Od jakiegos czasu pisze ksiazke ktorej glownym bohaterem jest mysliwy Evanger.
Napisalem do tej pory 3 rozdzialy w ktorych nie bylo niczego ciekawego.
Strzeszcze troche.
Przyjaciele Evangera:
-Brat Grom, rowniez mysliwy
-Mag Natury Krenze
-Zlodzieje Granrok i Sashimi
-Dwaj wojownicy w sekcie jednego z demonow
-I jeden byly gubernator
Narazie nic sie nie dzialo, bo z bratem byli w domu, na polowaniach i spotkali sie z Krenze.
Jednak teraz napisze 4 rozdzial, ktory tu podziele na pare czesci i postaram sie zeby te co tu dam dosc wyjasnialo osoby, charakter i wyglad. Czyli napisze dla was taki ciag dlaszy, wygladajacy jak poczatek.
Krotki Prolog:
Na dalekiej, dalekiej północy, leży ląd, gdzie nigdy nie topnieje śnieg, a noc trwa wiele miesięcy - Ojczyzna Ludu Północy. Ich widok budzi strach i grozę, bowiem nie wiedzą co to litość.
Góry lodówe topnieją, poziom wody wzrasta, a pod nią ginie wiele roślin i zwierząt.
Nadchodzi Nowa Era, niosąca za sobą wielkie zmiany, które dotarły nawet tutaj. W Imperium, ludzie schronili się na małych terenach, gdzie mogą w spokoju żyć i uprawiać ziemię, krasnoludy zamknęły wejścia do gór i tuneli, elfy prawię wyginęły, a orki, nieumarli, mroczne elfy, krasnoludy chaosu, duchy, demony i inne stwory ciemności probują również rosnac w silę, by prześcignąć ludzi, a potem sami zdecydować kto z nich będzie Królem.
Ale Lud Północy to mieszanką ludzi i krasnoludów, którzy stali się barbarzyńcami i najlepszymi żeglarzami.
W Imperium nikt o tej drugiej potędze, już nie pamięta, ale ta potęga właśnie rozpoczyna masową produkcję okrętów wojennych i niewolnictwa, które pomóże im szybciej zebrać surówce.
Tymczasem na jednym z portów Imperium, strażnicy nie zauważyli na horyzoncie, około 100 czarnych żagli, których ludzie podeszli ich, po czym zabili od tyłu.
1 czesc rozdzialu 4:
Evanger spojrzał na stos papierów, które leżały przed nim na biurku i chwycił pióro. Miał on 21 lat i był myśliwym Imperium. Jego czarne jak smoła włosy, spadały na oczy, usta wyginały się w drapieżnym uśmiechu, a niebieskie oczy pokazywały najgłębsze zakątki morza.
Imperium powołało go do pracy, a tak naprawdę domagało się mnóstwa żywności w ''darze'' dla gubernatora stolicy za nędzne pieniądze, a on miał im upolować zwierzynę, po czym przejść pól wyspy by to przekazać.
- Gnidy - mruknął do siebie i rzucił atramentem o ścianę.
Mieszkał on na skraju lasu, w południowej części Imperium, a ta mała chatka z 3 pomieszczeniami, była dorobkiem jego życia.
Evanger przetarł oczy i ziewając ubrał czarny płaszcz z kapturem, ciemne buty posłańca i założył kuszę na plecy.
Był to 18 października 3 ery Imperium. Wojna nie dotarła na południe, lecz podatki wciąż zwiększano.
-Gdzie się podział ten dureń?! Grom! - krzyknął w ciemność nocy Evanger, wychodząc z domu i probując zaprzęgnąć konie do wozu z żywnością.
Po chwili z lasu wybiegł jego brat Grom, prawie identyczny, jeżeli nie liczyć że zawsze ubierał się na krwistoczerwono.
-Jedziemy.
-Ale przecież jest noc! - warknął Grom.
-Tak, wiem. Noc jest schronieniem wielu drapieżców, jak i również śmiercią niewinnych. Księżyc daję osłonę pazurom i kłom stworów, które zatapiają je w niczym się nie spodziewających stworzeniach. Jednak musimy się spieszyć, bo do stolicy daleka droga.
Grom wciąż mamrocząc pod nosem, wcisnął do plecka parę butelek wody i usiadł na wozie.
-Ty prowadzisz - powiedział do Evangera, który kiwnął głową.
-To która ścieżka najłatwiejsza?
-A co ja mapa? Nie wiem!
-Eee jedziemy tamtędy - powiedział Evanger i wzkazal ciemne korony drzew.
Gdzieś odezwała się sowa.
-Dobra jedźmy!
I tak pojechali, pod osłoną nocy, ścieżką która tak naprawdę prowadziła do zguby.