Ranek nastał jak z bicza strzelił. Fett nie spał w zasadzie całą - ciągle dorzucał drwa do ogniska i nasłuchiwał, czy aby pogoń nie postanowiła ponowić poszukiwań zbiegów. Sołtys zapewne już wie o ich nocnej ucieczce. Wstał - widząc że jego towarzysze śpią lub chociaż udają, postanowił pójść i upolować coś. W posiadłości Gnughra nie zjadł za wiele, ale to z powodu tego, że w jedzeniu mogło coś być...
Chwycił łuk, zarzucił kołczan na plecy i ruszył w las. Nie zamierzał polować na grubszego zwierza, obawiał się także, że natrafi na stado zębaczy, które ostatniej nocy pomogło im uwolnić się od nagonki. Szukał czegoś w pokroju ścierwojada lub dzika... Wreszcie dostrzegł krzątaninę w krzakach - jak się okazało, był to pokaźnych rozmiarów kretoszczur. ÂŁowca nagród przykucnął, wyciągnął jedną strzałę i naciągnął ją. Miał to być zwykły strzał, sprawdzający jego zdolności myśliwskie. Począł zbliżać się do swojej ofiary na kuckach (Skradanie), aż ta wreszcie wyczuła wroga. Kretoszczur zaczął wydawać ostrzegawcze głosy, jednakże widząc, że człowiek nic sobie nie robi z tego, ruszył do ataku. W chwili, gdy zwierz poruszył pierwszą łapą, Fett puścił cięciwę. Nim potwór poruszył kolejną łapą, strzała przeszyła jego ciało mijając głowę tylko o kilka cali. Ostatnie kwilenia w męczarniach zakończyły życie kretoszczura.
Boba Fett zbliżył się do upolowanej ofiary i jednym mocnym ruchem ręki wyrwał z jej cielska wbitą strzałę. Zakopał ją pod małą warstwą ziemi i zarzucił sobie na bark zwierza. Wrócił się do obozowiska, gdzie miał zamiar go upiec i najeść się do syta...