Wstęp
A był wtedy jak ze snu dzień...Siedzieliśmy pod drzewem spoglądając w górę na błękitne niebo przeplatane magicznymi falami...Któż mógł się spodziewać że to nastąpi akurat dziś.Przy bramach do królestwa strażnicy z gorąca usypiali,grajkowie przestawali grać, i wtem nastąpiła niepokojąca cisza ....Niebo spowiły mroczne chmury,z oddali z lasów Koromgali usłyszeć się dało przeraźliwe krzyki, a ziemie pod nogami drżała,ja i moi dwaj bracia uciekliśmy do miasta,by poczuć kojące słowa matki...Jednak tuż przed hatką,na alarm bili strażnicy,całą ludność przeszedł niepokojący dreszcz."Co się dzieje?"krzyczeli,jednak na ich pytanie wciąż dumnie brzmiał głos dowódcy "Do broni!Czas walki nadszedł".Wszyscy zbrojni pobiegli do bram,ja zgubiłem się w panikującym tłumie..."Gdzie jest matka?"wciąż myślałem,pierwsza łza z oczu mych poleciała, gdy to u wejścia królestwa pojawili się oni...Ten widok niech przeklnięty będzie na zawsze!!Bębny wrogich wojsk biły,do środka wdzierały się zielono-brązowe stworzenia..."Coż to za odraza?" myślałem...I wtem ujżawszy zbluzganych krwią naszych obrońców,schowałem się w jeden z hatek...Ukrywałem się dopóki skończyły się płacze i skowyt mych braci i sióstr...Wszystko znów ucichło,"miasto już jest bezpieczne?"wciąż pytałem samego siebie...Nie mogłem się dalej ukrywać musiałem wyjść.Przeszłem po mieśćie w poszukiwaniu kogoś żywego,lecz po tych drapieżcach nie pozostało nic!Same zgliszcza!!Klękłem pomodlić się do bogów,i znów ujżałem tą ochydną bestie....Teraz jednak inaczej,leżała z krwi zielonej na ziemi,szepcząc coś pod "nosem?"Ten widok mnie ukoił,chociaż wciąż czułem smutek,nie mogłem jej pozwolić żyć!! BOGOWIE WYBACZCIE...Podniosłem miecz ledwo go unosząc wbiłem go bestii w głowę...I odeszłem...A miałem w tedy zaledwie 10 lat...
CDN...
v1.1