Autor Wątek: Opowieści z Khorinis  (Przeczytany 2755 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Maka

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 5
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Opowieści z Khorinis
« dnia: 10 Czerwiec 2008, 06:56:26 »
Przed oczami miał ciemność. Czuł okropny ból w głowie. Otworzył oczy. Leżał w łóżku, w kajucie jakiegoś statku, przykryty kocem ze skóry dzika. Spróbował wstać, jednak ból był zbyt silny. Westchnął tylko i postanowił odszukać miejsce bólu. Wyczuł rozcięcie z tyłu głowy, na szczęście nie  duże. Pewnie właśnie dlatego jeszcze żyje. Przypomniał sobie wściekły okrzyk jednego z jaszczuroludzi i jego uniesiony w górę miecz. A więc na tym skończyli poszukiwania. Ciekawe, gdzie teraz płyną. Czyżby zrezygnowali z misji Rhobara? Ostry ból przeszył jego głowę. Pomyśli nad tym jutro. Teraz musi się porządnie wyspać, nie wiadomo przecież dokąd kapitan Dragrim zdecydował się płynąć. Jeśli to w ogóle on kieruje tym statkiem...
Obudziło go pukanie do drzwi kajuty, z trudnością wstał i otworzył drzwi.
- Witaj. - usłyszał głos nieznanego mu marynarza. - Kapitan Dragrim rozkazał, aby wszyscy zgromadzili się na pokładzie. Lada chwila dopłyniemy do Khorinis. Słyszałem, że zostałeś mocno ranny w głowę. Dojdziesz sam? - mężczyzna przytaknął, choć nie był do końca pewien, czy faktycznie dojdzie. Jednak nie to było teraz dla niego ważne. Khorinis - miasto portowe, gdzie według tego co słyszał od Dragrima paladyni mieli zbierać rudę na wojnę. Więc jednak zrezygnowali z misji. No cóż, może to i dobrze, przynajmniej nie będzie już ryzykował utarty życia. W każdym razie przez jakiś czas.
Powoli wszedł na pokład, gdzie wszyscy już czekali. Port Khorinis był już zaledwie pięćdziesiąt metrów przed nimi. Załoga była wyraźnie zadowolona z przybycia do miasta. Radośni mówili o swoich przeżyciach podczas misji, opowiadali sprośne dowcipy, a niektórzy nawet śpiewali różne tawerniane pieśni. W chwili przybicia do brzegu kapitan nakazał wszystkim ciszę. Na przystani czekało na nich kilku paladynów i mag w czerwonej szacie.
- Co was tutaj sprowadza podróżnicy? - zapytał się jeden z paladynów. Widocznie był to ich przywódca, gdyż jego zbroja była ozdobna, pokryta srebrem, a nawet wydawało się, że biło od niej blaskiem magicznej rudy
- Potrzebujemy odpoczynku, zapasów żywności, oraz... - tu odpowiadający kapitan Dragrim przerwał na chwilę - rudy.
- Mamy jej za mało, wystarczy ledwie na jedną kompanię, a zresztą, część nawet zużyliśmy już sami. Pozostałe wasze prośby jesteśmy w stanie spełnić.
- Ale nam nie chodzi o zwykłą rudę, tylko o kilka bryłek czarnej, dokładnie siedem. Są nam one niezbędne do wykonania misji zleconej przez samego króla Rhobara.
Rannego mężczyznę zatkało, tak samo jak paladynów maga w czerwonej szacie. Nic nie wiedział o czarnej rudzie. Czyżby tak wiele wydarzyło się podczas jego snu? Będzie musiał porozmawiać z kapitanem Dragrimem.
Głos zabrał mag w czerwonej szacie, przerywając kłopotliwą ciszę.
- Jeśli tak bardzo potrzebujecie rudy. Poszukajcie jej sami, na ziemiach orków, w które przemieniła się cała górnicza dolina. Mamy teraz zbyt wiele na głowie, aby bawić się w samobójców. Wiemy, że w Myrtanie toczy się wojna, ale z naszych źródeł wynika, że wygrywają ją orkowie, a Rhobar nie żyje. Nie chcemy podzielić jego losu. Więc jeśli macie trochę rozumu, odpływajcie stąd, albo dołączcie do nas, razem mamy większe szanse stawić opór niewątpliwej inwazji.
- Nie mamy pożywienia, sporo członków załogi jest rannych. A nawet jeśli nie mielibyśmy tych problemów, to z tego co mówisz powrót do Myrtany byłby bezsensowny, dlatego zostajemy tutaj. - oświadczył kapitan. Przez pokład przeszła fala szeptów. Dragrim pierwszy zszedł na ląd, a za nim posłusznie kilku marynarzy. Ranny mężczyzna podążył za nimi. Nagle ból w głowie nasilił się, upadł na ziemię, usłyszał kilka głośnych głosów wołających jego imię. Stracił przytomność.
Znajdował się w skromnym budynku, ze względu na sporą ilość łóżek będącym zapewne sypialnią bądź też czymś w tym rodzaju. Ku swoim zdziwieniu nie czuł już wcale bólu głowy. Otaczały go twarze nieznanych mu osób.
- Gdzie ja jestem? - zapytał się niepewnym tonem
- Obudził się - zauważył jeden ze zgromadzonych
- Wołajcie Darona! - krzyknął drugi
- On chyba coś mówił - stwierdził jeszcze inny. Wszystkie twarze spojrzały na niego wyczekująco
- Gdzie ja jestem? - powtórzył
- W gospodzie w Khorinis, zasłabłeś w porcie, z twojej rany z tyłu głowy zaczęła lecieć krew.
- Ale żebyś widział, jak obficie - wtrącił ktoś z tłumu
- Mag ognia Daron błyskawicznie zastosował zaklęcia leczące. Powiedział, że mimo wszystko będziesz żył i to jakby nigdy nic ci się nie stało. Baltram - mówiący to mężczyzna wskazał na stojącego obok niego kupca - miał cię tu pilnować w razie jakby coś jednak się działo... Jesteś jedynym rannym z całej twojej załogi, któremu udało się przeżyć. Dlatego oczekiwaliśmy tu my wszyscy.
- A gdzie kapitan Dragrim i reszta załogi?
- Wracają na wyspę jaszczuroludzi, wspomagani przez kilku naszych strażników i najemników. Podobno w pobliżu brzegu znajduje się tam spory ładunek rudy, który zamierzają przejąć dla celów wojny.
W tej samej chwili wszyscy usłyszeli kroki. Ktoś wchodził po schodach. Po chwili wszyscy ujrzeli zdobioną, czerwoną szatę maga ognia. Otaczający żeglarza rozstąpili się, przepuszczając czarodzieja.
- Witaj. Cieszę się, że się przebudziłeś. Nazywam się Daron i chciałbym z tobą porozmawiać w cztery oczy. - spojrzał znacząco na zgromadzony w gospodzie tłum, który pospiesznie oddalił się w kierunku schodów.
- Może najpierw powiesz mi jak ci na imię?
- Trebor.
- Słyszałeś zapewne, że twoi znajomi chcą nam pomóc w nadchodzącej wojnie. - przerwał na chwilę - Dla ciebie również mamy zadanie. - Trebor poruszył się niespokojnie
- O co chodzi? - zapytał
- Wiesz, że potrzebujemy rudy i naszymi głównymi wrogami są orkowie. W sprawie rudy nic nie możesz na razie zrobić, ale jeśli chodzi o orków, mamy pewien plan.
- Mam wyruszyć by walczyć z orkami? Mogę, w końcu uratowaliście mi życie, ale mam nadzieję, że jako żołnierz waszej armii, a nie samotny wojownik
- Nie o to chodzi, jakiś czas temu przebywał na wyspie bezimienny bohater, który posiadał artefakt, dzięki któremu orkowie go nie atakowali. Nazywał się ulu-mulu. Jeden z najemników odszukał go i z tego powodu Lord Hagen, czyli ten dowódca paladynów, którego widziałeś w porcie, wysłał go do obozu orków, aby poznał dokładne plany ich ataku. Miał wrócić tydzień temu. Chcemy wiedzieć czy nadal tam przebywa i czy w ogóle żyje.
- No i mam niby udać się do obozu orków i potem zdać raport?
- Tak.
- W takim razie cmoknijcie mnie w cztery litery. Wdzięczność wdzięcznością, ale nie do stopnia samobójstwa.
- Uważaj co mówisz, jedno moje zaklęcie może sprawić, że już nigdy nie otrzymasz żadnej propozycji, ba, nic nie usłyszysz i nie zobaczysz. W ogóle nic nie zrobisz. - Trebor przeklął w duchu maga i wojnę z orkami, spojrzał głęboko w oczy Darona
- Chyba nie mówisz poważnie, przecież orkowie zrobią ze mnie siekane kotlety i nic się nie dowiecie.
- Niezupełnie. Mamy w planach stworzenie drugiego ulu-mulu. Przez tydzień najemnicy i paladyni ryzykowali życie dla zdobycia nowych składników niezbędnych do stworzenia artefaktu. Recepturę poznaliśmy od jednego z orków będących u nas w niewoli. Niestety, ten za żadne skarby nie potrafi stworzyć artefaktu. Potrzebny nam nowy ork-przyjaciel. Tu twoja rola się zaczyna.
- Nie rozumiem. Jak ja mam znaleźć przyjaznego orka?
- O tym porozmawiasz z Myxirem, magiem wody obecnym w mieście. Poznasz go po tym, że nosi niebieską szatę, podobną do mojej.
- Dobrze, zaryzykuję, ale powiedz mi jedno: wiesz po co była Dragrimowi potrzebna czarna ruda?
- Myślałem, że ty mi to powiesz. Twój kapitan za nic nie chciał o tym mówić. Pod naciskiem Lorda Hagena, powiedział, że wyjaśni nam to tylko wtedy, kiedy zajdzie taka konieczność. Teraz idź już. Czas działa na naszą niekorzyść. Niech Innos ma cię w swojej opiece.


Jeśli się spodoba, zamieszczę kontynuację... zresztą jak jest userem gram.pl (nie wiem czy musi nim być), niech wejdzie na stronę http://ja.gram.pl/Maka1992, gdzie znajdzie już napisaną część kontynuacji (daleko mi do zakończenia)

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #1 dnia: 11 Czerwiec 2008, 16:20:34 »
Nawet ciekawe, wymyśliłeś interesujące wątki, no i wygląd opowiadania prawie idealny (dwóch błędów stylistycznych się doszukałem). Czekam na więcej  -  5/5.  ;)

Forum Tawerny Gothic

Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #1 dnia: 11 Czerwiec 2008, 16:20:34 »

Offline Maka

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 5
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #2 dnia: 12 Czerwiec 2008, 14:07:53 »
Może moje opowiadanko nie cieszy się ogromnym zainteresowaniem, ale postanowiłem dodać część kontynuacji, w której akcja dopiero się rozkręca... 8)

Wychodząc z gospody Trebor w ogóle nie spieszył się na spotkanie z Myxirem. Postanowił najpierw odwiedzić targowisko w Khorinis. Sprawdził kieszenie. O dziwo nie został okradziony. Jego pięćset monet nadal tam było. Jeśli chce w ogóle myśleć o poszukiwaniu przyjaznego orka musi kupić porządny oręż i zbroję. Jego krótki miecz był zardzewiały, a zbroja skórzana była stara i nosiła ślady mieczy jaszczuroludzi. Rozejrzał się za handlarzem bronią. Jego wzrok szybko natrafił na stoisko z różnego rodzaju bronią do walki w ręcz. Wziął do ręki jeden z długich mieczy. Rękojeść była wygodna dla dłoni, a klinga posiadała odpowiednią ostrość. Przypuścił próbną serię ciosów na niewidzialnego przeciwnika, po czym odłożył broń. Pomyślnie przeszła test.
- Jak się nazywa to cudeńko? - zagadnął handlarza
- Siekacz, bez żadnych zbędnych dodatków typu "odwagi" czy "obrońcy". Nazwa krótka, zwięzła i na temat.
- Bardzo dobrze. ÂŁatwo zapamiętać. - uśmiechnął się Trebor - Ile płacę?
- 220 sztuk złota
- To zdzierstwo! Nie dam więcej niż 160 monet!
- Panie, to ostrze jest warte minimum 200!
- Myli się pan: minimum 180 i tyle zamierzam zapłacić.
- 190, albo walcz pan gałęzią.
- Zgoda. - Trebor wręczył handlarzowi zapłatę i wsunął miecz do pochwy. Teraz trzeba znaleźć odpowiednią zbroję.
Według tego, co mówili obywatele Khorinis, najlepsze pancerze dla osób bez gildii posiada kupiec imieniem Matteo, mieszkający nieopodal bramy prowadzącej na farmę Lobarta. Z łatwością odnalazł dom, w którym mieszkał poszukiwany przez niego handlarz.
- Poszukuję zbroi. - powiedział w stronę Mattea
- No to znalazłeś. Ale nie ma tutaj nic za darmo, a pancerzy w szczególności. Ja bym proponował ci pancerz ze skóry cieniostwora. Zapewnia dobrą ochronę, a wygląda naprawdę elegancko, wykonany został z materiału najwyższej jakości. Kosztuje jedyne 2400 sztuk złota.
- Aha... - westchnął Trebor potrząsając sakwą, w której brzęczało 310 monet. Lekko zmieszany spojrzał na kupca - Może coś tańszego... - zaproponował nieśmiało
- Oczywiście, mamy również zbroje ze skóry warga - mniejsza elegancja i odrobinę słabsze wykonanie, ale co najważniejsze ochrona również stoi na bardzo wysokim poziomie, jedyne 1200 złotych monet, są tu jeszcze pancerze z mieszanki skóry dzika i wilka - to już trochę gorsza robota od poprzednich, ale cena bardzo przystępna - jedyne 700 sztuk złota.
- Jest coś jeszcze? - zapytał z nadzieją Trebor
- Tak. Pancerz ze skóry młodego wilka... Zapewnia bardzo przeciętną ochronę, ale na pewno większą niż to, co masz pan na sobie. - Matteo spojrzał z pogardą na Trebora - Cena to 350 monet. Tyle chyba posiadasz?
- Nie no, drogo. Spuść pan do 300, więcej i tak ode mnie nie wyciągniesz.
- Niech będzie, i tak bardzo mało chętnych jest na tą zbroję. Jak zbierzesz pan więcej pieniędzy, to zapraszam ponownie.
Trebor przygnębiony wyszedł ze sklepu. Z jego majątku zostało tylko 10 marnych monet. Został biedakiem. Musi znaleźć jakiś sposób na zarobienie pieniędzy. Z nienawiścią spojrzał na zakupiony "siekacz" i pancerz ze skóry młodego wilka. Sam wszedł w to bagno. Najłatwiej i najwięcej zarobi wykorzystując swój nabytek po odnalezieniu przyjaznego orka. Ale czy przeżyje samą misję? Dlaczego nie mógł popłynąć razem ze swoją załogą? Po kiego grzyba Dragrimowi czarna ruda? Na pewno nie byłoby go teraz tutaj i znał odpowiedź na drugie pytanie, gdyby nie był na tyle głupi by dać podejść się jaszczuroczłekowi w tak głupi sposób...
Na placu mag w niebieskiej szacie właśnie opowiadał o tym, jak Adanos przekazał swoim wyznawcom magię, by mogli utrzymywać równowagę na świecie. Marynarz nie interesował się tym. Wierzył w trójcę, ale nie interesowały go legendy i historie o nich. Odczekał, aż mag skończy i podszedł do niego.
- Ty jesteś Myxir, mag wody? - zapytał
- Tak, a ty pewnie ten pechowiec, którego Pyrokar, Lord Hagen i Saturas skazali na odnalezienie przyjaznego orka.
- Lord Hagen to chyba dowódca tutejszych paladynów, ale kim są pozostałe dwie osoby, o których wspomniałeś?
- Pyrokar to przywódca magów ognia, zwierzchnik Darona, którego już poznałeś. Natomiast Saturas to najpotężniejszy z magów wody. Właśnie do niego musisz się teraz udać. Przebywa w Jarkendarze, nowo odkrytej części wyspy. Zaprowadzi cię tam Cavalorn. Poznasz go po tym - pokazał mu pierścień z akwamarynem na palcu lewej dłoni - obecnie przebywa na placu wisielców.
- Kurde, pójdę do tamtego Saturasa i co? Macie już jakiś plan? Mam nadzieję, że nie będę musiał na tym niezbadanym terenie samotnie przeszukiwać lasów, i to jeszcze szukając orka!
- Mamy plan. Właściwie Saturas ma... Szczegóły poznasz na miejscu. Idź już. Czas działa na naszą niekorzyść.
Trebor niechętnie odszedł. Nie podobała mu się ta odsyłanka. Chciał już wrócić do Myrtany, a przynajmniej na pokład "Robeny", do załogi Dragrima. Jednak wiedział, że wojna z orkami to przykra prawda i musi pomóc Khorinis. Choćby dlatego, że tutejsi magowie uratowali mu życie.

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #3 dnia: 12 Czerwiec 2008, 15:11:31 »
Nom, faktycznie akcja się rozkręca. Dziwne, że nikt poza mną nie raczył jeszcze skomentować tego opowiadania. :o Zwłaszcza, że piszesz bardzo swobodnym, własnym stylem i bezbłędnie. Daję 5/5 i proszę o rychłe umieszczenie tu kolejnych części. Pozdrawiam! :-X

Offline Maka

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 5
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #4 dnia: 13 Czerwiec 2008, 12:51:53 »
Jak chcesz - to masz :D Ale po zamieszczeniu tego fragmentu chyba zrobię sobie przerwę - jak długą, nie wiem.

Na placu wisielców było dość sporo ludzi, ponieważ herold ogłaszał właśnie nowe rozporządzenia Lorda Hagena. W ogóle nie obchodziły go te sprawy. Podszedł do lady, na której ustawione były butelki piwa.
- Weź jedną, chociaż tym umil swoje życie w tych ciężkich czasach. - usłyszał uprzejmy głos zza lady. Uśmiechnął się w stronę rozmówcy i wyciągnął rękę po trunek. Wtedy poczuł, jak ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu.
- Lepiej nie pij, przecież musimy iść, a trafienie choćby w krwiopijcę po pijaku nie jest łatwe. - Trebor obejrzał się za siebie. Za nim stał opalony brunet w ubraniu przeciętnego obywatela. Uwagę marynarza przykuł jednak pierścień na palcu nieznajomego. Niebieski kamień półszlachetny zwany akwamarynem. A więc to zapewne był Cavalorn. Zerknął na jego broń. Miecz i łuk prezentowały się całkiem okazale, tak samo jak mięśnie mężczyzny. Czyżby magowie sądzili, że oprócz przewodnika potrzebna mu jest ochrona?
- To ty masz mnie zaprowadzić do Saturasa? - zapytał dla pewności
- Tak, mam na imię Cavalorn i wykonuję polecenie Myxira. Chodź za mną.
- W porządku. - Trebor posłusznie podążył za wysłannikiem magów. Minęli wschodnią bramę i ruszyli przed siebie. Członek załogi Dragrima podziwiał tutejsze lasy. W Myrtanie prawie zawsze przebywał w mieście. Obawiał się trochę czających się wśród drzew różnorodnych niebezpieczeństw. Oczywiście nie krwiopijców czy wilków, ale choćby cieniostworów lub wargów, a przede wszystkim orków, będących obecnie udręką niemal wszystkich ludzi. Tutaj droga przebiegała spokojnie. Właśnie przebiegali obok jakiejś farmy, pod kamiennym mostem.
- Niebawem dotrzemy do gospody "Martwa Harpia". - powiedział Cavalorn zmieniając strój obywatela na tajemniczy pancerz. Trebora zainteresowała ta zmiana ubioru, szczególnie, że obecny pancerz wyglądał na bardzo dobrze wykonany i kosztowny. Dlaczego więc nie nosił jej w Khorinis, tylko chodził w przeciętnym ubraniu jak zwykły mieszkaniec, którym widocznie nie był? Postanowił pozostawić te pytania na później. Właśnie zbliżali się do gospody.
- Stój. - szepnął Cavalorn, kiedy byli już tuż przed wejściem do "Martwej Harpii". - Spójrz. - dodał, uchylając mocniej drzwi, aby Trebor mógł zobaczyć co dzieje się w środku. Widok był niesamowity. Na drewnianej podłodze gospody leżały ludzkie ciała, dwójka orków walczyła z mężczyzną, dzielnie broniącym się wielkim toporem. Z głębi budynku dało się słyszeć ryk orków i szczęk oręża. Jedna z bestii przeszukiwała leżące na posadzce ciała, zabierając cenniejsze przedmioty.
- Musimy wywabić stamtąd paru brzydali, tak, aby nie dowiedzieli się o tym tamci na górze. Posłuży do tego mój łuk. Po prostu jeden oberwie strzałą, odczekamy sekundkę, aż nas zauważy, a wtedy ustawimy się po bokach wyjścia, gotowi do posiekania bydlaka. Poradzisz sobie w walce w ręcz z orkiem? Możliwe, że wyjdzie więcej niż jeden. Trebor przytaknął, ale w głębi ducha zastanawiał się, czy tak będzie naprawdę. Wprawdzie zabił samodzielnie cieniostwora, ale ślad po jego rogu cały czas widnieje na jego boku. Pokonał również smoczego zębacza, ale tylko cudem tamten nie odgryzł mu ręki. Wreszcie zabił jaszczuroczłeka, ale ten drugi zadał mu cios, który, gdyby nie pomoc magów z Khorinis, okazałby się śmiertelny. Będzie walczył z orkiem - więc co teraz go spotka?
- A więc na trzy zaczynamy. - usłyszał cichy głos swojego przewodnika, dyskretnie otwierającego szerzej drzwi.
- Raz...
Cavalorn przyjął pozycję do strzału, zakładając strzałę na cięciwę. Trebor niepewnie sięgnął po siekacza.
- Dwa...
Sługa magów mierzył w orka, a członek załogi Dragrima ustawił się w ustalonym kierunku, trzymając w prawej ręce miecz.
- Trzy...
Strzała pomknęła w stronę jednego z orków. Trebor nie miał pojęcia, który ze stworów oberwał. Usłyszał tylko głośny ryk, symbolizujący ból i gniew rannego humanoida. Cavalorn stanął z drugiej strony wyjścia, wyjmując swój miecz. Przełknął ślinę. Zaraz stoczy swoją pierwszą walkę z największym wrogiem. Najgorsze dla niego było to, że równie dobrze mogła być ona ostatnia.
Z gospody wybiegł ork, który od razu został powitany przez Cavalorna szybkim cięciem. Bestia mruknęła kilka niezrozumiałych słów i zamachnęła się na wojownika toporem. Trebor postanowił wykorzystać to, że bestia, zajęta Cavalornem stała plecami do niego. Szybkim ruchem wbił siekacza w jej plecy. Ork ryknął z bólu. Trebor nie czekał ani sekundy, wymierzył kolejne ciosy w stronę przeciwnika, który konając padł na ziemię. Cavalorn uśmiechnął się. A więc jego towarzysz potrafi walczyć, co daje im spore szanse na przeżycie. Wiedział, że nie z jednym orkiem będą walczyć . Już parę sekund później z drzwi do gospody wychylił się kolejny stwór, z dzikim wrzaskiem rzucając się na sługę magów. Trebor chciał i tym razem pomóc swojemu towarzyszowi, ale powstrzymał się słysząc tupot stóp, który dochodził naprawdę z bardzo bliska. Zaledwie ułamki sekundy minęły nim uniósł miecz nad głowę i kiedy tylko wybiegająca z gospody bestia znalazła się w odpowiedniej odległości, zadał cios. Trafił idealnie. Zadowolony, ale jednocześnie bardzo zaskoczony patrzył jak głowa potwora odrywa się od ciała. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. Orcza głowa odizolowana od tułowia przyprawiała go o mdłości.
- No, no! To się nazywa załatwić orka. - usłyszał głos Cavalorna, którego przeciwnik leżał na trawie z wielką czerwoną plamą na piersi. - Teraz możemy już tam wejść. - dodał. Trebor skinął głową. Jednak nie było tak źle, dobra taktyka bardzo pomaga w odniesieniu zwycięstwa. Wnętrze "Martwej Harpii" naprawdę wyglądało na martwe. Wszędzie tylko ciała i krew. ÂŻadnej żywej duszy.
- Orlan! Gdzie jesteś?! - usłyszał krzyk Cavalorna, nerwowo przyglądającego się ciałom.
- Tutaj. - doszedł ich głos od strony schodów. Trebor ujrzał tego samego człowieka, który przedtem zaciekle bronił się tutaj przed orkami swoim ogromnym toporem.

Offline Airyx

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 362
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
  • D'hara!
Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #5 dnia: 13 Czerwiec 2008, 13:24:28 »
No no, orkowie atakują ,,Martwą Harpię", cóż to się wyprawia w Khorinis... ;D Kolejna fajna część, spostrzegłem tylko jeden błąd: ,,w ręcz", a powinno być ,,wręcz". Oczywiście znowu 5/5. Czas na przerwę, czas na Kitkat-prosiłbym jednak, żeby nie trwała ona zbyt długo. Nie masz serca: rozpoczynasz ciekawą historię, a potem zawieszasz jej opowaidanie na czas nieokreślony. ;) Zaiste, okrutny to czyn! :D

Offline Rysownik

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 164
  • Reputacja: 0
  • Veni, vidi fugi
Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #6 dnia: 17 Czerwiec 2008, 14:35:44 »
Mało opisów, same dialogi i walki. Zakończenie, nie oszukujmy się - mierne. To nie ma być serial, który przerywa akcję ot tak, tylko trzyczęściowe opowiadanie (wstęp, rozwinięcie, zakończenie) z ciekawym, interesującym i zachęcającym do przeczytania kolejnej części końcem. Jedyne co w tym opowiadaniach nęci do dalszej lektury to pytania typu "Co się dalej stanie z panem X?". Całość powinna być w jednym rozdziale; fabuła ostatniej części to tylko walka i orkowie, a drugiej to kupowanie. Pierwszy "rozdział" traktuję jako wstęp, a kolejne części jako główne opowiadanie. Jeśli chcesz bym Cię oceniał dobrze to rozbuduj opisy, a kolejne części mają być jak te trzy razem wzięte. Ocena: 2,5/5. Mam nadzieję, że moja odpowiedź ci zainspiruje.

P.S. Twój chwyt "Co stanie z panem X?" niestety działa. Chcę jeszcze! (Oczywiście poprawionych.)

Offline Maka

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 5
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #7 dnia: 01 Sierpień 2008, 16:55:02 »
 Przeszedł kilka kroków na przód, stając przy skrzyżowaniu korytarzy. Po lewej stronie widział wyjście ze świątyni i stojących przy nim, zajętych rozmową strażników w czerwonych zbrojach. Na szczęście oni go nie widzieli. Pewnie nie przyszło im nawet do głowy, że ktoś może dostać się do świątyni w inny sposób niż strzeżonym przez nich przejściem. Nie zamierzał tego zmieniać. Stąpając cicho po kamiennej posadzce skierował się zgodnie z mapą w prawą stronę, do pomieszczenia z ołtarzem. Dojście do niego nie stanowiło dla marynarza większego problemu. Tylko co dalej. Nie widział nic, co przypominałoby mu portal. Stał sam przed ołtarzem, otoczony ścianami splamionymi krwią. Był bardzo zdenerwowany, drżącymi rękoma sięgnął po mapę od Saturasa. Nie zauważył na niej żadnej wskazówki, zupełnie nic. Czerwony krzyżyk nie wskazywał nic szczególnego. Trebora ogarniał gniew, czyżby magowie chcieli się go pozbyć? Dlaczego więc nie zrobili tego, kiedy był tuż przy nich. Ale jeśli nie, dlaczego wpuścili go w tę pułapkę? Wtedy to przypomniał sobie, jak Cavalorn wciskał kamienne przyciski na ścianie pomiędzy regałami w bibliotece. Nerwowo zaczął przesuwać dłońmi po kamiennej ścianie, na próżno usiłując znaleźć jakieś wybrzuszenie, jakąś odstającą cegłę... Wtem niezdarnie potknął się o własne nogi. Z głośnym hukiem upadł na ziemię, a echo jego upadku rozniosło się po całej świątyni. Marynarz przeklął cicho. Pewnie lada chwila pojawią się tutaj strażnicy. Pospiesznie podniósł się z ziemi, chowając się za ołtarzem. Jego prawa dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza Cavalorna. Straż bandytów powoli szła w jego kierunku.

Trebor był bardzo zdenerwowany. On był sam, a przeciwników dwóch, a na dodatek dobrze opancerzonych. Przełknął ślinę. Teraz może zakończyć swoją misję, zapomnieć o kapitanie Dragrimie i powrocie do Myrtany, teraz... Ałć! Poczuł jak coś ugryzło go w rękę. Mały pająk przebiegał właśnie po jego ciele. "O ty skubany..." - pomyślał, zapominając na chwilę o nadciągających przeciwnikach. Mały pajęczak pospiesznie opuścił ciało wojownika i wbiegł na ołtarz. Niewiele myśląc marynarz zmiażdżył go celnym uderzeniem otwartej dłoni. Odgłos zadanego pająkowi ciosu uświadomił Treborowi, jaki był głupi. Poinformował swoich przeciwników o tym, gdzie się ukrywa. Zaklął w duchu, ostrożnie przesuwając dłonią po ściance ołtarza, wracając do swojej poprzedniej pozycji. Wtem jego dłoń na coś natknęła. Było to tak bardzo poszukiwany przez niego przycisk. Niestety nie wiedział, czy aktywuje on bezpośrednio portal, czy też po prostu otwiera drzwi do kolejnej komnaty. Jednak nie było czasu na przemyślenia. Szybko wcisnął wystający kamień i czekał na efekty. Stojąca za nim kamienna ściana zaczęła powoli się odsuwać. Słyszał szczęk dobywanego oręża. Widocznie strażnikom nie spodobało się to, że dzieje się coś niezwykłego. Uśmiechnął się, cały czas będąc w gotowości do walki. Z wyczekiwaniem spoglądał na to co ukaże się w miejscu, w którym przedtem była ściana. Wtem z otworu zaczęła wydobywać się magiczna energia, a więc bezpośredni portal. Właśnie takiego rozwiązania oczekiwał, błyskawicznie wstał z ziemi i puścił się biegiem w stronę magicznego przejścia. Nie odwracał się za siebie, jednak tupot stóp i głośne sapanie bandytów dawało mu jasno do zrozumienia, że strażnicy nie darują mu tych odwiedzin. Nie miał najmniejszej ochoty na nich czekać. Kiedy tylko był już w odpowiedniej odległości, skoczył w błękitne wrota, mające go zaprowadzić tam, gdzie od wieków nie zaglądał żaden człowiek, a teraz, niestety, może tam się znaleźć aż trzech. Ponownie ogarnęło go uczucie zjeżdżania z pionowej ściany, a kilka sekund później wylądował na miękkiej, wilgotnej trawie. Wokół niego rosły pojedyncze drzewa i krzewy. Na dokładniejszą obserwację terenu nie miał czasu. Szybko skrył się w pierwszych lepszych krzakach i oczekiwał na przybycie na swoich prześladowców.

Nie musiał długo czekać. Chwilę później z zanikającego portalu wyskoczyła dwójka bandytów. Trzymając swoje miecze w pogotowiu, rozglądali się po okolicy. Trebor spojrzał na siebie. Jego brązowa zbroja skórzana nie jest mistrzowskim kamuflażem, a i zarośla w których siedzi nie są zbyt gęste. Chyba teraz nie uda mu się uniknąć walki. Jeśli chciał mieć jakiekolwiek szanse, musi zaatakować pierwszy, wtedy zawsze ma atut w postaci zaskoczenia. Mocniej zacisnął dłoń na mieczu Cavalorna i przyjął odpowiednią pozycję. Krzaki zaszeleściły pod wpływem jego ruchu. Przeklął w duchu swoją decyzję. Jeden z bandytów spojrzał się w jego kierunku. Wydawało się, że został już zauważony i nie będzie miał żadnej szansy w nierównej walce. Wtem idący ku niemu strażnik świątyni przystanął, odwracając się w stronę wołającego go towarzysza. Trebor wytężył wzrok. Drugi z bandytów wyraźnie pokazywał coś na ziemi. Pierwszy niechętnie zawrócił. Przez chwilę obaj głośno rozmawiali, intensywnie wpatrując się w ziemię. Marynarzowi udało się podsłuchać tę konwersację.
- Przecież to nie są ludzkie ślady, to NIE MOGÂĄ być ślady człowieka.
- A jak myślisz, czy to, co nas zaskoczyło w świątyni było człowiekiem?
- Wyglądało na człowieka.
- Wygląd może być mylący, przecież wziął się w komnacie z ołtarzem nie wiadomo skąd, a na maga nie wyglądał, to mogła być jakaś bestia, która wciągnęła nas w pułapkę.
- W takim razie wracajmy.
- Ty durniu, portal zniknął, siedzimy w tym bagnie po same uszy, jesteśmy już sidłach tego bydlaka! Teraz tylko on może nas stąd wyciągnąć, jeśli nie ma wobec nas innych zamiarów. Musimy go odszukać!
- Tiaa, a nie lepiej właśnie omijać go szerokim łukiem?
- No i co na tym zyskasz? To jego teren, może zrobić z nami co zechce. A może nie jest wcale taki silny, może chodzi mu oto, abyśmy się go bali? Może jeśli pójdziemy do niego i przywalimy mu tak, jak dawniej tym czterem chłystkom z kolonii karnej, którzy ośmielili się nazwać nas bucami?
- Heh, wtedy wpadłem w furię, te gnojki do końca życia zapamiętają nasze imiona - Begar - z pozoru zwykły strażnik i Zły - wpływowy cień. Masz rację, idziemy dowalić temu padalcowi!
Trebor uśmiechnął się, domyślał, czyje ślady ujrzeli dwaj bandyci. Niedługo pozbędzie się rywali i będzie miał prostą drogę do recepty na stworzenie ulu-mulu. Jednak jego szanse nie wyglądają wcale tak tragicznie. W głowie miał już nawet plan na powrót...
Begar i Zły ruszyli za tajemniczymi śladami stóp. Chwilę później Trebor opuścił swoją kryjówkę i podążył za swoimi przeciwnikami. Przechodząc obok miejsca, w którym stali dwaj bandyci przystanął na moment, przyglądając się odciśniętym na trawie śladom stóp. Na pewno nie należały do człowieka, z tym się zgadzał, co więcej, był już niemalże przekonany, że należą do jednego z tutejszych orków. Był ciekaw, jakie powitanie zgotuje dwóm intruzom. Wyobrażał sobie, jak przerażeni bandyci uciekają przed rozwścieczonym humanoidem, jednak po chwili obraz ten zmienił się na orka, nie mogącego powstrzymać mieczy bandytów, którzy z okrutnym uśmieszkiem przygotowywali się do wykończenia przeciwnika. Trebor otrząsnął się, powstrzymując swoją wyobraźnię od dalszych wizji. Musi przecież śledzić swoich przeciwników, aby nie dopuścić do drugiej sytuacji. Przyspieszył kroku. Roślinność wokół niego stawała się coraz bujniejsza, rzadka, pokryta rosą trawa, zdawała się być coraz większa i gęstsza. Pojedyncze jak dotąd drzewa i krzewy zaczęły pojawiać się niemal na każdym kroku. Teren stawał się coraz bardziej dziki. Co kilka chwil musiał stawać, by odróżnić wgniecenia w trawie pozostawione niedawno przez bandytów od tych, które należały do innych stworzeń zamieszkujących to miejsce. W końcu, po 15 minutach drogi usłyszał głosy swoich przeciwników.
- ... habasch? - orkowa mowa, więc jednak jego przypuszczenia były słuszne. Niestety w ogóle jej nie rozumiał. Pocieszał się, że bandyci nie wiedzą nawet, co do nich przemawia.
- Jaki habasz?! Czego ty od nas chcesz?! - krzyczał zdenerwowany Begar
Trebor podbiegł w stronę, z której doszły go odgłosy rozmowy. Słyszał zdumiony głos orka, nie skupiał się na wyłapywaniu poszczególnych słów. I tak by ich nie zrozumiał. Po chwili humanoid umilkł. Jednak teraz marynarz dobiegł na miejsce i miał doskonały widok na całą sytuację. Dwaj bandyci z przerażeniem wpatrywali się w tutejszego orka, który dość znacznie różnił się od swoich kuzynów, atakujących Khorinis i Myrtanę. Nosił na sobie zbroję, prezentującą się lepiej niż pancerze paladynów. Jego ciało pokryte było gęstą, brązową sierścią, w czteropalczastej dłoni dzierżył miecz, którego widok zaparł Treborowi dech w piersiach. Nigdy dotąd nie widział piękniejszego i lepiej wykonanego oręża. Przenikliwe, zielone oczy badały Begara i Złego od stóp do głów. Pierwszy nie wytrzymał milczenia były strażnik.
- Kim jesteś i czego od nas chcesz?
- Ne rogun.
- A więc załóżmy, że takie jest twoje imię. Ale czego od nas do diabła chcesz?
- Ne rogun.
- To już słyszałem. Odpowiedz na pytanie!
- Ne rogun!
- Nie denerwuj mnie!
- Ne rogun.
- Arghh... Ty parszywy kosmaty stworze nie umiesz nawet rozmawiać! Giń! - Begar rzucił się na orka, który bez problemu uniknął ataku przeciwnika i wolną ręką uderzył go w twarz. Moc tego ciosu była tak silna, że napastnik błyskawicznie runął na ziemię. Zły nie zamierzał biernie przyglądać się, jak jego towarzysz dostaje po gębie, wyciągając miecz pospieszył kumplowi z pomocą. Chciał zajść orka od tyłu. Z dzikim wrzaskiem zamachnął się na humanoida, powoli odwracającego głowę. Był pewien, że za parę sekund opuści ona resztę ciała, lądując gdzieś w pobliskiej trawie. Jednak nagle jakieś inne ostrze stanęło na drodze jego klingi. Stwór był bardzo szybki, od razu po udanym bloku przystąpił do kontrataku. Nie czekając na powtórny atak byłego cienia, niezwykle szybkim cięciem odciął mu głowę. Zły nie zdążył nawet krzyknąć. Bezgłowe ciało bezwładnie runęło na ziemię, a głowa potoczyła się w pobliskie krzaki. Begar widząc los, który spotkał jego towarzysza nie myślał już o niczym innym niż ucieczce, nie oglądając się za siebie pognał wgłąb tajemniczej wyspy. Trebor znieruchomiał. Gdyby orkowie atakujący Myrtanę lub Khorinis walczyli tak samo jak ten, żaden wojownik nie mógłby ich pokonać. Z szeroko otwartymi oczami i ustami patrzał na zwycięzcę starcia, oraz jego ofiarę. Ku jego przerażeniu ork stwór odwrócił się w jego stronę. W jego oczach malowała się wściekłość połączona z nienawiścią. Marynarz wiedział, co powinien teraz robić. Uciekać, ile tylko sił w nogach.
Biegł, nie przejmując się w jakim kierunku. Nie patrzał za siebie. Niecichnące sapanie mówiło mu, że ork ani myśli rezygnować. Przerażony odkrył, że samemu również oddycha coraz ciężej, w końcu nie odpoczywał ani chwili od momentu wyruszenia z Khorinis. Pot zaczął spływać po jego twarzy, poczuł, że zaczyna tracić szybkość, a jego przeciwnik wciąż trzymał tempo. Trebor obejrzał się za siebie, kosmaty humanoid szybko skracał dystans. Musiał przyspieszyć. Wycisnął z siebie resztki sił. Sapanie orka zaczęło powoli cichnąć. Chyba rezygnował Marynarz odetchnął. Nie przejmował się tym, jak potem zdobędzie receptę na stworzenie ulu-mulu. Cieszył się, że ocali swoje życie. Wtem jedna z jego nóg natrafiła na wystający korzeń. Runął na ziemię. Chciał wstać, jednak ból w nodze skutecznie go od tego powstrzymywał. Najprawdopodobniej była złamana. Jego radość była przedwczesna. Ork szedł w jego kierunku, powoli stawiając każdy krok. Trebor wiedział, że zjedzenie choćby ziela leczniczego będzie trwało za długo, o wiele za długo. Był w beznadziejnej sytuacji. W oczach orka widać było wściekłość. Nie był w stanie opanować swoich emocji po tym, jak został zaatakowany przez Begara. Musi jakoś pokazać mu, że wcale nie jest wrogiem, ale jak? Pierwszą myślą jaka przyszła mu do głowy było wyrzucenie miecza. Niewiele myśląc cisnął ostrzem Cavalorna w pobliskie zarośla. Humanoid popatrzył drwiąco na mężczyznę, wzrokiem zdającym się mówić "mnie nie oszukasz, tchórzu". Był coraz bliżej. Trebor zaczynał mieć pustkę w głowie, jak ma okazać orkowi, że jest jego przyjacielem? Musiałby znać coś, symbolizującego przyjaźń. Jakiś gest, słowo, cokolwiek. Przecież nie może zostać zabity tylko dlatego, że jakiś głupi bandyta sprowokował, jak się okazało orka-herosa. A może jednak? Wszystko może się zdarzyć. Pospiesznie odrzucił nadciągający potok bezsensownych myśli. Przyjaźń, przyjaciel - tylko te słowa go obchodziły. Ale co mogło je symbolizować? Miecz, miecz był coraz bliżej, jakieś pięć metrów, klinga, ostrze... Ech, znowu odbiega od tematu. Miał przecież znaleźć coś potwierdzającego jego pokojowe nastawienie, coś, co pozwoliłoby mu na dialog z tymi humanoidami. Coś takiego jak...
- ULU-MULU! - krzyknął, mając nadzieję, że artefakt ten był znany również tutejszym orkom. Stwór przystanął. W wyczekującym spojrzeniu marynarza dało się dostrzec strach. Jednak okazało się, że nie było się czego bać. Kosmata bestia wyciągnęła w kierunku Trebora swoją włochatą łapę. Mężczyzna bez wątpienia uścisnał ją swoją dłonią.
- Una ihda da Grashak. - powiedział ork. Marynarz wolał nie ryzykować, przytaknął. Poczuł potworny ból głowy, ten sam co w porcie w Khorinis a był przecież pewien, że magowie go wyleczyli. Ostatnią rzeczą, jaką poczuł był uścisk włochatych łap, niedługo potem stracił przytomność.
Obudził się w skalnej grocie. Leżał na drewnianym łóżku. Obok niego stało dwóch orków. Jeden, jego przyjaciel z lasu, trzymający w dłoni kubek z dziwnie pachnącym napojem, a drugi nieznany mu łysy, wytatuowany na całym ciele.
- Witaj, człowiecze, masz szczęście, że nasz szaman zna podstawowe antidota.
- Ty... ja cię rozumiem... - wyszeptał Trebor
- Tak. Ja jako jedyny pamiętam ludzi na tych ziemiach. Jesteś obiektem zainteresowania całego naszego małego miasta. Muszę cię zasmucić, ale umrzesz, jeśli nie zjesz korzenia Drakka w ciągu najbliższego tygodnia. Zauważyłem, że już próbowano usunąć z twojego ciała jad ferra, ale nieskutecznie. Tylko magiczna moc Drakka może cie uzdrowić. Wywar przyniesiony tu przez Thuga jeszcze bardziej opóźni działanie trucizny, dzięki czemu będziesz miał aż tydzień na odszukanie tej rośliny, albo i tylko...
- No to pięknie... - powiedział Trebor, pijąc napój z kubka - Mogę już iść szukać? Powiesz mi, gdzie?
- Oczywiście, ale po po wypiciu lekarstwa musisz poczekać godzinę, zanim podejmiesz wysiłek fizyczny. Najpierw powiedz mi, po co tu przybyłeś, no i jak się tu dostałeś.
- Przybyłem tu po to, aby dowiedzieć się jak stworzyć ulu-mulu...
- A więc się dowiesz. Historia podróży poczeka. - stary ork rozpoczął swoją opowieść, a więc wykonał pierwszą część zadania. Teraz musi tylko powrócić do magów, no i najpierw odnaleźć ten korzeń Drakka. Nie wiedział, dlaczego mieszkańcy tego miasta robią z tego tak wielką misję. W końcu to tylko zwykła roślinka. Niedługo miał się przekonać, że jest ona naprawdę niezwykła...

(Szczególnie do Airyxa) Mam nadzieję , że nie straciło nic na jakości. Była przerwa, ale się skończyła. Dalsza część przygód Trebora w przygotowaniu 8)

Forum Tawerny Gothic

Odp: Opowieści z Khorinis
« Odpowiedź #7 dnia: 01 Sierpień 2008, 16:55:02 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top