Przygody bezimiennego bohatera i " Grota Herga "
--> A to wszystko ma miejsce 10 lat po wydażeniach z Gothic'a 3.
" Prolog "
\\\ Chwila po ostatniej rozmowie z Innosem w klasztorze Nordmarskim /// :
Bezi: Innosie, twoja wola została spełniona, Zuben, król Assasynów nie żyje, a orkowie zostali wraz z ich przywódcą raz na zawsze przegnani.
Innos: Dziękuję ci, w zamian za to, pozwolę ci ujżeć w przyszłość...
... 2 minuty pózniej ...
Bezi: Aaa... ja... spać mi sie chce... Innosie, czemu mi sie robi słabo? ja chyba zasypiam... - Pomajaczył chwilę i padł na ziemię jakby wypalił kilka łodyk najmocniejszego bagiennego ziela.
Innos już po zaśnięciu bezimiennego: Wypełniłeś moją wolę synu, przegnałeś z tego świata pomiot mego najgorliwszego wroga, Beliara, i teraz należy ci się odpoczynek... zostaniesz obudzony w swoim czasie, jeżeli znów będziesz potrzebny... tak jak każdy z moich poprzednich synów...
\\\ 10 lat pózniej /// :
EPIZOD I
Rozdział I - " Witamy ponownie! "
Bezimienny się obudził. Pytanie tylko gdzie? a to ciekawe, bo znajdował się na wyspie Khorinis, a konkretnie na środku ścieżki prowadzącej z miasta Khorinis do gospody pod " Martwą Harpią ".
* Co jeesst? gdziee ja jestemm hrhmm... Przecież to... Khorinis... co ja tu robie na tej ziemi... do diabła, gdzie jest mój miecz i pancerz... przecież doskonale pamiętam, że jeszcze na Kontynencie miałem pancerz paladyna i miecz Gniew Innosa...*
Była godzina 14.20. Bezi wygrzebał się z ziemi i postanowił pójść się rozejrzeć i poprzypominać sobie stare miejsca. Najpierw poszedł do pobliskiego lasu, znajdującego się koło murów miejskich, a potem ścieżką prowadzącą do miasta, gdzie kiedyś stał niejaki Mika...
* O, pamiętam że kiedyś było tu trzech strażników...*
Bezi postanowił pójść do miasta, lecz przed wejściem odrazu został zatrzymany przez straże:
strażnik bramy: zaczekaj.
bezi: co?
strażnik bramy: coś ty za jeden i czego szukasz w tym wspaniałym miasteczku, mhm??
bezi: wiesz... sam nie wiem jeszcze co ja tu robie, przedchwilą obudziłem się na końcu tej ścieżki i chciałem wejść...
strażnik bramy: coo??? takie bajki to ty możesz sobie opowiadać swoim ścierwojadom... zjeżdzaj wariacie bo pocharatam ci buzkę!
bezi: ale...
strażnik bramy: ciągle tu jesteś? dobra, to to teraz załatwię tą sprawę do końca...
Strażnik bramy wyjął miecz i ruszył na bezbronnego beziego. Oczywiście powalił go dwoma ciosami swojego jednoręcznego " kótkiego miecza straży "...
strażnik bramy przeszukał beziego i zajęknął pod nosem " ty biedaku, nawet złota nie masz...", a nstępnie odszedł spowrotem na swoje stanowisko.
Bezi potramosił się trochę na ziemi i wstał.
* Ehh... mam tego dość ! idę... na właśnie, gdzie mam pójść??? może odwiedzę, chociaż nie, odpada.. a może jednak? dobra, raz kozie śmierć. Pójdę na starą farmę tego grubego " Onara ", może jeszcze stoi, może mnie przyjmą na kilka nocy...wolne łóżko w stodole chyba się znajdzie dla takiego przybłędy jak ja...*
Bezimienny porozmyślał chwilę, a następnie ruszył prosto w stronę Majątku Ziemskiego. Po drodze znalazł jakiś stary miecz oraz kilka łatwych do pokonania potwórów. Walcząc ze ścierwojadami, goblinami, kretoszczurami i innymi paskudztwami czającymi się po ścieżkach, szybko się zorientował, że znowu jest słaby, że czuje się, jak po wizycie w świątyni śniącego, albo jeszcze przed wrzuceniem za barierę..
* Co jest? chyba musiałem walnąć z 10 razy w tego ścierwojada, żeby go zabić... i to się jak zmachałem... jestem słaby jak drut... nie wiem co się działo przez ten czas, kiedy mnie nie było, i ile to trwało, ale będe musiał bez względu na wszystko zacząć od nowa. Może znajdę jakąś pomoc w majątku ziemskim.. zobaczymy*
Bezi w końcu dotarł przed progi majątku. Zobaczył przed sobą wojowników, ubranych w podobne pancerze jak szkodnicy z byłego nowego obozu za czasów koloni. Jednak pancerze troszke się różniły, na przykład miały w przeciwnieństwie do tamtych torby na plecach...
Bezi podszedł do jednego z nich a ten zaczął mówić:
Jorgan: hola hola... nie tak prędko przybłędo.
bezi: co jest ?
Jorgan: Onar wynajął nas z dwóch powodów. Mamy pilnowac porządku na tej farmie oraz tych pomniejszych, dotyczy to też wieśniaków, więc radzę do nich nawet nie podchodzić, a po drugie mamy odganiać każdego członka straży królewskiej, jaki się tu przypałęta. To ostatnie sprawia nam wielką frajdę, gdyż lubię razem z chłopakami dawać po mordach tym szumowinom. Ah.. troszkę się zagadałem... przepraszam. A co do ciebie mój przyjacielu... czego tu szukasz? i kim ty wogóle jesteś? nigdy cie tu wcześniej nie widziałem...
bezi: dopiero co tu przybyłem... ostatnio byłem w tym miejscu... sam nie wiem kiedy... poczekaj, a wy od kiedy tu jesteście, to znaczy... jak nazywa się wasza " gildia " ??
Jorgan: grupa SO , czyli w skrócie Strażnicy Onara. Tak nas nazywają ci wszyscy tutaj od lat...
bezi: Od lat?? ile tu już jesteście?
Jorgan: NIewiem, niepamiętam. Jedyne co pamiętam to coś tam że Onarowi uciekli jacys najemnicy z farmy pod wodzą Lee, którzy niby wcześniej pełnili naszą robotę, a potem te strażnicze szumowiny przychodziły i rozkradały wszystko co się da... no i Onar szukał ludzi do ochrony.
Należeliśmy kiedyś, mówię o naszej całej grupie, do takich ot. żołnieży. Było tak nas około pięćdziesięciu. Potem zebraliśmy się wszyscy, i postanowiliśmy opuścić kontynent. Jedyne miejsce jakie się nasuwało na cel to oczywiście nic innego jak Khorinis. Wiesz, wkurzało nas to ciągłe użeranie się ze strażą królewską, były też inne powody ale ty nie musisz ich wiedzieć... dobra, powiedziałem ci już tak za dużo...
bezi: kontynułuj.
Jorgan: no i co kontynułuj, nie ma co mówić... wkrótce potem jak tu dotarliśmy to dowiedzieliśmy się że Onar szuka ludzi do ochrony no to poszliśmy na to. I tak sterczymy tu do dzisiaj... nie wiemy co będzie w przyszłości. Narazie żyjemy tutaj bez planów, Onar nam płaci, a my bierzemy co nam los daje. Aha, pytałeś się ile lat? no, może będzie już z ... 8? albo nawet 9? nie pamiętam już dokładnie..
bezi: COO??? 9LAT!!??
*No to super. 9 lat mnie nie było na tym świecie, z tego wynika...*
Jorgan: No to co? wchodzisz wreście czy nie ?
Bezi: Już idę,idę.
Bezi wkroczył na teren farmy, pochodził trochę po posesji, porozglądał się, zobaczył co sie zmieniło od jego ostatniej wizyty, a to było tak dawno temu...
Kiedy poszedł w kierunku kuzni, zobaczył kowala..., kowal był dość stary, miał siwą brodę, siwe włosy, ledwie stał na nogach przy tym kowadle.
* O matko... czy to... Benet??*
Bezi podszedł do kowala i zaczął rozmowę:
Bezi: Witam.
Benet: Ehmm... Czego chcesz?? Zaraz, zaczekaj no chwilkę... to naprawdę... nnie no skąd, przepraszam cię za to przedstawienie, ale myślałem że...,
bezi nagle wtrącił: że ja to twój stary kumpel z Esmeraldy!!!
Benet: Nie no nie gadaj, to naprawdę ty?? Ja nie mogę... co ty tu robisz, tak wogóle co ci się stało?? wyglądasz jakoś...
bezi: wiem że wyglądam jak obdarty szarlatan...
Benet: No dobra, mam czas, tak czy siak miałem sobie zrobić przerwę od kucia to możemy usiąść i pogadać.
Bezi i Bennet poszli usiąść na pewną ławkę z boku kuzni...
Bennet: Opowiedz mi wszystko, proszę.
Bezi: Słuchaj, dokładnie dzisiaj, kilka godzin temu, obudziłem się gdzieś na środku ścieżki prowadzącej z tej farmy do miasta, tam na zakręcie, zaraz przy tych schodkach do lasu koło murów miejskich, kojażysz może? No i co , to wszystko... do miasta mnie nie chcieli wpuścić to przyszedłem do was. Jestem goły, nie mam ani krzty złota ani niczego innego, jedynie znalazłem po drodze ten stary, zardzewiały miecz...
Bennet: A to ci dopiero numer... a co robiłeś przedtem, jeszcze zanim się znalazłeś tutaj?
Bezi: Jedyne co pamiętam, to wielką kaplicę Innosa w klasztorze w Nordmarze, no i oczywiście wszystko co działo się wcześniej też. Jednak kaplica była ostatnia. Dalej już nic nie pamiętam.
Bennet: No cóż... ja nie chcę być zbyt wścipski, więc nie będę ci już zadawać więcej pytań. Jak byś coś chciał, to zawsze możesz wpaść do mojej kuzni i mnie pomęczyć, rozumiemy się?
bezi: Jasne.
Był już zmrok. Bezi poszedł do domu Onara, żeby załatwić sobie jakieś wolne łóżko, ale oczywiście został zatrzymany przez strażników " SO " przy wejściu do głównego budynku.
Strażnik pawilonu: A ty to dokąd, jeśli łaska zapytać??
Bezi: chyba do domu oczywiście, nie?
Strażnik pawilonu: tak? a dokładniej?
Bezi: co masz na myśli mówiąc " dokładniej " ?
Strażnik pawilonu: to, czy chcesz iść do ONARA czy naszego SZEFA!
Bezi: Spokojnie, ja chciałem tylko się zapytac jakiegoś gospodarza, czy mają wolne łóżko... chciałbym tu przenocowac jeśli można.
Strażnik pawilonu: Czekaj, sam się pójdę spytać... zaraz będę.
Dość porywczy i zdenerwowany strażnik poszedł do domu, a po około trzech minutach wrócił:
Strażnik: Dobra, masz tam w stodole pierwsze od lewej przy ścianie. A teraz spadaj mi stąd zanim wyjdę z siebie!!
Bezi odrazu po usłyszeniu dobrej nowiny poszedł do swojego łóżka i zasnął.
***
Nastał poranek. Bezi obudził się, wytargał ze swojego łóżka w stodole i wyszedł sobie pochodzić po placu na farmie. Widział tam farmerów, najemników SO, owce i tym podobne. Nagle z głównego domu wyszedł jakiś potężnej postury facet, odziany w podobną zbroję co najemnicy, lecz wyglądała na cięższą i mocniejszą. Na plecach nosił Dobry Miecz Dwuręczny oraz ÂŁuk Kościany. Facet poszedł ścieżką i wszedł do kuchni. Rozległ się hałas jakby tłukących się naczyń, oraz było słychać jakieś krzyki.
Głos kobiety: AAaaaa!!
Głos męszczyzny: Coo?? co ty mi tu kur** robisz?? Do roboty i to już !!!
( Dzwięk rozwalającego się stołu )
Głos męszczyzny: Weś się uspokój człowieku...
Głos męszczyzny: ... Ale.. co tu się wogóle dzieje !!! ... Dorman, a może deski same się spiłowały co ?? Fernser, może płaskowyż jest już wyczyszczony z potworów co? A przełęcz to już pewnie hops, ani żywego ducha...
Głos męszczyzny: Dobra, idziemy pracować... to była tylko krótka przerwa !
GÂŁos męszczyzny: I ja mam w to uwierzyć? czekaj, ja już powiem Onarowi, cała wasza piątka nie dostanie dzisiaj swojej tygodniówki. DO ROBOTY ALBO WYRZUCĂ WAS NA ZBITE RYJE!!! - to ostatnie zdanie było słychać tak głośno, że aż wszyscy stojący na zewnątrz zadrżeli. Nagle cała piątka najemników wyszła pędem z kuchni, a następnie rozeszli się w swoje strony.
Po nich wybiegł ten potężnie wyglądający człowiek. Zbliżał się do beziego, szedł w jego stronę. Beziemu serce podskoczyło do gardła, chciał już uciekać, człowiek był już metr od niego, ten się obrócił i chciał iść, a człowiek mu położył rękę na ramieniu i powiedział:
Larson: Zaczekaj. Nazywam się Larson.
Bezi przerazliwym głosem: Coo?
Larson: Hm... może chciałbyś dla mnie pracować??
Bezi: Egm.. a co miałbym robić??
Larson: Mógłbyś być moim gońcem.
Bezi: ÂŻe co??
Larson: Daj spokój, myślisz, że to poniżej twojej godności??
Bezi: Nie, nie to miałem na myśli.
Larson: Więc o co chodzi?
Bezi: A kim ty właściwie jesteś, i czemu akurat MI proponujesz tą pracę??
Larson: Powiedzmy, że skądś cię znam. Starczy? A robota jest dobra, dostajesz za każde wykonane u mnie zadanie kasę do ręki i jest dobrze.
Bezi: Hm.. właściwie to przydała by mi się praca... nie mam przy sobie ani sztuki złota.
Larson: No to co? bierzesz to czy mam szukać kogoś innego?
Bezi: No dobra, niech będzie.
Larson: No to super ! witamy w drużynie SO. Masz pancerz godny najemnika, noś go z dumą bo to dobra zbroja.
Bezi: Tak ot. dajesz mi pancerz, przyjmujesz mnie do swojej gildi i załatwiasz mi pracę... musi być w tym jakiś haczyk... i to nie jeden.
Larson. Daj spokój. Wiem kim jesteś. Skąd? Bo mam swoje wtyki, tutaj, na kontynencie... przedemną się nie ucieknie, tak to ujmę.
Bezi: Czyli uważasz mnie jednym słowem za cennego człowieka?
Larson: Dokładnie. Chyba każdy kto cie zna, chciałby cię mieć po swojej stronie, prawda? ale po tylu latach mało ludzi będzie pamiętać ciebie i twoje wyczyny, jednak zawsze znajdzie się garstka ludzi tak jak np. ja, którzy nie zapomną o tym.
Bezi: Dzięki. A jak będzie z moim orężem?.
Larson: Nie ma problemu. Zgłoś się do Dacka, patrz, właśnie stoi na holu w głownym domu. On będzie wiedział że właśnie do nas dołączyłeś i da ci za darmo wyposażenie.
Bezi: Tak zrobię. A jak z wyrzywieniem??
Larson: Na podwórzu zawsze stoi kilku handlarzy, w tym córka Onara, którzy handlują towarami produkowanymi na tej oraz przynależnych farmach.
Bezi: No to dzięki.
Larson: Na razie masz wolność. Jak będę miał dla ciebie zadanie, to odrazu dam ci znać.
Bezi: Oczywiście.
Bezi się zmęczył i poszedł odrazu spać. Gdy wszedł do stodoły, Larson go zatrzymał i powiedział:
Larson: Od dzisiaj możesz spać jak wszyscy najemnicy w pawilonie. Ale pamiętaj!, my zajmujemy tylko prawe skrzydło wraz z piętrem, do lewego lepiej nie wchodz bo Onar jeszcze sie wkurzy i wiesz...
Bezi: Pożyjemy, zobaczymy.
Bezi poszedł do domu, potem na pierwsze piętro, porozglądał się po całym pomieszczeniu i poszedł spać do swojego nowego, wygodniejszego od poprzedniego łóżka. To są ostatnie chwile dobrej passy beziego.
Rodział II - " No i zaczeło się... "
5 minut po północy. Bezi nagle się budzi. Wstaje z łóżka, skrada się po cichu do okna, patrzy, że na powórzu już nikogo nie ma, prócz dwóch najemników pilnujących wejścia do domu oraz jednego stojącego koło kuchni. Wypatrzył też kilku farmerów i najemników stojących trochę dalej, przy wejściu na posesję ( tam, gdzie kiedyś stał Sentenza ).
Nagle coś zachałasowało. Coś, jakby szmer.
* Co to było? ehh.. chyba tutaj ktoś na łóżku się poruszył czy coś.*
Nagle szmer się powtórzył. Do tego coś zaczeło szumieć. Szum narastał, a wraz z nim słowa, jakby dochodzące z parteru, które bezi słyszy: chooooćććć... pierwsze słowo było tak ciche, że ledwie było słyszalne. Bezi myślał że to jakiś wiatr na dworzu wieje czy coś. Nagle znowu szum powrócił, a wraz z nim wyrazne słowa: chooooććć, chooć doo mniee... . Po chwili przestało mówić, ale za kilka sekund znowu szum powrócił w uszach przerażonego beziego, a wraz z nim kolejne ledwo słyszalne szepty: czz... czaaa... czaass zaabiićć... czas zabiiiććcc... czaaa sss..... ..b... c.... - i głos całkowicie ustał. Nagle Bezi zerwał się, dosłownie jakby krwiopijca go w tyłek szczypnął, założył pędem swój " lekki pancerz najemnika " i miecz, a nstępnie wybiegł z pokoju, w którym spał.
Przy okazji obudził kilku innych najemników.
Rozbudzony Najemnik: coo Jest ?? dlaczego mnie obudziłeś co??
Drugi rozbudzony Najemnik: Co tu sie dzieje do diabła? co jemu się stało?
Bezi zbiegł na parter, jakby goniło go stado krwiopijców, po drodze wpadając na Onara.
Onar: Co ty mi tu do licha wyprawiasz? chcesz mnie naprawde wkurzyć? zamiast dziękować mi i swoim gwiazdom do cholery że pozwoliłem ci tu zostać to ty co? budzisz wszystkich i wariujesz już pierwszej nocy.
Bezi: Ale głos!
Onar: Co? jaki głos?? przecież jest kwadrans po północy. Wszyscy już śpią. Więc nie wiem co ci się przyśniło.
Bezi: Ehh.. nieważne. Gdzie jest Larson?
Onar: Przywódca tej najemniczej hałastry, zwącej siebie samych " Straznikami Onara "?? ÂŚpi na parterze, w tym tutaj pokoju ( pokazuje palcem wejście do pokoju, w którym śpi Larson ).
Onar: Jeśli jeszcze raz wytniesz mi tu taki numer gnojku to twoja noga nigdy tu więcej nie postanie, a teraz zjeżdżaj bo ludzie chcą spać!.
Onar: Aha, jeszcze jedno. To, że zostałeś jednym z tych imbecyli, którzy mnie chronią, to nie oznacza, że możesz sobie tu robić co ci się żywnie podoba. Rozumiemy się?
Bezi: Jasne.
Onar poszedł, prawdopodobnie spać, a bezi wtargnął dość hałaśliwie do komnaty Larsona.
Oczywiście wszystkich śpiących pobudził, wraz z Larsonem.
Bezi podbiegł do Larsona i powiedział:
Bezi: Słuchaj... słuchaj mnie.
Larson: Ekhm...uhm.. co się dzieje ?
Bezi: Musisz mi dać lepszy miecz. To naprawde dla mnie ważne !..., ja muszę mieć porządne zabezpiecznie w razie czego.
Larson: Ale tak, w środku nocy wchodzisz tu, zapalasz światło, budzisz mnie i mówisz o tym? Co sie stało, powiedz mi, ja cię wysłucham.
Bezi: Jak spałem to słyszałem dziwne szumy i głosy. A raczej szepty.
Szepty nagle powracają, są to te same - grozne, mordercze i oschłe słowa : ssss.... sshhh... wssszzyyscy muuszząą zzgiinąąćć.... cczaaa....zzaa...cc... - ucichły.
Bezi: Słyszałeś??? SÂŁYSZAÂŁEÂŚ!!!?? - wrzasnął niemal na cały dom.
Nagle słychać tupanie w sufit... najemnicy z piętra wstali, niektórzy z nich byli dość wkurzeni.
Rozległ się łomot, przybiegł Onar.
Onar: EAHH.... MĂWIÂŁEM CI COÂŚ!!... WYNOÂŚ SIĂ STÂĄD !! - Onar złapał beziego za pancerz, i wywalił go z domu. Bezi upadł, i poturlał się ze schodków aż na trawę. Do tego strażnicy bramy wysuneli mu jak leżał kilka kopniaków. Przeszukali go, zabrali wszystkie oszczędności, dodali jeszcze swoje kilka słów:
- Właśnie, wynoś się stąd śmieciu !!, po czym odeszli dalej pełnić swoją służbę.
Bezi potarmosił się na trawie i wstał. Był cały obolały. Jednak Onar może i stary dziad, ale niezle dał popalić beziemu. Do tego strażnicy mu jeszcze dokopali.
* Ehh.. gdzie jest ten zasrany miecz!!!... nie widać nic w tych ciemnościach...*
Bezi do strażników domu: Ej debilu! oddawaj mój miecz !!!
Strażnik: A na co mi ten twój rupieć... idz lepiej pobaw się w chowanego z farmerami.
Drugi strażnik ( z ironią ): Hahaha.. dobre...
Bohater cały dygotał, ze strachu i z zimna, a tutejsze noce nie należą do najcieplejszych.
Na podwórzu było czarno i pusto. Jedynie kiku ludzi przy wejściu na posesję jeszcze coś robiło.
Wiatr był tej nocy trochę silny, czasem nawet porywisty. Bezi po cichu zakradł się w stronę kaplicy, gdzie kiedyś Lee znalazł w niej runę teleportacyjną dla Beziego. Stanął i znowu zaczeły się szumy. Był prawie pewien, że to nie wiatr, tylko te co były przed szeptami. Zakradł się następnie za kapilcę i zobaczył jak drzewa koło starej kaplicy ( tej, co był w niej kiedyś Inubis ) ruszały się, kołysały, a przy tym wielki szelest liści. Do tego dochodziły dwa szumy - wiatru i ten drugi. Bezi stanął jakby zamienił się w posąg, i przyglądał się z daleka tej starej kaplicy i tym, co się dookoła niej dzieje. Po kilku sekundach obserwacji, ruszył w kierunku kaplicy, aż w końcu wszedł w jakieś gęstwiny w lesie. Nagle coś z tyłu zachałasowało. Bezi chciał wyciągnąć miecz, ale szybko się zorientował, że go nie posiada. Nastepnie wziął nogi za pas i wybiegł z lasu. Poszedł trochę przed siebie, i zobaczył, że znajduje się koło młynu. Na szczęscie drzwi były otwarte. W środku leżało pełno siana. Przerażony bezi zatrzasnął drzwi od środka, przy pomocy jakichś stalowych prętów i innych śmieci, a nastepnie poszedł spać.
Rozdział III - " Pierwszy Atak "
Około 6 rano obudził się, chociaz długo nie spał.. prawie wogóle. Ciągle przez całą noc siedział przy drzwiach i wsłuchiwał się w różne podejżane dzwięki z zewnątrz. Nagle poczuł się głodny, przypomniał sobie, że wczoraj nie jadł kolacji, a w dzień także bardzo mało zjadł. Było parę minut po szóstej rano. Bezi wyszedł z młynu należącego do farmy, w którym spał, a nastepnie poszedł brzegiem lasu w stronę farmy Sekoba w celu poszukania jakiegoś pożywienia. W jednym miejscu zerwał z drzewa trochę jabłek, potem natknął się na ścierwojada... Ale nie miał miecza, więc nie mógł mu nic zrobić. Postanowił wrócić na farmę i poszukać zguby.
* Hm... gdzieś tu musi być... *
Nagle patrzy, a miecz leży koło kuzni Benneta. Na farmie jak zwykle ludzie, a to farmerzy, a to najemnicy.
* Ehh.. nie moge się już patrzeć na ten zardzewiały miecz... zbroja narazie wystarcza ale to... *
W końcu po długich namysłach bezi postanowił kupić nowy miecz. No ale skąd wziąść złoto?
Nagle spostrzegł koło kuzni kufer, stał zaraz obok wejścia do kuchni, po lewej stronie pieca kowalskiego.
* Hm... tak wogóle gdzie jest Bennet? może to dobra okazja na... dobrze, mam jeden wytrych...*
Po chwili beziemu udaje się cudem otworzyć kufer, cudem, gdyż kombinacja była wyjątkowo trudna. Na szczęście nikt go nie zauważył. Wszyscy ludzie byli zajęci sobą i nikt nie patrzył nawet na Beziego. W kufrze znalazł kilka prętów stali, oraz 150 sztuk złota.
* No, może starczy na coś lepszego... *
Po chwili znalazł jednego z kupców, najemnika. Kupił sobie tzw. " niewykończony miecz ", który zadawał 30 obrażeń. Teraz bezi chce wypróbować swój nowy miecz, aby upolować tamtego ścierwojada i zdobyć mięsko na śniadanie. Podczas drogi patrzy w kierunku starej kaplicy Inubisa i wszystko mu wraca do głowy z zeszłej nocy. Przypomina sobie wczorajszą noc. Jednak nie zbacza z drogi i idzie na polowanie. Zabił parę ścierwojadów i polnych besti, po czym poszedł na wprost do farmy Bengara. Zauważył, jak ktoś na posesji rąbie drewno.
* A to chyba ten ciekawy synek Sekoba... ale sie zmienił... wygląda już prawie jak on... *
Bezi wszedł na posesję, ale juz od tyłu zmierzał w jego kierunku jakiś wrogo nastawiony typek.
Podszedł do beziego i puścił mu niezłą gadkę:
wrogo nastawiony typ: A ty to kto, kolejny członek tej hołoty? Mam was wszystkich już po dziurki w nosie, na darmie Onara róbcie sobie co chcecie, ale na tej farmie nie chcę żadnego z was tu widzieć, jasne?
Bezi: Spokojnie, nie chcę ci zrobić krzywdy...
wrogo nastawiony typ: No to sobie pogadaliśmy i możesz już opuścić to miejsce.
Bezi: Bo co?
wrogo nastawiony typ: Bo inaczej będe musiał spuścić ci lanie...
Bezi: No to chodz. ( wyciąga miecz )
wrogo nastawiony typ: Kto nie słucha, musi poczuć. ( wyciąga miecz )
Walkę wygrał Bezi. Dobrze blokował ciosy i powalił farmera. Przeszukał jego zwłoki, znalazł trochę jedzenia, " Topór Drwala ", oraz jakiś dziwny list.
Pobity farmer wstał i powiedział:
wrogo nastawiony typ: Dobra, dobra... wygrałeś.
Bezi: Więc mogę pooglądac farmę?
wrogo nastawiony typ: Tak, tylko mnie nie bij, proszę ( trząsł się ze strachu )
Bezi wszedł do stodoły, gdzie akurat nikogo nie było. Kucnął na podłodze przy sianie i wyciągnął dziwnie wyglądający list. List był zwinięty w rulon i zapieczętowany. Bezi odkleił pieczęć i rozwinął list. W liście pisało:
... Złapcie jeszcze tych pozostałych, w tym Malkona i Ferosa. Kryjcie się już powoli. Niedługo będzie tu niezły burdel. Ponoć pojawił się... no wie... ( w tym miejscu pismo się urywa, jakby ktoś je zdarł, wymazał czy coś )
UWAGA::: Ten list pod żadnym pozorem nie może trafić w niepowołane ręce !
Najlepiej będzie jak upoważnieni odbiorcy po przeczytaniu, zniszczą go.
F. i G.
* Hm... dziwnie to wygląda... zaraz pójde wyjaśnić ta sprawę..*
Bezi podszedł do farmera, który posiadał tą wiadomośc, po czym zagadał:
Bezi: Może chcesz mi coś wyjaśnić? Nie mam zamiaru się z tobą bawić, więc mów wszystko tu i teraz, albo pożegnasz się z życiem. I nie żartuję.
Wystraszony farmer: Nie proszę... ehm. chodzi ci o ten list? No przysięgam ci na moją matkę, że 2 dni temu znalazłem go w progu stodoły! Rano się obudziłem, przygotowałem do pracy, chciałem wyjść ze stodoly, bo tam śpimy, a tu patrze w progu list. Miałem go przeczytać, ale nie zrobiłem tego. Zapomniałem. Pieczęć chyba nawet była, co potwierdza słuszność moich słów. Ja naprawde nie mam z tym nic wspólnego!! proszę, nie zabijaj mnie!
* On chyba mówi prawdę... *
Bezi: Dobra, spadaj stąd bo stłukę cię na kwaśną cytrynę...
***
Jest godzina 23-05 tego samego dnia. Bezi kupił sobie trochę wcześniej nowy miecz i chcąc go wypróbować, rusza na plowanie. Jest już dosyć ciemno i mało widać. Bezi postanowił iść do tkzw. " Północnego Lasu ". Wiedział, że jest tam niebezpiecznie pod względem dużej ilości niebezpiecznych zwierząt, ale nie bał się. Przecież Bezi jest bardzo odważny
Kiedy minął farmę Akila, postanowił jednak do niego na chwile wstąpić. Zauważył też, że na podwórku nikogo nie ma, prócz kilku owiec i rożena za domem. ÂŚwiatło w domu wyraznie się paliło. Bezi powolnym krokiem wkroczył do domu i zobaczył rozpaczających na drewnianej podłodze ludzi.
Płacząca kobieta: Odejdz stąd, proszę !!
Bezi: Co tu się stało? Dlaczego płaczesz?
Płacząca kobieta: Jestem... żoną Akila.. mój mąż... nie żyje.
Bezi: Jak to??? Co się stało?
Płacząca kobieta: jakąś godzinę temu znaleziono go martwego koło ścieżki prowadzącej do lasu, zaraz koło kamiennych schodów. Nie moge teraz rozmawiać o tym, przepraszam.
Nagle do domu wkroczyło trzech strażników miejskich.
Strażnik: Widzieliśmy przed chwilą martwe ciało tego farmera. Jutro jeszcze będzie sekcja zwłok.
Nie wiadomo co było przyczyną zgonu, gdyż na ciele farmera nie widać żadnych oznak obrażeń. Ani jednej rany. Farmer też nie wyglądał na uduszonego.
Mowę strażnika przerywa dwóch ludzi, wchodzących właśnie do domu.
Pierwszy człowiek: Pablo! więc tu jesteś. Niestety, mamy złe wieści. Przedchwilą w rowie, na prawo od bramy miasta... Mam na myśli ten rów, w którym kiedyś płyneła fosa otaczająca miasto...
Pablo: No, co ?
Człowiek: Strażnicy bramy znalezli zupełnie przypadkowo ciało... Thorbena !
Pablo: Masz pewnie na myśli naszego miejskiego stolarza...
Człowiek: Tak... Jego siostrzenica jest załamana. Kiedy tylko się o tym dowiedziała, poszła w ciemną noc. Wysłaliśmy oddział straży za nią, ale nie znalezli jej.
Pablo: Fajnie...
Nagle progi domu przekroczył sam Lord Andre. Jednak nie był sam. Wraz z nim przybył człowiek, któego bezimienny widział pierwszy raz w życiu. Człowiek ten miał długie, jasne włosy, nosił czarną szatę, a jego poważna i sztywna twarz... była prawie tak blada jak mąka.
Pablot: Panie, dobrze że jesteś! , znaleziono zwłoki Thorbena przed murami miejskimi !
Andre: Wiem, wiem.
po tych słowach nastała kilku sekundowa cisza. Nikt się nie odzywał, aż w końcu Bezi przemówił:
Bezi: Hm... może ja bym się zajął tą sprawą?
Andre: Daj spokój. Nie mamy nawet strzępka informacji o napastniku. Wiemy praktycznie zero. Nic, co mogło by skłonić nas do ingerencji w tej sprawie. Przyszedłem tu z moim nowym doradcą, ekhm. Juliuszu...( tak się nazywa ten dziwny facet )
Juliusz swoim poważnym, groznym głosem: No dobrze... możemy w takim razie pomyśleć nad tą jakże... interesującą sprawą - zwrócił głowę w stronę Beziego.
Juliusz: Może to właśnie ten pan... ma z tym coś wspólnego.
Po tych słowach w domu rozległ się szmer szepczących ludzi.
Pablo: Co? ty chyba nie wiesz kim jest ten " pan " Juliuszu.
Znów nastała cisza.
Juliusz: Czyżby? tak... a jak wyjasnisz tę sprawkę, że... naszego pana " wybawcy " nie było dzisiaj na...
Bezi podniosłym głosem: Odwal się odemnie, dobrze?
Juliusz: Oho. cóż za temperament... zupełnie jak. - nagle przerywa mu Andre.
Andre: My już będziemy uciekać. W mieście no... potrzebują mnie.
Po tych słowach Andre i Juliusz wyszli z chaty.
Kati(do beziego): Może ty też już idz, proszę.
Ostatecznie Kati pozwoliła bezimiennemu się przespać w chacie do rana.
Nastał świt. Była godzina pietnaście po szóstej. Zmęczony bezi wstał, po czym po cichutku wyszedł z gospodarstwa Akila. Pomyślał sobie teraz o wczorajszej wizycie obu panów.
* Ten Andre coś dziwnie wyglądał... jakby coś knuł... ciągle się jąkał, wymyslał swoje kwestie na poczekaniu... wogóle to przedstawienie z tym całym Juliuszem kimkolwiek ten pajac jest... doradca, też mi coś... Właśnie, kim jest Juliusz? O co chodzi z tymi atakami? Czy Lord Andre ma z tym coś wspólnego ? * - to są pytania, które zadaje sobie w myślach bezi.
Koniec epizodu pierwszego.
Jestem w trakcie pisania drugiego.
Wiem że zrobiłem ogromną ilość błędów stylistycznych itp. Ale jakoś najbardziej chciałem położyć łapki
na klimat... no i na długość. Mam nadzieje że dobrze się czyta. Wiem że zapewne będziecie się wkurzać z powodu tego, jak zaczynam dialogi... no ale tak wyszło. Nie musi to wcale się nazywać " opowiadanie ", może to byc jakiś Mix
, np. opowiadanie z komedią antyczną, gdzie dialogi się zaczynają od imion
Proszę o pozytywne jak i nieuniknione negatywne
komentarze...