonać. Jutro w samo południe w centrum miasta.
- Rzucasz mi wyzwanie? Poczujesz ostrze mojego miecza na gardle , głupcze! Ale zgadzam się.
Na twarzy Artemisa zagościł szeroki uśmiech. Wiedział, że Sernius zna się na wojennym rzemiośle, lecz w porównaniu z nim był nikim. Uczta trwała. Athrogate wypił litry miodu i wina. Tańczył razem z Khondarem na stole. Entreri był całkiem spokojny o swoją skórę. Gdyby Alustriel chciała zamienić z nim słówko, już dawno by to zrobiła. Był sławnym skrytobójcą nikt nie mógł przejść koło niego obojętnie. Alathar podszedł do wielkiego marszałka Aerasume’a. Po chwili obaj wyszli z pałacu. Skrytobójca został sam przy stole. Kilkanaście krzeseł dalej wprawdzie siedzieli ludzie, lecz ignorowali Entreriego. Zaczął zasypiać. Ze snu wyrwała go piękna kobieta w aksamitnej sukni, zbliżająca się do niego.
- Cholera, a myślałem, że mam z nią spokój. – mruknął.
Alustriel podeszła do niego i zagadała:
- Artemis Entreri, nie powiem, że cieszy mnie twój widok w Silverymoon.
- Nic mnie to nie obchodzi, przyszedłem tutaj wyłącznie po nagrodę.
- I myślisz, że ją dostaniesz? Człowiek, który na sumieniu ma więcej od większości osób w Faerunie prosi mnie o złoto?
- O nic nie proszę! Biorę to co mi się należy! – warknął skrytobójca.
- Oczywiście, lecz mogłabym wezwać tutaj Serniusa ze swoimi żołnierzami ,by skuli cię i zamknęli w lochach.
- Jakim prawem?! Uratowałem dziesiątki osób od rabusi.
- Zwykli rabusie nie zrekompensują krzywd które wyrządziłeś.
- Powtarzam, moja obecność tutaj świadczy o moich dobrych intencjach.
- Będę bacznie cię obserwować. – oświadczyła Alustriel, rzuciła na stół sakiewkę ze złotem i odeszła.
Artemis przez chwilę rozmyślał nad słowami Jaśnie Pani. Wstał, podszedł do Athrogate’a, wyciągnął go siłą z pałacu i ruszył do gospody na spoczynek.
Następnego dnia całe miasto wiedziało już o pojedynku dowódcy Rycerzy w Srebrze z nieznanym w Silverymoon skrytobójcą. Ci ,którzy znali Entreriego wiedzieli o jego umiejętnościach i sprycie. Artemis był rozluźniony, pewny swojego zwycięstwa. W samo południe ruszył do centrum miasta. Sernius razem z kilkoma rycerzami w srebrze czekał już na niego.
- Będziesz błagał o litość. – oznajmił Alathar.
- A ty o śmierć.
Stanęli naprzeciwko siebie. Wokół było wielu gapiów. Entreri wyciągnął Szpon Charona, a jego przeciwnik piękny miecz stworzony przez rzemieślników z Mithrilowej Hali. Natarli na siebie. Entreri z łatwością parował ciosy rywala. Stosował uniki. Był w ciągłym ruchu. Sernius mimo to umiejętnie się bronił, choć widać było, że słabnie. Postawił wszystko na jedną kartę. Zamarkował uderzenie w lewy bark skrytobójcy, chcąc wymierzyć krótkie pchnięcie w brzuch ofiary. Artemis nie dał się nabrać. Momentalnie sparował cios, wyprowadzając szybką kontrę. Alathar nie zdołał zablokować. Został ciężko ranny w ramię. Szybko tracił krew. Entreri przywołał magiczną moc miecza i przy każdym uderzeniu wytwarzał popiół. Zdekoncentrowało to rannego już wojownika. Zamachnął się dziko przed siebie trafiając w powietrze. Skrytobójca błyskawicznie znalazł się za plecami rywala. Wyciągnął sztylet i przystawił mu do gardła.
- Oszczędź – jęknął żołnierz.
- Mówiłem, że będziesz mnie błagał. – odrzekł z satysfakcją Entreri.
Schował sztylet, a miecz włożył do pochwy. Do pół żywego człowieka podbiegł kapłan. Zaczął mruczeć pod nosem jakieś zaklęcie. Rany Serniusa zasklepiły się. Alathar wstał, wyciągnął sakiewkę i rzucił skrytobójcy.
- Miałeś szczęście. Oto 1000 sztuk złota. Możesz odejść i obyśmy się więcej nie spotkali, bo będę musiał cię zabić.
Entreri razem z Athrogatem opuścili Klejnot Północy. Musieli wracać do Jarlaxla, który zapewne wiedział już o wszystkich ostatnich wydarzeniach.
- Jak zwykle spóźniłeś się ! – przywitał skrytobójcę Jarlaxle.
- Co teraz?
- Mam pewien plan, lecz najpierw złoto.
Artemis rzucił drowowi sakiewkę i powiedział:
- Teraz mów co chcesz zrobić.
- Jak dobrze wiesz Zhentarimowie chcą zniszczyć Srebrne Marchie. Dużo ich byłych żołnierzy emigruje z terenów Morza Księżycowego by osiedlić się na tym dzikim i niezbadanym terenie. Część chce wieść spokojne życie z dala od spraw Czarnej Sieci. Jednak wielu współpracuje nadal z tą organizacją. Wykrycie i zlikwidowanie takiego agenta jest warte w Silverymoon setki bandytów. Skorzystamy na tym bowiem odkryłem jednego z nich w miasteczku Nowy Fort. Władca tej osady to uczciwy człowiek. Niszcząc szpiega cała wieś będzie nam wdzięczna, a my zyskamy wiele w oczach mieszkańców Srebrnych Marchii.
- Wiesz, że Zhentarimowie to potęga, jeśli to ważny gracz ściągniemy na siebie rzesze zabójców.
- Drogi Artemisie, czym jest życie bez ryzyka?
- Kiedy ruszamy?
- Niebawem, mój przyjacielu.
Entreri był bardzo zmartwiony. „Zhentarimowie to wielka siła. Jeśli zaczniemy z nimi wojnę, ich czarodzieje i kapłani nie dadzą nam spokoju. Ale Jarlaxle jest spokojny, to dobry znak…”
Nad ranem trwały przygotowania do wyprawy. Athrogate zapakował mnóstwo jedzenia.
- Masz iście giganci apetyt, zacny przyjacielu – rzekł do niego Jarlaxle.
-He, he – zaśmiał się krasnolud.
Godzinę później byli już w drodze. Artemis podejrzewał, że szpieg jest znaczącą osobą w osadzie i przysporzy im niemałych kłopotów. Podróż minęła spokojnie. Dojechali do otoczonej drewnianą palisadą wsi liczącej około 150 osób. Nad wioską górował fort, w którym mieściła się siedziba miejscowej milicji.
- Idziemy do „Nagrody Bohatera”. To miejscowa oberża. Jej właścicielem jest Trevis Uhl, faktyczny władca miasta. To z nim zamienimy słówko. Jest tu także kaplica Tempusa, ale myślę, że nie będzie potrzeby korzystać z usług kapłana.
Podróżnicy szli wąską drogą pomiędzy dziesiątkami drewnianych chat.
- Co to za chałupa, drowie? – spytał Athrogate, pokazując najładniejszą z miejscowych chat.
- To młyn Stauvina. Jest agentem Harfiarzy i na pewno szepnie o nas słowo swoim przyjaciołom.
Mieszkańcy z obawą patrzyli na Jarlaxla. Zła sława jego rasy budziła strach większości istot w Faerunie. W pobliżu karczmy do której zmierzali zatrzymał ich odział milicji, na czele z konstablem Gyrethem Ilgarnem.
- Czego tu szukasz drowie? Masz zamiar zająć naszą wioskę? Nasi wojownicy, mimo że wielu ich nie jest, są doskonale wyszkoleni.
- I poradzą sobie z mrocznym elfem , szalonym krasnoludem i niebezpiecznym człowiekiem? – zakpił Entreri.
- Spokojnie, przybywamy w pokoju. Szukamy miejsca, w którym damy ukojenie naszym bolącym nogom i rozgrzejemy serce szklaneczką dobrego wina. – oznajmił Jarlaxle.
- Idźcie więc, lecz jeśli usłyszę, że wszczynacie zamieszki, pożałujecie.
Towarzysze wkroczyli do przytulnej knajpki. Między stolikami krzątały się barmanki. W środku było kilku mieszkańców. Wszyscy zobaczywszy drowa zerwali się z krzeseł.
- Słyszeliśmy, że tutejsza tawerna to chluba Srebrnych Marchii. Wasze wino i piwo to nektar bogów, który oni sami wam zesłali przez te anioły, które lawirują miedzy stolikami. – uroczyście powiedział drow.
- Ma gadane, nie? – mruknął krasnolud do skrytobójcy.
Artemis lekko się uśmiechnął. Jarlaxle od zawsze go zaskakiwał. Był całkiem inny od reszty istot Faerunu. Zawsze znajdował wyjście z każdej sytuacji i potrafił zjednać do siebie nawet najgorliwszych przeciwników. Był tak interesującą postacią, że wzbudził zainteresowanie Entreriego. Mieszkańcy usiedli patrząc podejrzliwie na przybyszów. Towarzysze zajęli miejsce przy stoliku blisko barmanki.
- Trzy szklanice najlepszego wina – zawołał do niej mroczny elf.
- Nie wspomniałeś dotychczas o sklepie, Jarlaxle. Musi tu być ktoś, kto sprowadzi z innych miast towary do Nowego Fortu. – zauważył skrytobójca.
- Chciałem wiedzieć, kiedy sami na to wpadniecie.
- To znaczy na co?
- Szpieg Zhentarimów to właścicielka sklepu Deliyra Narm. Chce zwiększyć władzę Uhla.
- Uhla? Mówiłeś, że to uczciwy człowiek. – zdziwił się krasnolud.
- Bo tak jest. Po prostu w przyszłości spotka go niespodziewany wypadek i władzę przejmie Deliyra.
Barmanka przyniosła wino. Jarlaxle podał jej kilka złotych monet.
- Szukamy Trevisa Uhla. Podobno jest właścicielem tej pięknej oberży. Mogłabyś go zawołać do nas? I dla niego też przynieś wino. – zapytał drow.
- Al... Ale co chcecie z nim zrobić? – zająknęła się dziewczyna.
- Nie mamy złych zamiarów. Zawołaj swojego szefa.
Po chwili z pobliskich schodów zeszedł wysoki mężczyzna o siwych włosach. Zachował z czasów służby wojskowej czujny wzrok i twardy krok. Przysiadł się do trzech podróżników.
- Witam! Nazywam się Trevis Uhl. W jakiej sprawie chcieliście się ze mną widzieć?
- Miły panie, jesteśmy tylko biednymi poszukiwaczami przygód. Walczymy o pokój na tych ziemiach i o lepszy byt tutejszych mieszkańców. Dowiedzieliśmy się, że wasi byli pracodawcy umieścili tutaj szpiega. – sprytnie oznajmił mroczny elf.
- Niemożliwe, znam doskonale każdego mieszkańca Nowego Fortu. Nikt nie współpracuje już z Zhentarimami.
- Proszę nam wierzyć , mamy sprawdzone informacje. Deliyra Narm to ich agent.
- Deliyra? Jest trochę dziwna, ale to dzięki niej mamy towary z Sundabaru i innych miast.
- Jeśli chcecie wzbudzić zaufanie tutejszych miast musicie pozbyć się Zhentarimów z osady. Wtedy my poświadczymy o waszych dobrych intencjach i być może dołączycie do konfederacji Srebrnych Marchii.– rozkazał Jarlaxle.
- Muszę mieć dowody. Mieszkańcy cenią Deliyrę. Przepraszam was, ale mam spotkanie z ważnym przedstawicielem Mithrilowej Hali.
- Athrogate chętnie ci potowarzyszy w podróży. Jest krasnoludem , dogada się ze swoim pobratymcem. – zaproponował drow.
Krasnolud zrobił zdziwioną minę, a potem pokiwał głową.
- Z przyjemnością. – przyjął propozycję właściciel tawerny.
- My w tym czasie zajmiemy się sklepikarką.
- Uważajcie, jest sprytna i przebiegła , jak na półorka. – ostrzegł Trevis.
Entreri prychnął.
- Szpon Charona chętnie się z nią zapozna.- powiedział.
- Jak chcecie, ja już muszę iść, to bardzo ważna sprawa. Miło było was poznać. – pożegnał się władca osady.
Athrogate wyruszył razem z nim.
- Sprytnie, Jarlaxle – oznajmił Artemis.
- Możesz mi wyjaśnić drogi przyjacielu o czym mówisz?
- Athrogate pilnuje Uhla, my mamy wolną rękę.
- Pozory.
Wyszedł z karczmy. Skrytobójca ruszył za nim. Obaj skierowali się do sklepu. Przekroczywszy próg tego budynku zauważyli sporą ilość ubrań i narzędzi, towarów importowanych do wioski. Sprzedawczyni w pierwszej chwili złapała za broń, lecz szybko ją odłożyła. Zapytała miłym głosem:
- Czego sobie panowie życzą? Najtaniej w Faerunie!
Entreri oglądnął kilka rzeczy.
- Zhentharimskie wychowanie. – mruknął do przyjaciela.
- Prosimy dziesięć sztuk mydła. – oznajmił drow.
Artemis mruknął coś niezrozumiale. Kobieta wyciągnęła z pod lady skórzany worek i wybrała towar.
- 60 sztuk złota. – powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
Skrytobójca prychnął i szarpnął kolegę.
- Droga pani! Wiem, że te mydła są doskonałej jakości. Wiem, że to atrakcyjna cena, lecz jesteśmy tylko biednymi podróżnikami, proponuję 40 sztuk złota.
- 50! – krzyknęła Deliyra.
Mroczny elf podał monety sprzedawczyni. Mrugnął do Artemisa. Ten wiedział co robić. Wbił swój wampirzy sztylet tuż obok dłoni sklepikarki. Ta chciała wyciągnąć broń lecz drow był szybszy. Wyciągnął zza pasa sztylet i bezlitośnie rzucił w bark dziewczyny. Trafił. Ta jęknęła. Drzwi w głębi sklepu otworzyły się z hukiem. Stanęło w nich ośmiu mężczyzn w tym czarodziej i kapłan. Reszta była uzbrojona w żelazne miecze i okuta w stalowe napierśniki.
Jarlaxle zaczął swój popisowy numer. Sztylety latały w stronę wrogów z prędkością strzały.
Skrytobójca ze słynnym Szponem Charona wziął na siebie trzech wojowników. Kapłan i czarodziej zaczęli rzucać czary. Artemis był lekko podenerwowany. Musiał szybko skończyć z upartymi mężczyznami. Pierwszy z dziką furią zamachnął się w stronę Entreriego. Ten zablokował cios sztyletem i przepił opryszka na wylot mieczem. Pośpiesznie wyciągnął śmiercionośną broń z ciała przeciwnika i podjął walkę z dwoma pozostałymi wrogami. Ku zaskoczeniu Artemisa obaj znakomicie współpracowali ze sobą i zdecydowanie nie byli pokroju poprzednika. Nagle seria magicznych pocisków została wystrzelona z dłoni maga. Skrytobójca robił piruety i przewroty w tył by uniknął groźnej magii. Niestety jeden trafił go prosto w brzuch. Jęknął ale dalej blokował ciosy agresorów. Zdecydował się na śmiałe posunięcie. Zamarkował uderzenie z lewej, atakując w nogi. Szpon Charona odciął jedną z kończyn i wbił się głęboko w drugą. Jego kompan pchnął miecz w serce Entreriego, lecz ten szybkim ruchem odepchnął broń bandyty i wyprowadził kontrę. Wampirzy sztylet wbił się głęboko w tors przeciwnika. Artemis poczuł nagły przypływ energii. Wyssał resztkę siły życiowej przegranego i szybko rzucił się na czarodzieja.
Tymczasem Jarlaxle z zabójczą precyzją kontynuował śmiertelną serię. Dwóch rzezimieszków leżało bez życia na podłodze. Kapłan został ciężko raniony. Jednak przed tym zdążył rzucić kilka zaklęć w drowa. Ten dzięki jednej ze swoich zabawek rozproszył magię. Wymierzył w magików kulę ciemności, która całkowicie ich pochłonęła. Do niej wskoczył Entreri i wyrżnął dwóch niesfornych mężczyzn. Ostatni z wojowników klęknął i zaczął błagać o życie.
- Proszę, nie zabijajcie mnie, powiem wszystko.
- Zależy ile wiesz, jeśli nie zadowoli nas liczba przydatnych informacji ręczę, że ten tutaj skrytobójca zmasakruje cię.
Artemis zarechotał i podszedł do rannej sklepikarki. Niefortunnie oberwała także w drugi bark. Entreri związał ją jej własnym sznurem i zawlókł do Jarlaxla. Złapany bandyta zaczął jęczeć, ale drow krzyknął:
- Mów.
- Je… Jesteśmy tu, by szpiegować w Sundabarze.
- Zdołaliśmy się domyśleć. Myśl dalej.
- Pracujemy dla Zhentarimów.
- Tyle to głupi by wiedział. ÂŚpiewaj o agentach i miejscach spotkań.
- Ale… Ale ja nic nie wiem.
- Artemisie, podejdź tutaj na chwilkę – zawołał przyjaciela mroczny elf.
Skrytobójca zbliżył się z wyciągniętym sztyletem.
- Powiem, wszystko powiem, tylko niech się nie zbliża – wrzeszczał więzień.
- Masz ostatnią szansę – ostrzegł drow.
- Morn Amblecrown w Cytadeli Felbarr i Aeron Morieth w Cytadeli Adbar.
- A Silverymoon, Mithrilowa Hala i Everlund ?
- Naprawdę nie wiem, ale ona wie – szybko wskazał bandyta zobaczywszy sztylet Entreriego.
Jarlaxle podszedł bliżej kobiety i oznajmił:
- Droga pani, nadszedł czas na zwierzenia.
- Nic ci nie powiem śmierdzący drowie.
Artemis lekko wbił sztylet w plecy półorka. Deliyra poczuła straszliwy ból. Ofiary tej broni umierały w męczarniach, a ich dusze zostawały uwięzione w owej klindze. Deliyra zaczęła wrzeszczeć i błagać o życie.
- Dość Artemisie – rozkazał mroczny elf.
Skrytobójca odłożył sztylet.
- W Silverymoon Tethost Darants, a Everlund ma Arveene Evenwood. W Mithrilowej Hali nie mamy agenta.
- Dziękuje bardzo, Artemisie zwiąż tego człowieka i zaprowadź ich do fortu, gdzie zajmie się nimi Gyreth Ilgarn – wskazał na klęczącego bandytę.
Entreri posłusznie wykonał polecenie drowa. Ten natomiast pozbierał z martwych bandytów magiczne przedmioty, opróżnił kieszenie ze złota i srebra, a z kasy wziął swoje 50 sztuk złota.
Kilka godzin później.
Athrogate razem z Trevisem Uhlem zmierzał na spotkanie z przedstawicielem krasnoludzkiej twierdzy. Podróż przebiegała spokojnie, lecz krasnoluda zaniepokoiło jedna rzecz. Mianowicie nie spodziewał się by ktoś o określonej pozycji w osadzie przemierzał Srebrne Marchie bez obstawy. On przecież dołączył się w ostatniej chwili. Zagadnął do władcy wioski:
- W jakiej sprawie jedziesz na spotkanie?
- Potrzebujemy magicznej broni dla naszej milicji, nawet tej najsłabszej. W razie ataku orków lub innych potworów nie poradzimy sobie. Władca Mithrilowej Hali Bruenor Battlehammer jest obok Alustriel najbardziej tolerancyjny wobec emigrantów z Morza Księżycowego. Być może sprzeda nam wystarczająco ekwipunku by zniechęcić bestie od ataków na Nowy Fort.
- Dużo będziecie płacić, oj dużo. Krasnoludy łatwo się ze swoimi wyrobami nie rozstają.
- Wiem o tym, lecz muszę zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom.
- Jak chcesz, ale ostrzegałem cię.
Spotkanie miało odbyć się na drodze w pobliżu Przełęczy Silverymoon 70 km od samego miasta. Dwaj podróżnicy bez większych problemów dotarli na miejsce. Wysłannik króla Bruenora również. Powitał dość chłodno Trevisa.
- Witam cię, po co chciałeś się spotkać ze mną?
- Witaj krasnoludzie, widzę żeś konkretny. Potrzebuje broni i zbroi dla milicji Nowego Fortu.
- Nie sprzedajemy sprzętu Zhentharimskim szpiegom.
Athrogate przyłączył się do rozmowy.
- Sprawdziłem ich, wielu szpiegów nie mają w obozie, a tymi co już tam są zajmują się moi przyjaciele.
- Tobie wierzę, lecz skąd masz pewność, że znasz wszystkich agentów?
- Mam swoje sposoby, nie ufasz krewniakowi?
- Oczywiście, że ci ufam. Król Battlehammer jednak nie byłby zadowolony z zaopatrywania wrogiej organizacji.
- Tego jegomościa biorę na siebie – zapewnił Athrogate.
- Więc zgoda, ile potrzebujesz sprzętu? – zwrócił się do Uhla.
- Piętnaście sztuk wystarczy.
- Za trzy dni, tutaj. Wtedy porozmawiamy o zapłacie i ostrzegam będzie duża.
Gdy wysłannik miał już odchodzić zza drzew wyskoczyła zgraja najemników.
- Miło was było poznać. Niestety mamy na was zlecenie, żegnajcie – rzekł herszt bandy.
I z zawrotną szybkością rzucili się na krasnoludy i Trevisa. Athrogate wyciągnął swoje zabójcze morgenszterny i zaszarżował na grupkę wojowników. Szef Nowego Fortu wyciągnął elegancki, jednoręczny miecz i zaczął potykać się z jednym z przeciwników. Natomiast wysłannik Mithrilowej Hali, Thorik Horn z potężnym młotem bojowym miażdżył już drugiego najemnika. Ogólnie rzecz biorąc sytuacja nie przedstawiała się za ciekawie. Napastnicy mieli kilkunastokrotną przewagę liczebną. W dodatku byli dobrze wyszkoleni i wyposażeni. Athrogate dokonywał dzieła zniszczenia. Jego zaczarowane bliźniacze bronie były śmiertelnie skuteczne. Na próżno zdały się zdolności najeźdźców. Z Athrogatem nawet Entreri miał problemy i prawdę mówiąc nie dał mu rady. W obronie krasnolud był perfekcyjny. Ruchy dłoni były tak precyzyjne, że morgenszterny stanowiły barierę nie do przebycia. Właściciel Grzmotu i ÂŁoskota walczył w kałuży krwi. Wreszcie do walki przyłączyli się czarodzieje. Rzucili kilka zaklęć unieruchamiających na szalonego wojownika. Uratowało to jednego z najemników, gdyż jedna z broni krasnoluda zatrzymała się kilka centymetrów od jego czerepa. Sam Athrogate zastygł w bezruchu. Trevis Uhl zabił jednego z wrogów lecz z drugim nie mógł sobie poradzić. Umiejętnie się bronił choć nie potrafił wyprowadzić kontry. Jego przeciwnik odwrotnie. W końcu jeden z czarów unieruchomienia trafił szefa wioski. Przyjął podobną pozę jak jego krasnoludzki towarzysz broni. Samotny Thorik miażdżył czaszki najemników. Lecz wiele to nie dało. Było ich zbyt wielu. W końcu i on musiał ulec magii i jako ostatni zamarł w nieprzyjemnej pozycji.
Kilka godzin wcześniej.
Odprowadziwszy więźniów do fortu Artemis i Jarlaxle otrzymali pochwałę od Gyretha Ilgarna oraz przychylność tutejszej milicji. Drow przesłuchał jeszcze samodzielnie dwóch Zhentharimskich szpiegów. Entreri podejrzewał, że mroczny elf wykorzystał kilka magicznych przedmiotów, których nigdy mu nie brakowało. Jarlaxle wiedział i widział tyle, że trudno było go czymś zaskoczyć. Mrugnął do przyjaciela i szarpnął go na stronę.
- Nasz drogi Athrogate może mieć kłopoty – oznajmił.
- Tym lepiej dla nas. Jest źródłem kłopotów – zakpił skrytobójca.
- Ale też jest lojalnym i potężnym sprzymierzeńcem. – zauważył drow.
- Streszczaj się.
- Ta sklepikarka najęła dość sporą grupę najemników z Waterdeep.
- To znaczy jak sporą?
- 30 ludzi , większość wojownicy, reszta to czarodzieje i kapłani.
Entreri osłupiał. Spodziewał się zaledwie kilku opryszków, a nie poszukiwaczy przygód z samego Waterdeep. Wiedział, że tamtejsze grupy są dobrze wyszkolone i uzbrojone. Ponadto obecność magików oznaczała klęskę Athrogate’a, który przeciw jednostkom czarującym nie wiele mógł zdziałać.
- Nie za dużo ich? Przecież spodziewali się jedynie dwóch wojowników, w tym starszego człowieka.
- Widać komuś zależy na Nowym Forcie.
- Nie zdążymy ich dogonić.
- Kimmuriel.
Na twarzy Artemisa pojawił się grymas złości.
- Coś nie tak przyjacielu? – zapytał z chytrym uśmieszkiem drow.
- Zamknij się i ruszajmy.
Mroczny Elf zaprowadził Entreriego do pobliskiego lasu. Tam spotkali Kimmuriela. Był to wysoki drow ubrany w kapłańską togę. Z jego oczu nic nie można było wyczytać. Ni złości, ni radości. Za to on mógł wyczytać wszystko z umysłu bezbronnej ofiary. Posiadał zdolności psioniczne - moc umysłu. Spojrzał z niesmakiem na Artemisa i rzekł do Jarlaxla:
- Witaj! Rozumiem, że chciałeś portal do Athrogate’a i jego towarzyszy.
- Oczywiście. Mógłbyś go teraz otworzyć.
Kimmuriel machnął ręką i ich oczom ukazał się okrągły portal o średnicy dziesięciu metrów.
Jarlaxle pożegnał się z rodakiem i przeszedł przez portal. Za nim ruszył Entreri.
Przyjaciele znaleźli się w pobliżu trzech nieruchomych postaci zamaskowani w cieniu drzew. Koło nich stało około piętnastu najemników. Zauważyli też sporą ilość trupów porozrzucanych na ziemi. Grupa z Waterdeep ruszyła by skończyć zlecenie. Jarlaxle bez strachu wyszedł z ukrycia. Rzekł do agresorów:
- Witajcie! Mam nadzieję, że zdrowie dopisuje.
Część najemników wyciągnęła broń i natarła na drowa. Ten pstryknął palcem i atakujących okrążyła gromada mrocznych elfów. Wszyscy mieli w pogotowiu kusze z zatrutymi bełtami. Był też czarodziej i kapłan. Jarlaxle uprzejmie poprosił wojowników z Waterdeep o schowanie broni. Ci widząc przewagę liczebną po stronie Bregan D’aerthe wykonali polecenie i czekali na rozwój wypadków.
- Mam dla was propozycję – rzekł bez ogródek Jarlaxle.
Przed szereg najemników wystąpił czarodziej.
- Słuchamy.
- Ponieśliście ciężkie straty w tej walce. Chcę byście porzucili starych pracodawców i odtąd wykonywali moje zlecenia. Zaręczam, że się wam to wysoce opłaci.
- Mamy ci ufać? Skąd pewność, że twoi pobratymcy nagle nie strzelą nam z tych kusz w plecy.
- ÂŻadnej, ale daje wam szansę na ocalenie skóry.
Podróżnicy z Waterdeep wymienili spojrzenia i pokiwali kolejno głową na potwierdzenie. Artemis stał nieopodal i miał bardzo nieprzyjemny uśmieszek. Jarlaxle rósł w siłę. A jeśli on rósł siłę to i on na tym skorzysta.
Z trzydziestu trzech najemników jedynie czternastu przeżyło i zaciągnęło się do szeregów Jarlaxla. Drow odesłał Kimmuriela razem z Bregan D’aerthe a sam rozmówił się z przywódcą-czarodziejem. Dowiedział się, że Deliyra Narm dała im sporą sumkę za głowę krasnoluda i szefa wioski. Zdziwiło ich, skąd tyle złota u sklepikarki, ale doszli do wniosku, że lepiej nie wiedzieć. Mroczny Elf wyobraził sobie miny podróżników gdyby dowiedzieli się dla kogo pośrednio pracowali. Zyskał wiele w ostatnich dniach. Trevis Uhl ufał mu całkowicie. Zagrożenie ze strony Zhentarimów na razie minęło. Wiele czasu zajmie im poznanie losu swojego agenta. Jarlaxle wiedział, że półorczycę i jej towarzysza będą bezlitośnie przesłuchiwać w Silverymoon i cieszyła go ta myśl. W szeregach grupy, którą właśnie pozyskał znajdowało się dwóch czarodziei i kapłan Waukeen – bogini zysku, handlu i pieniędzy. Dodatkowo Kimmuriel rzucił zaklęcie na biednego Thorika w momencie gdy był jeszcze unieruchomiony. Czar snu znakomicie się spisał. Wysłannik króla Battlehammera obudził się dopiero, gdy drowi najemnicy zniknęli. Zdziwił się bardzo widząc, swoich niedawnych wrogów wymieniających uściski dłoni z Athrogatem i Uhlem. Oburzył się, ale krewniak mu znakomicie wszystko wyjaśnił. Poszukiwacze przygód z Waterdeep, Jarlaxle, Uhl, Artemis i Athrogate wyruszyli z powrotem do Nowego Fortu. Horn natomiast wrócił do Mithrilowej Hali zdać raport swojemu zwierzchnikowi. Po przybyciu do osady Entreriego i jego towarzyszy powitały głośne, radosne okrzyki. Ludzie machali im i wykrzykiwali pochlebne słowa. Oni natomiast ruszyli wprost do drewnianego fortu. Tam przywitał ich Gyreth Ilgarn. Trevis Uhl zaprosił niedawnych wrogów i trójkę naszych przyjaciół do swojej gospody na wieczerzę. Wszyscy z chęcią na nią przystali. Dwóch niebezpiecznych Zhentów pilnowało dziesięciu milicjantów, więc mogli być spokojni. W „Nagrodzie Bohatera” panowała wesoła atmosfera. Athrogate jak przystało na krasnoluda był duszą towarzystwa. Tańczył, śpiewał i zagrał nawet na lutni. Biesiadnicy śmiali się i pili wino i miód. Artemis i Jarlaxle jednak zachowywali się dość wstrzemięźliwie i snuli dalsze plany. Radosną atmosferę przerwało nagle przybycie trzech kapłanów Helma. Wyglądali naprawdę strasznie. Jeden miał głęboką ranę na ramieniu. Drugi pogruchotaną rzepkę kolanową, a trzeci ledwo trzymał się na nogach ze zmęczenia. Głosy w karczmie ucichły czekając na wyjaśnienia kleryków. Ich przywódca poprosił o wodę. Barmanka natychmiast ją przyniosła, a kilka osób wstało z miejsc by zrobić miejsce kapłanom. Po kilku minutach wreszcie przemówili.
- To koniec. Na nasz klasztor napadł ohydny wampir. Udało mu się zamienić w podobnych sobie kilku naszych braci, a nieposłusznych zabił. Ich ciała zamienił w bezmyślne zombie. Ożywił także z naszego mauzoleum cały rój szkieletów. Klasztor wpadł w ręce potwornego zła.
- Jak wam się udało uciec? – spytał z ciekawością Jarlaxle, przejmując rolę dowódcy.
- Mieliśmy magiczny przedmiot umożliwiający teleportację. Razem z dwoma braćmi chcieliśmy przenieść się do Silverymoon, lecz moc artefaktu nie była zbyt duża i wylądowaliśmy ledwie kilka mil od naszego kościoła. Pobiegliśmy co sił w nogach do tej osady by odpocząć i sprowadzić Srebrzysty Legion, by oczyścił klasztor.
- Nie ma takiej potrzeby – odrzekł drow. Entreri wiedział co się za chwile stanie i bynajmniej wcale mu się to nie spodobało. Wręcz skrzywił się ze złości.
- Co przez to rozumiesz? – zapytał kapłan. Zmęczony nie miał sił, by wytykać Jarlaxlowi jego dziedzictwo.
- Ja i moi towarzysze chętnie się tym zajmiemy pod warunkiem, że zarobimy na tym kilka sztuk złota.
- Mnóstwo, lecz czy dacie radę?
- Oprócz mnie szesnastu śmiałków wyruszy by zmierzyć się ze zgnilizną toczącą waszą katedrę.
- Drowowi nie wolno ufać – rzekł drugi kapłan.
- Sam wyciągam rękę z pomocą. Srebrzystemu Legionowi z pewnością dużo czasu zajęłoby dotarcie do klasztoru. Kto wie ile szkód mogliby wyrządzić nieumarli?
- Nasz Dom jest trzy mile stąd. Dojście powinno zejść wam nie więcej jak trzy- cztery godziny.
- Wyruszymy o świcie – obiecał mroczny elf.
Najemnicy udali się do pokoi. Niestety z braku miejsc musieli zajmować je w dwie osoby. Artemis i Jarlaxle również mieli tą niedogodność. Entreri będą już razem z towarzyszem w pokoju wymienili kilka zdań.
- W co ty nas wpakowałeś? Mamy ledwie jednego kapłana, a niewiadomo ile jest tam wampirów.
- Czym by było życie bez ryzyka? – zadrwił Jarlaxle.
- Jeżeli sytuacja nie będzie wyglądać różowo wycofam się stamtąd. – obiecał skrytobójca.
- ÂŚpij dobrze przyjacielu.
Obaj zasnęli w piętrowych łóżkach. Drow lżejszy od przyjaciela spał na górze, Entreri na dole. Noc minęła im spokojnie. Nastał świt. Obudzili się i zaczęli ubierać. Nadszedł czas na przygodę.
- Walczyłeś z czymś takim? - zapytał po chwili skrytobójca.
- Kilka razy, choć nie jestem specem od wampirów.
Artemis jęknął w duchu. Wiedział, że będą ogromne problemy. Wampir, który przejął cały klasztor, przemienił część kapłanów w braci, a resztę pozamieniał w zombie i w dodatku ożywił mauzoleum szkieletów. Ponadto w siedemnastu nie mieli zbyt wielkich szans w starciu z wrogiem. Według relacji trzech kleryków, ich Dom zamieszkiwało około sześćdziesięciu kapłanów, a w kryptach spoczywało drugie tyle szkieletów. Liczył na to, że Jarlaxle miał jakiś plan. Gdy go o to zapytał, drow mu odrzekł:
- Najlepszym planem w starciu z wampirem jest brak planu.
Entreri prychnął.
- Ten potwór jest bardziej nieobliczalny ode mnie. Nie wiesz czy za twoimi plecami nie pojawi się demon albo jeszcze gorsze stworzenie. Wampir posiada spore moce magiczne, dzięki czemu jest dość… ciekawy.
- Ciekawy? – zdumiał się skrytobójca.
- Nieśmiertelny i potrafi czarować, a co za tym idzie, zaskakiwać – wyjaśnił drow.
Po spożyciu śniadania łowcy wampirów gotowali się do wymarszu. Pożegnał ich oddział milicji, konstabl oraz szef wioski. Niezwłocznie ruszyli traktem w kierunku mrocznego Domu. Po przebyciu połowy drogi usłyszeli wrzaski dwóch krasnoludów.
- Mówiłem ci głupku, żeśmy mieli iść w prawo!
- Ooo – krzyknął drugi i zaczął wymachiwać rękami.
- Drzewa ci powiedziały? Durniu, drzewa nie gadają!
- Du-id - z dumą powiedział Pikel Bouldershoulder, krasnolud o farbowanej, zielonej brodzie.
- Taki z ciebie druid jak ze mnie smok. – zakpił Ivan, brat Pikela.
Pikel wyciągnął za pleców swoje „Drzewko”. Była to maczuga, wzmocniona czarami druidzkimi, które sam zielonobrody rzucił na swoją broń.
- Grozisz mi? – rozgniewał się Ivan. Ten znowu miał na plecach ogromny topór. Wyciągnął go i bracia zaczęli walczyć.
Po wymianie kilku ciosów spostrzegli grupę Jarlaxla.
- ÂŚmierdzący drow – krzyknął Ivan, po czym razem z bratem rzucili się na najemników.
Gdy byli kilka kroków od swojego celu poznali drowa jak i Entreriego.
- Ooo – pisnął Pikel.
- Wiem głupku, oni pomogli z tym przeklętym artefaktem.
Zielonobrody zaczął radośnie tańczyć wokół zdumionego skrytobójcy.
- Witajcie zacni Ivanie i Pikelu. Cóż za zbieg okoliczności, żeśmy was spotkali.
- Zmierzaliśmy do Silverymoon, ale ten niby druid pomylił drogę.
- A co u Cadderly’ego i Danicy?
- Jak odchodziliśmy wspomóc króla Bruenora w walce z tymi śmierdzącymi orkami, było wszystko dobrze. Ale to było parę miesięcy temu i nie wiemy co się dzieje w Duchowym Uniesieniu. Brat Chaunticleer zapewniał, że wszystko w porządku , ale wiecie jak to z tymi kapłanami.
Pikel skończył tańczyć wokół Artemisa i skierował się do pierwszego lepszego najemnika.
- No cóż, w takim wypadku nie będziemy wam przeszkadzać – rzekł Jarlaxle.
- I tak sami nie trafimy do Silverymoon, jedyne co nam pozostało to ściąć parę orkowych głów.
- A my idziemy do pewnego klasztoru, pozbyć się wampira i jego przeklętych sług – podstępnie rzekł drow.
Pikel zatrzymał się , a Ivan splunął w ręce i energicznie nimi potarł.
- Pomożemy wam, walczyliśmy z potężniejszym wampirem, który zaatakował Bibliotekę Naukową. Znamy sztuczki tych bestii.
- Z chęcią przystajemy na propozycję – odrzekł z radością mroczny elf.
- A macie może plan?
- No z nieba nam spadliście.
Pikel w podskokach podszedł do Ivana i we dwóch zaczęli obmyślać plan. ÂŻółtobrody energicznie gestykulował i szybko mówił. Zielonobrody natomiast potakiwał i mruczał: „Ooo”. Po chwili bardziej wygadany z braci podszedł do drowa.
- Wampira może zabić światło słoneczne, oczywiście nie od razu, ale po kilku minutach powinno to nastąpić. Skuteczne okażą się też srebrne strzały i klingi. Te bestie są jak trolle- obawiają się ognia, który nie pozwala na regenerację ich tkanek. Powinniśmy wydzielić grupy szturmowe.
- Co proponujesz? – zainteresował się mroczny elf.
- Macie łuczników?
- Trzech – odrzekł Entreri.
- Niech czarodzieje groty ich strzał zamienią z żelaza w srebro. ÂŁucznicy, magicy, kapłan, wy dwaj – tu wskazał na Artemisa i Jarlaxla – i mój brat zajmiecie się wampirami. Natomiast reszta, w tym ja weźmiemy na siebie zombie i szkielety. Musicie jak najprędzej zlikwidować swoje potwory by skutecznie nas wspomóc.
- Jak sobie wyobrażasz zlokalizowanie miejsc pobytu wampirów?
- Ciemne miejsca, musimy sprężyć się przed nocą, inaczej będzie z nami krucho. Nawet Cadderly sobie nie mógł poradzić z tymi bestiami.
Im oczom ukazał się mroczny klasztor. Wszystkie okna były pozabijane deskami. Na podwórzu nie było nikogo.
- Siedzą w środku. Wampiry wolą otoczyć się pomniejszymi nieumarłymi, by mieć w razie niebezpieczeństwa drogę ucieczki. – wyjaśnił zgromadzonym Ivan.
- No więc co robimy? – zniecierpliwił się Entreri.
- Wywarzymy drzwi i zaczynamy zabawę.
- Ooo – dodał Pikel.
Dwaj bracia oraz Athrogate szaleńczo rzucili się biegiem w kierunku drzwi. Atak tego niekonwencjonalnego taranu zmiótł drewniane wrota w drzazgi. Od razu na trzech krasnoludów rzuciła się zgraja szkieletów i zombie. Ci drudzy wyglądali jak kapłani lecz były tylko bezmyślnymi nieumarłymi. Grupka najemników rzuciła się by wspomóc towarzyszy. Rozgorzała bitwa. Artemis wyciągnął Szpon Charona. Podszedł do jednego ze szkieletów. Odbił jego atak po czym z całej siły ciął poziomo w klatkę piersiową bestii. Nieumarłego przecięło na pół. Entreri zajął się kolejnymi przeciwnikami. Jarlaxle natomiast ciskał w zombie swoje sztylety. Ku jego niezadowoleniu niewiele wyrządzały szkód wrogom. Wyciągnął swój miecz i zaczął pojedynkować się z dwoma szkieletami. To co wyprawiały krasnoludy bardzo trudno opisać. Athrogate swoimi Morgensternami miażdżył Kościeje w drobny mak. Miał obuchową broń, która znakomicie nadawała się do walki ze szkieletami. Pikel swoją maczugą siał chaos w szeregach zombie. A Ivan? Jego topór przepoławiał każdego, kto zbliżył się na odległość mniejszą od dziesięciu kroków. Najemnicy z Waterdeep umiejętnie walczyli choć bestie zadały im sporo ran. Czarodzieje i kapłan nie włączyli się do walki, woląc zachować cenne zaklęcia na potężniejszych przeciwników. Po kilkunastu minutach wszyscy nieumarli zostali pokonani. We wnętrzu klasztoru był przerażająco. Na ścianach były świętokradzkie napisy, wszystkie symbole boga Helma zostały zniszczone lub w najlepszym wypadku poważnie uszkodzone. Panował nieprzebrany mrok. Ludzcy najemnicy mieli trudność z dostrzeżeniem czegoś dalej niż na odległość dziesięciu kroków. Jeden z czarodziei rzucił czar światła by rozświetlić ponury korytarz. Z miejsca w którym się znajdowali do wnętrza klasztoru prowadziły dwie drogi. Podróżnicy podzielili się na dwie grupy: kapłan, czarodziej, Entreri, Pikel i pięciu wojowników ruszyli do jednego z korytarzy. Reszta, w tym Jarlaxle i Ivan popędzili w przeciwną stronę. Grupa Entreriego poruszała się wolno w mrokach Domu. Było cicho i spokojnie. Starali się skradać, lecz z krasnoludzkim druidem nie było to proste. Pierwszymi oznakami nieprzyjaciela był zastęp szkieletów i zombie. Dowodził nimi jeden z wampirów. Mutacja spowodowała u niego przyrost wzrostu i masy ciała. Posłał swoje sługi jako mięso armatnie. Pikel z wojownikami ruszył się z nimi rozprawić. Entreri z magiem i klerykiem starali się podejść wampira z zaskoczenia. Artemis wytwarzał ścianę popiołu dzięki Szponowi Charona. Czarodziej przygotowywał zaklęcie światła, by oślepić przeciwnika, a kapłan ruszył w kierunku potwora aby go unieszkodliwić. Pikel zawzięcie miażdżył kolejnych nieumarłych, lecz było ich zdecydowanie za wielu. Bestie miały kilkakrotną przewagę liczebną. Mimo tej niedogodności wszyscy walczyli z pełnym poświęceniem. W końcu chodziło o ich życie. Wampir rzucił potężne zaklęcie na skrytobójcę. Seria pocisków energii cisnęła Artemisem na kilka metrów. Uderzył w ścianę, upadł, błyskawicznie wstał i wskoczył w wir walki. Był osłabiony, lecz mimo to nie poddawał się. Wampir przygotowywał kolejne zaklęcie. Wtem czarodziej skończył czar. Eksplozja światła wypełniła całe pomieszczenie. Kapłan zbliżył się do oślepionego dowódcy nieumarłych. Pośpiesznie wyjął święty symbol swojej bogini, przystawił go do głowy stwora i krzyknął:
- W imię Waukeen, zgiń, przepadnij!
Błogosławiony znak palił skórę potwora. Ten jęczał i wyrywał się. Kleryk drugą ręką chwycił bestię za gardło i mocno trzymał. Po paru minutach wampir zamienił się w czarny dym i zniknął. Entreri przez cały proces unicestwienia monstrum, czuwał nad bezpieczeństwem kapłana. Czarodziej nakazał wszystkim wycofać się w głąb korytarza. Trwało to dość długo, głównie za sprawą Pikela, który ani myślał o ucieczce. Entreri jednak na spółkę z kilkoma najemnikami pośpiesznie zaciągnęli go na tylne pozycje. Magik mruczał pod nosem jakieś tajemnicze słowa. Nieumarli z dużą prędkością się do niego zbliżali. Pięćdziesiąt żywych trupów atakowało z impetem. W ostatniej chwili z dłoni czarodzieja wystrzeliła mała ognista kulka. Pomknęła w stronę bestii. Gdy dotknęła pierwszego z potworów nastąpił potężny ognisty wybuch. Cały korytarz stanął w ogniu. Grupce poszukiwaczy przygód nic się nie stało głównie za sprawą zaklęcia kleryka, który wytworzył specjalne pole ochronne. Po chwili wszyscy zarządzili krótki odpoczynek. Niestety dwóch z odważnych wojowników już nigdy nie miało okazji obejrzeć światła słonecznego. Pozostało ich jedynie siedmiu. Nawet nie podejrzewali na co stać przeciwnika. Grupie Jarlaxla nie wiodło się lepiej.
Dziesięciu śmiałków gotowych na śmierć starało się poruszać jak najciszej. Jednak dwa krasnoludy zachowywały się co najmniej głośno. Nieostrożność sprowadziła na ich głowy dwa tuziny nieumarłych przewodzonych przez wyjątkowo potężnego wampira. Trzech łuczników napięło cięciwy i wystrzeliło w przywódcę watahy. Ten przyjął na siebie wszystkie pociski i postanowił wycofać się za swoje sługi. Jarlaxle otoczył się kulą ciemności i starał się dotrzeć jak najbliżej kłopotliwego przeciwnika. Trzech najemnych wojowników stanęło w szeregu z wyciągniętymi mieczami oczekując wroga. Czarodziej już mruczał pod nosem jakieś zaklęcie. Krasnoludy za to w swoim stylu ruszyły szaleńczo na wroga bez cienie trwogi czy strachu. Niszczyli szkielety i zombie dość szybko, acz żywe trupy okazały się wymagającym przeciwnikiem. Starały się unikać ciosów i wyprowadzały nawet niezgrabne kontry. Walka rozgorzała na dobre. ÂŁucznicy razili raz za razem ze swoich łuków. Wojownicy robili co mogli lecz nie wiodło im się za dobrze. Jeden padł, drugi był ciężko ranny a trzeci wyczerpany ze zmęczenie ciągłą obroną. Jarlaxle przekradł się przez linię frontu. Wampir wystrzelił w drowa magiczne pociski. Mroczny elf wytworzył barierę, która wchłonęła czar. Bestia jednak nie poddała się i zaczęła miotać coraz to nowymi zaklęciami. Jarlaxlowi kończyły się jego magiczne bariery. Będzie mógł je wykorzystać w pełni dopiero za kilka dni. Musiał działać. Dla odciągnięcia uwagi przeciwnika rzucił w niego pół tuzina sztyletów, wyciągnął rękę przed siebie. Wymierzył palcem, na którym nosił czerwony pierścień w stronę wampira. Z ozdoby buchnął potężny strumień ognia. Nieumarłego spopieliło. Miotał się oszalały po polu bitwy. Czarodziej wymierzył jeszcze dodatkowo w bezbronnego wampira czarem dezintegracji. Polegał on na całkowitym zdematerializowaniu się wroga. Krótko mówiąc bestia rozpłynęła się w powietrzu. Pozostałe zombie i szkielety nadal walczyły. Ranny wojownik został dobity, a jego zmęczony towarzysz skończył z włócznią w piersi. ÂŁucznicy nie radzili sobie lepiej. Jeden poległ ,a dwóch było lekko rannych. Czarodziejowi na szczęście nic się nie stało. Po chwili pozostały jedynie trzy szkielety, którymi błyskawicznie zajęły się krasnoludy. Athrogate swoimi morgensternami zmiażdżył jednego, Ivan przeciął drugiego na pół. Trzeci próbował się zamachnąć ale sześć magicznych pocisków trafiło go i eksplodował. Straty były ogromne. Prawie połowa hulała z bogami, a reszta była zmęczona walką. Nagle nadciągnęła kolejna fala nieumarłych. Tym razem zmobilizowali większość armii. Słychać było tupot co najmniej trzech tuzinów potworów. Podróżnicy czmychnęli w popłochu. Wskoczyli do pierwszego lepszego korytarza i zaczęli biec. Wreszcie podczas skrętu do kolejnego korytarza spostrzegli jakąś dość dużą salę łatwą do obrony przed potencjalnych atakiem. Przejście było dość wąskie. Wszyscy wpadli do pomieszczenia. Zaraz za nimi dotarła do nich grupa Entreriego. Jarlaxle domyślił się, że oni również są ścigani.
- Ilu? – szybko spytał drow.
- Nie mniej niż czterdziestu – odparł skrytobójca.
- Czyli mamy przed sobą około osiemdziesięciu nieumarłych.
- A nasi magicy i kleryk prawdopodobnie nie mają już nic w zanadrzu – dodał Athrogate.
- Nie obrażaj nas krasnoludzie. Jesteśmy braćmi Windrivver – odrzekł z dumą kapłan.
- Bracia ? – zainteresował się Jarlaxle – Nie często widzi się w rodzinie dwóch czarodziei i sługi Waukeen.
- Uznam to za komplement – odparł jeden z magików.
- Nie czas na czcze gadanie. Zbliżają się – zganił rozmawiających Entreri.
W korytarzu słychać było nadchodzącą hordę.
- Weźcie te ławki i szafki i zawalcie nimi przejście – rozkazał Ivan.
Wojownicy i łucznicy prędko zabrali się do roboty. Kilka minut później przejście było zablokowane.
- Masz jakiś plan ? – zapytał drowa Artemis.
Jarlaxle odpowiedział chytrym uśmieszkiem.
Nieumarli parli w stronę barykady. Mroczny elf dał znak dwóm czarodziejom. Z ich rąk wystrzeliły dwie ogniste kule. Podróżnicy padli na ziemię. W korytarzu nastąpiła eksplozja ognia. Entreri błyskawicznie podniósł się z ziemi i ruszył sprawdził straty wroga. Ku jemu zdumieniu ledwie dwudziestu zombie i szkieletów zostało unicestwionych.
- Uwaga! To była przynęta – krzyknął do towarzyszy.
Wampir doskonale sobie rozplanował atak. Przewidział atak magią. Wiedział, że jeśli pośle całe siły do rozpaczliwego szturmu prawdopodobnie polegnie. Postanowił wysłać część armii na przynęty by resztą zniszczyć wyczerpanych najeźdźców. Posłał sześćdziesięciu żądnych krwi nieumarłych. Sam wolał dołączyć się do walki w ostatnim momencie.
Skrytobójca pośpiesznie zawrócił do współtowarzyszy.
- Przygotujcie się na walkę – ostrzegł.
Rzeczywiście, minutę później wróg był już na barykadzie. Dwaj łucznicy strzelali rozpaczliwie w stronę zombie. Wojownicy i krasnoludy przeszły do walki w zwarciu. Kapłan modlił się do swojej bogini by dodała sił jego towarzyszom. Czarodzieje wystrzeliwali magiczne pociski. W końcu zrozumieli że tym sposobem wiele nie zdziałają. Kiwnęli równocześnie głową, wyciągnęli z kieszeń nietoperze guano i rzucili czar. ÂŚmiercionośna mgła uniosła się w głębi korytarza. Mimo iż nieumarli byli częściowo odporni na tego typu czary to odczuwali moc magicznego oparu. Jarlaxle zaczął miotać sztyletami, a Entreri ze Szponem Charona w ręce rzucił się by wspomóc walczących w zwarciu. Tylko dwóch najemników jeszcze walczyło – wojownik i łucznik. Ich rozpaczliwe wysiłki pozostania przy życiu spowodowały chwilowy odwrót żywych trupów. Około połowa przeciwników padła lecz nie było to dobrym znakiem. Jarlaxle i Entreri doskonale zdawali sobie sprawę, że to dopiero mięso armatnie ,i że prawdziwe zagrożenie dopiero nadejdzie. Bracia Bouldershoulderowie byli ranni, Athrogate ledwo się trzymał na nogach, a czarodzieje i kapłan wyczerpani do granic możliwości. Pozostało ich dwóch. Obaj wiedzieli co muszą zrobić. Entreri zatrzyma na dostatecznie długo wroga, a Jarlaxle przebije serce armii przeciwnika – wampira.
- Będziecie się bronić tutaj w sali , jeśli się nam nie powiedzie – oznajmił drow.
Krasnoludy chwilę opierały się, lecz bolesne rany i zmęczenie szybko ich przekonały do propozycji mrocznego elfa.
Entreri ruszył w głąb korytarza. Szpon Charona wytwarzał ścianę popiołu która zasłaniała go przed wzrokiem napastników. Kilkakrotnie machnął mieczem. Usłyszał trzask spadających na ziemię kości. Zawzięcie walczył by dać swojemu przyjacielowi czas na wykonanie zadania. Wtedy Jarlaxle skończy z dowódcą nieumarłych i wypuści ognistą kule ze swojego pierścienia w głąb korytarza. Entreri wtedy wycofa się jak najszybciej do sali, by nie dosięgły go płomienie.
Drow czym prędzej wyciągnął z kapelusza małą, okrągłą „dziurę” i rzucił ją na ścianę. Dziura powiększyła się kilkakrotnie, tak że mógł bez wysiłku przejść do drugiego pomieszczenia. Zrobił to, schował ponownie skurczony już magiczny przedmiot do kapelusza i ruszył w kierunku drzwi. Przeszedł przez nie i zobaczył go. Stał w środku korytarza prowadzącego do sali. Jarlaxle pośpieszył w stronę przeciwnika. Wampir zobaczył go i gwałtownie natarł. Starał się swoimi pazurami rozszarpać Jarlaxla. Ten jednak po rzuceniu w nieumarłego kilku sztyletów, zaczął machać swoim rapierem. To powstrzymało szarżę wroga i utrzymało dystans pomiędzy nimi. Jarlaxle wyciągnął z sakwy jakiś przedmiot i mruknął słowo rozkazu. Bestia została oślepiona. Drow nie czekając aż czar minie wyciągnął kolejno drewniany kołek i przebił wampira. Dotarł do serca. Potwór osunął się na podłogę. Mroczny elf wykonał drugą fazę planu. Wypuścił ognistą kulę w głąb korytarza. Miał tylko nadzieje, że Entreri będzie dostatecznie szybki by zdążyć uciec.
Artemis wykończył właśnie jedenastego przeciwnika, gdy zobaczył świecący punkt w oddali. Zerwał się do ucieczki. Biegł jak najszybciej mógł. W ostatniej chwili wbiegł do sali i skoczył na podłogę. Płomienie dotarły aż do barykady. Jarlaxle z filuternym uśmieszkiem wkroczył do pomieszczenia.
- Wyglądało to na ich główne siły – powiedział.
- Najwyraźniej – odparł Entreri.
Wszyscy udali się na zewnątrz. Tam Kimmuriel, który o dziwo był w pobliżu klasztoru otworzył portal do Nowego Fortu. Jarlaxle z drugim drowem przeszli przez niego. Godzinę później wrócili. Kimmuriel oddalił się a dowódca Bregan D’aerthe zaznajomił towarzyszy z nową misją:
- Mamy zniszczyć klasztor. Kapłani chcą na jego miejscu wybudować potężną świątynię ku czci kilku bogów. Uważają, że ich bóg opuścił to miejsce, w chwili gdy zaatakowały ich mroczne siły.
- Nie wspominałeś o nagrodzie. – mruknął Artemis.
- Otrzymamy wszystko co wyniesiemy z budynku. Klerycy nie chcą niczego.
- Teraz pozostaje pytanie jak zmieciemy tą ruderę z powierzchni Faerunu.
- Mamy trzy dni. Jutro czarodzieje i kapłan przywołają żywiołaki, które wykonają za nas robotę.
- A kiedy wyniesiemy rzeczy? – zapytał jeden z ocalałych najemników.
- O to się nie martwcie – odrzekł drow.
Następnego ranka zobaczyli, że z klasztoru wyniesiono wszystko co było wartościowe. Entreri domyślał się, że Jarlaxle wezwał swoich drowich najemników by się wszystkim zajęli. Tymczasem magicy przygotowywali się do przyzwania. Każdy z nich stanął w odpowiedniej odległości od siebie, by dostatecznie się skupić. Mruczeli jakieś niezrozumiałe słowa. Po godzinie nagle pojawiły się trzy żywiołaki : ziemi, ognia i wody. Czarodzieje i kapłan rozkazali im zniszczyć świątynie Helma. Stwory ochoczo zabrały się do dzieła. Błyskawicznie burzyły całe ściany, a gruz zrzucały do pobliskiego wąwozu. Kilka godzin później dziesiątka podróżników wróciła do Nowego Fortu. Kapłani już na nich czekali.
- Dziękujemy za pomoc. Wybaczcie ale niezwłocznie ruszamy do Silverymoon by wynająć robotników do budowy nowego klasztoru.
- Niewdzięcznicy – mruknął Artemis.
- Miłej podróży – pożegnał kapłanów Jarlaxle.
Bohaterowie nie zagościli długo w Nowym Forcie. Następnego dnia odeszli. Bracia Bouldershoulderowie wyruszyli do Mithrilowej Hali, a pozostali przy życiu najemnicy z Waterdeep zostali odprawieni przez Jarlaxla do „innych spraw”.
Tak więc trójka przyjaciół znowu została sama.
- Co dalej, drowie? – zapytał Athrogate.
- Musimy spotkać się z paroma osobami.
- Skończ te gierki, Jarlaxle. – powiedział Artemis.
- Mój drogi przyjacielu, czyż całe nasze życie nie jest jedną wielką grą? Jedni grają w nią lepiej, a drudzy gorzej.
- Jarlaxle filozof? – zapytał Entreri.
- Jarlaxle realista.
Chcąc nie chcąc, Artemis Entreri musiał przystać na propozycję przyjaciela, jaka by ona nie była. „Dla losu nawet ty Jarlaxle jesteś pionkiem” – pomyślał z satysfakcją skrytobójca.