Ojej - myślał sobie Arthas, wyciągając miecz...
Gdyż wzgórzę było może i strome, a Arthas zaś, nie posiadał specjalnej umiejętności, więc musiał ryzykować... Liczył on na farta, więc gdy krwiopijcy podlecieli do niego, wymachiwał mieczem i trafił w jednego krwiopijce, zabijając go, lecz tych dwóch pozostałych, otoczyło go i jeden z nich niestety u ukuł Arthasa w ramię, wbijając mu trucizne... Arthas zaś, przeszedł trening o odporności na ból, więc był silny i się nie dał... Miał on zaś także odtrutkę, więc się nie bał, a gdy już ten krwiopijca, który go ukąsił, chciał wydać następne uderzenie, to Arthas zaś, pod wpływem gniewu zrobił unik i cięcie przednie... Nie trafił, aczkolwiek ten pierwszy krwiopijca nagle chciał ukuć arthasa w twarz... Tego już było zawiele... Arthas zaś, naszczęście się zorientował i zaparował cios i wydając zaś przednie cięcie, zabił go... Waląc go w łep z całej siły mieczem... Został zaś, już tylko i wyłącznie jeden... Chciał Arthasa ukuć, lecz arthas zaparował cios i szybko zaś wydał drugie cięcie... Zabił go, przekrajając go NA PĂÂŁ...
Wziął i zebrał z nich truciznę...