Przed oczami miał ciemność. Czuł okropny ból w głowie. Otworzył oczy. Leżał w łóżku, w kajucie jakiegoś statku, przykryty kocem ze skóry dzika. Spróbował wstać, jednak ból był zbyt silny. Westchnął tylko i postanowił odszukać miejsce bólu. Wyczuł rozcięcie z tyłu głowy, na szczęście nie duże. Pewnie właśnie dlatego jeszcze żyje. Przypomniał sobie wściekły okrzyk jednego z jaszczuroludzi i jego uniesiony w górę miecz. A więc na tym skończyli poszukiwania. Ciekawe, gdzie teraz płyną. Czyżby zrezygnowali z misji Rhobara? Ostry ból przeszył jego głowę. Pomyśli nad tym jutro. Teraz musi się porządnie wyspać, nie wiadomo przecież dokąd kapitan Dragrim zdecydował się płynąć. Jeśli to w ogóle on kieruje tym statkiem...
Obudziło go pukanie do drzwi kajuty, z trudnością wstał i otworzył drzwi.
- Witaj. - usłyszał głos nieznanego mu marynarza. - Kapitan Dragrim rozkazał, aby wszyscy zgromadzili się na pokładzie. Lada chwila dopłyniemy do Khorinis. Słyszałem, że zostałeś mocno ranny w głowę. Dojdziesz sam? - mężczyzna przytaknął, choć nie był do końca pewien, czy faktycznie dojdzie. Jednak nie to było teraz dla niego ważne. Khorinis - miasto portowe, gdzie według tego co słyszał od Dragrima paladyni mieli zbierać rudę na wojnę. Więc jednak zrezygnowali z misji. No cóż, może to i dobrze, przynajmniej nie będzie już ryzykował utarty życia. W każdym razie przez jakiś czas.
Powoli wszedł na pokład, gdzie wszyscy już czekali. Port Khorinis był już zaledwie pięćdziesiąt metrów przed nimi. Załoga była wyraźnie zadowolona z przybycia do miasta. Radośni mówili o swoich przeżyciach podczas misji, opowiadali sprośne dowcipy, a niektórzy nawet śpiewali różne tawerniane pieśni. W chwili przybicia do brzegu kapitan nakazał wszystkim ciszę. Na przystani czekało na nich kilku paladynów i mag w czerwonej szacie.
- Co was tutaj sprowadza podróżnicy? - zapytał się jeden z paladynów. Widocznie był to ich przywódca, gdyż jego zbroja była ozdobna, pokryta srebrem, a nawet wydawało się, że biło od niej blaskiem magicznej rudy
- Potrzebujemy odpoczynku, zapasów żywności, oraz... - tu odpowiadający kapitan Dragrim przerwał na chwilę - rudy.
- Mamy jej za mało, wystarczy ledwie na jedną kompanię, a zresztą, część nawet zużyliśmy już sami. Pozostałe wasze prośby jesteśmy w stanie spełnić.
- Ale nam nie chodzi o zwykłą rudę, tylko o kilka bryłek czarnej, dokładnie siedem. Są nam one niezbędne do wykonania misji zleconej przez samego króla Rhobara.
Rannego mężczyznę zatkało, tak samo jak paladynów maga w czerwonej szacie. Nic nie wiedział o czarnej rudzie. Czyżby tak wiele wydarzyło się podczas jego snu? Będzie musiał porozmawiać z kapitanem Dragrimem.
Głos zabrał mag w czerwonej szacie, przerywając kłopotliwą ciszę.
- Jeśli tak bardzo potrzebujecie rudy. Poszukajcie jej sami, na ziemiach orków, w które przemieniła się cała górnicza dolina. Mamy teraz zbyt wiele na głowie, aby bawić się w samobójców. Wiemy, że w Myrtanie toczy się wojna, ale z naszych źródeł wynika, że wygrywają ją orkowie, a Rhobar nie żyje. Nie chcemy podzielić jego losu. Więc jeśli macie trochę rozumu, odpływajcie stąd, albo dołączcie do nas, razem mamy większe szanse stawić opór niewątpliwej inwazji.
- Nie mamy pożywienia, sporo członków załogi jest rannych. A nawet jeśli nie mielibyśmy tych problemów, to z tego co mówisz powrót do Myrtany byłby bezsensowny, dlatego zostajemy tutaj. - oświadczył kapitan. Przez pokład przeszła fala szeptów. Dragrim pierwszy zszedł na ląd, a za nim posłusznie kilku marynarzy. Ranny mężczyzna podążył za nimi. Nagle ból w głowie nasilił się, upadł na ziemię, usłyszał kilka głośnych głosów wołających jego imię. Stracił przytomność.
Znajdował się w skromnym budynku, ze względu na sporą ilość łóżek będącym zapewne sypialnią bądź też czymś w tym rodzaju. Ku swoim zdziwieniu nie czuł już wcale bólu głowy. Otaczały go twarze nieznanych mu osób.
- Gdzie ja jestem? - zapytał się niepewnym tonem
- Obudził się - zauważył jeden ze zgromadzonych
- Wołajcie Darona! - krzyknął drugi
- On chyba coś mówił - stwierdził jeszcze inny. Wszystkie twarze spojrzały na niego wyczekująco
- Gdzie ja jestem? - powtórzył
- W gospodzie w Khorinis, zasłabłeś w porcie, z twojej rany z tyłu głowy zaczęła lecieć krew.
- Ale żebyś widział, jak obficie - wtrącił ktoś z tłumu
- Mag ognia Daron błyskawicznie zastosował zaklęcia leczące. Powiedział, że mimo wszystko będziesz żył i to jakby nigdy nic ci się nie stało. Baltram - mówiący to mężczyzna wskazał na stojącego obok niego kupca - miał cię tu pilnować w razie jakby coś jednak się działo... Jesteś jedynym rannym z całej twojej załogi, któremu udało się przeżyć. Dlatego oczekiwaliśmy tu my wszyscy.
- A gdzie kapitan Dragrim i reszta załogi?
- Wracają na wyspę jaszczuroludzi, wspomagani przez kilku naszych strażników i najemników. Podobno w pobliżu brzegu znajduje się tam spory ładunek rudy, który zamierzają przejąć dla celów wojny.
W tej samej chwili wszyscy usłyszeli kroki. Ktoś wchodził po schodach. Po chwili wszyscy ujrzeli zdobioną, czerwoną szatę maga ognia. Otaczający żeglarza rozstąpili się, przepuszczając czarodzieja.
- Witaj. Cieszę się, że się przebudziłeś. Nazywam się Daron i chciałbym z tobą porozmawiać w cztery oczy. - spojrzał znacząco na zgromadzony w gospodzie tłum, który pospiesznie oddalił się w kierunku schodów.
- Może najpierw powiesz mi jak ci na imię?
- Trebor.
- Słyszałeś zapewne, że twoi znajomi chcą nam pomóc w nadchodzącej wojnie. - przerwał na chwilę - Dla ciebie również mamy zadanie. - Trebor poruszył się niespokojnie
- O co chodzi? - zapytał
- Wiesz, że potrzebujemy rudy i naszymi głównymi wrogami są orkowie. W sprawie rudy nic nie możesz na razie zrobić, ale jeśli chodzi o orków, mamy pewien plan.
- Mam wyruszyć by walczyć z orkami? Mogę, w końcu uratowaliście mi życie, ale mam nadzieję, że jako żołnierz waszej armii, a nie samotny wojownik
- Nie o to chodzi, jakiś czas temu przebywał na wyspie bezimienny bohater, który posiadał artefakt, dzięki któremu orkowie go nie atakowali. Nazywał się ulu-mulu. Jeden z najemników odszukał go i z tego powodu Lord Hagen, czyli ten dowódca paladynów, którego widziałeś w porcie, wysłał go do obozu orków, aby poznał dokładne plany ich ataku. Miał wrócić tydzień temu. Chcemy wiedzieć czy nadal tam przebywa i czy w ogóle żyje.
- No i mam niby udać się do obozu orków i potem zdać raport?
- Tak.
- W takim razie cmoknijcie mnie w cztery litery. Wdzięczność wdzięcznością, ale nie do stopnia samobójstwa.
- Uważaj co mówisz, jedno moje zaklęcie może sprawić, że już nigdy nie otrzymasz żadnej propozycji, ba, nic nie usłyszysz i nie zobaczysz. W ogóle nic nie zrobisz. - Trebor przeklął w duchu maga i wojnę z orkami, spojrzał głęboko w oczy Darona
- Chyba nie mówisz poważnie, przecież orkowie zrobią ze mnie siekane kotlety i nic się nie dowiecie.
- Niezupełnie. Mamy w planach stworzenie drugiego ulu-mulu. Przez tydzień najemnicy i paladyni ryzykowali życie dla zdobycia nowych składników niezbędnych do stworzenia artefaktu. Recepturę poznaliśmy od jednego z orków będących u nas w niewoli. Niestety, ten za żadne skarby nie potrafi stworzyć artefaktu. Potrzebny nam nowy ork-przyjaciel. Tu twoja rola się zaczyna.
- Nie rozumiem. Jak ja mam znaleźć przyjaznego orka?
- O tym porozmawiasz z Myxirem, magiem wody obecnym w mieście. Poznasz go po tym, że nosi niebieską szatę, podobną do mojej.
- Dobrze, zaryzykuję, ale powiedz mi jedno: wiesz po co była Dragrimowi potrzebna czarna ruda?
- Myślałem, że ty mi to powiesz. Twój kapitan za nic nie chciał o tym mówić. Pod naciskiem Lorda Hagena, powiedział, że wyjaśni nam to tylko wtedy, kiedy zajdzie taka konieczność. Teraz idź już. Czas działa na naszą niekorzyść. Niech Innos ma cię w swojej opiece.
Jeśli się spodoba, zamieszczę kontynuację... zresztą jak jest userem gram.pl (nie wiem czy musi nim być), niech wejdzie na stronę
http://ja.gram.pl/Maka1992, gdzie znajdzie już napisaną część kontynuacji (daleko mi do zakończenia)