Autor Wątek: Człowiek z Kontynentu  (Przeczytany 3946 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline viqux

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 20
  • Reputacja: 0
Człowiek z Kontynentu
« dnia: 27 Październik 2006, 18:08:38 »
Dwa pierwsze rozdziały mojego opowiadania, proszę o ocenę :)

Przysięga i mistrz

Alexis był mężczyzną pochodzącym z kontynentu, o długich czarnych włosach sięgających nieco za ramiona, głównie spiętych z tyłu w kucyk. Miał ciemne, brązowe oczy, rzucające bystre i przenikliwe spojrzenie i lekko pociemniałą karnację od mnóstwa godzin spędzonych na polowaniu. Jeśli chodzi o siłę czy zręczność, to nie był szczególnie silny; bardziej polegał na celnym oku i zręczności. Najczęściej wykorzystywał w walce ze zwierzętami swoją szybkość i sprawność. Zadawał ciosy szybkie, ale o małych obrażeniach.
Pochodził z bardzo szanowanej i bogatej rodziny magnackiej, która miała znaczny wpływ na króla Robara I. Alexis nie był jednak księciem, lubiącym wygodne łóżko i jedwabną pościel przepięknie na nim posłaną. W przeciwieństwie do rodziców, kochał naturę. Kiedy był mały, wymykał się nocą z domu by zapolować na małą zwierzynę – olbrzymie szczury, mali krwiopijcy, czasem udało mu się pokonać ścierwojada. Biorąc to wszystko pod uwagę, wkrótce nauczył się świetnie strzelać z łuku, oraz jako tako władać mieczem jednoręcznym.
Kiedy podrósł i mógł zadecydować o własnym życiu, pierwsze co zrobił, to poszedł do znanego żołnierza – Guerosa, by ten nauczył go władać mieczem. Alexis wydał całe pieniądze zaoszczędzone od dziecka, gdyż treningi były bardzo drogie. Idąc na pierwsze spotkanie, aż dygotał z podniecenia.
Wszedł na dziedziniec oddzielający plac zewnętrzny od terenów Guerosa. Rozglądając się niepewnie, wszedł do Sali treningowej, która mieściła się tuż obok domu nauczyciela.
Pomieszczenie, w którym się znalazł było dziwne – zupełnie inaczej sobie wyobrażał salę treningową najlepszego nauczyciela w królestwie rozpościerającym swe tereny bardzo daleko. Pomyślał, że znajdzie ładną, dobrze zadbaną i pomalowaną salę z wieloma dodatkami, typu skóry upolowanych zwierząt czy bronie i flagi orków; lecz przez myśl mu nie przeszło, iż ujrzy coś takiego.
Sala treningowa okazała się obskurnym, starym, chłodnym pomieszczeniem. W środku pachniało mchem i czuć było w powietrzu wilgoć, charakterystyczną dla starych piwnic. ÂŚciany były nawet lekko zielonkawe, a przyczepione do nich pochodnie dawały słaby, rozdygotany blask, przez co w środku panował półmrok. Na środku stał drewniany stół, z kilkoma mieczami, a tuż obok niego stał jakiś średniego wzrostu człowiek z mieczem zawieszonym z lewej strony. Był odziany w lekki, przewiewny strój z czarnej tkaniny falującej lekko. Alexisa uderzyło to, iż mężczyzna ma białe włosy rozpuszczone na ramiona. Oboje patrzyli na siebie z wyraźną niechęcią.
-Jeśli nie chcesz przejść przez trening czyniący z ciebie jednego z najlepszych wojowników, wliczając w to członków armii króla, możesz wyjść – odezwał się Gueros ostrym tonem.
-Nie spodziewałem się takich warunków… – zmieszał się Alexis.
-Ciężkich?
-Tak.
-Nie wiesz w takim razie, co to znaczy mieć ciężkie warunki.
Alexis nie spotkał się nigdy z takim zuchwalstwem. Ten człowiek wziął od niego kupę forsy i teraz chce go uczyć w czymś takim? W tej obskurnej norze?
-Rezygnuję – rzekł zimno. – Oddawaj kasę. Mam nadzieję, że nigdy nie ujrzę ponownie ciebie, ani piwnicy przypominającą twą „Salę treningową”.
-Pieniędzy ci nie zwrócę – powiedział Gueros.
Jak Alexis to usłyszał wytrzeszczył oczy.
-Oszust! – krzyknął. – Wyciągnąłeś ode mnie kasę, złodzieju! Oddawaj ją!
-Nie nazywaj mnie tak – szepnął podchodząc Gueros. – Ręczę ci, że jeśli jeszcze raz coś takiego usłyszę, gorzko tego pożałujesz.
Alexis cofnął się; czuł przed nim respekt i bał się w tej chwili cokolwiek powiedzieć. Poza tym, był wściekły. Teraz wiedział na pewno, że nie odzyska straconych pieniędzy. Miał do wyboru dwa wyjścia: uczyć się w tej norze i pożegnać się z dumą, lub wyjść i potem się zemścić. Po wielu namysłach zdecydował się na rozwiązanie. Przemógł się z trudem ze sobą i własnym charakterem.
-Dobrze – rzekł pochylając głowę. –  Chcę się u ciebie uczyć, Guerosie. Nie zawiedź mnie. Wybacz mój poryw wściekłości, lecz zaskoczyłeś mnie bardzo.
Ku zdziwieniu chłopaka, Gueros rzekł:
-Dobrze uczyniłeś. Złość i duma nie jest dobrym doradcą. Po jakimś czasie stanie się dla ciebie jasne, dlaczego będziesz się uczył w tej sali. Wkrótce zrozumiesz…
-Dlaczego mi nie wytłumaczysz teraz?
-Jesteś na wiele rzeczy niegotowy.
Alexis pokiwał głową.
-Zaczynajmy – rzekł.
Gueros podszedł do stołu, na którym było położonych kilka mieczy o różnych kształtach i wielkości.
-Pierwszy krok, który musisz postawić, to wybór miecza – powiedział. – Są głównie dwa rodzaje mieczy: jednoręczne i dwuręczne. Działanie tych broni jest proste: broń jednoręczna jest lekka; możesz nią zadawać szybkie ciosy, jednak o niewielkich obrażeniach. Można nią łatwo manipulować.
Zaś broń dwuręczna jest ciężka. ÂŻeby nią władać musisz być silnym wojownikiem. Ale zadaje ogromne obrażenia, gdyż trzymasz ją oburącz, wykorzystują zamach; trudno nią przez to sterować. Dlatego trzeba bardzo rozważnie walczyć, ale gdy już trafisz przeciwnika, najprawdopodobniej powalisz go pierwszym ciosem na ziemię.
Jak widzisz jedno i drugie ma swoje plusy i minusy. Musisz zdecydować: broń dwu, albo jednoręczna. Wybór należy do ciebie.
Alexis zawahał się. Gdy usłyszał pierwszą opcję, był pewien którą wybrać, jednak po wysłuchaniu drugiego rozwiązania nie miał pojęcia jaką obrać drogę.
-Co mi radzisz? – spytał swego nauczyciela.
-Nie mogę ci nic radzić – odparł Gueros. – Powiedziałem ci wszystko co wiem na temat tych broni. Nie będę sugerował; musi być to wybór całkowicie samodzielny.
-Hmm… – zamruczał uczeń. – A nie ma czegoś pomiędzy bronią dwuręczną a jedno?
Gueros namyślił się.
-Jest – rzekł po chwili. – Broń półtoraręczna. Jest tak jak jednoręczna, ale znacznie dłuższa. Trzymasz ją jak chcesz. Muszę cię jednak przestrzec, że nie najlepszy jest to wybór. Okazuje się potem, że broń półtoraręczna nie jest ani dobrą jednoręczną ani dobrą dwuręczną.
Zapał Alexisa był tak wielki, że w ogóle mu to nie przeszkadzało.
-Nie szkodzi! – z zapałem rozcierał ręce.
Gueros westchnął i podniósł ze stołu długi, stary miecz, ale wysokiej jakości.
-Jesteś pewien? – spytał.
-Tak!
Mistrz położył na wysuniętych dłoniach Alexisa stary miecz.
-Ta broń – rzekł. – Będzie twoim treningowym orężem. Jest twoja. Noś ją przy sobie zawsze, niech cię chroni. Nie możesz kupić ani użyć żadnego innego miecza niż ten – tak mówi kodeks mego ucznia, który sam ustaliłem. Zapamiętaj te słowa. Od tej pory jestem twoim mistrzem, a ty moim uczniem. Nie możesz pobierać u nikogo innego nauk, jak u mnie w tym miejscu. Nie możesz nikomu zdradzać mych sekretów, do czasu mej śmierci. Wtedy będziesz miał prawo być mistrzem i samemu uczyć moimi sposobami i naukami. Przysięgnij, że będziesz moim uczniem i będziesz przestrzegał zasad, które właśnie ci rzekłem.
-Przysięgam na swe życie dochować słów twoich.




Zabójstwo i ucieczka

Minęło pięć lat. Alexis już dawno przestał chodzić na codzienne treningi do mistrza, nauczył się od niego jednak nie mało.
Teraz musiał zadecydować o swej przyszłości. Miał do wyboru wiele ścieżek i dróg, lecz wybrał to, co kochał: został myśliwym, który polował na najróżniejsze dzikie zwierzęta. Nie były to ścierwojady czy krwiopijcy, ale orki, trolle, wargi, cieniostwory, zębacze. Chciał zamieszkać w wielkim lesie, rozciągającym swe tereny wokół stolicy królestwa Robara I. Myśl o zamieszkaniu tam zaświtała mu, gdy znudziły go walki na arenie z eksżołnierzami, lub nocne wyprawy i wyłapywanie wilków. Potrzebował większych wrażeń. Chciał żyć na łonie natury. Udał się do swego mistrza i spytał go, co on o tym sądzi.
-A więc podjąłeś już decyzję? – zapytał Gueros.
-Tak. Muszę to przyznać: kocham naturę od urodzenia i żyć z nią chcę w pokoju. Chcę osiąść w lesie otaczającym nasze miasto.
Gueros wytrzeszczył oczy. Nigdy by nie pomyślał, że Alexis może chcieć uczynić rzecz tak szaloną i bezmyślną.
-Czy wiesz, młody człowieku na co się decydujesz? – szepnął. – Martwy Las! Taką nazwę nosi miejsce, w które chcesz się udać! A wiesz dlaczego?
Chłopak pokiwał przecząco głową ze strachem. Nie miał pojęcia nic o zdarzeniach mających miejsce w lesie. Gueros kontynuował:
-Nie słyszałeś nigdy legend, opowiadanych z ust do ust lękliwym szeptem… Kto tam poszedł, nigdy nie wracał. Mówi się o bestiach mieszkających tam, nawet Orkowie się tam nie zapuszczają… Powiadają, że nawet cieniostwory, tak silne i potężne stworzenia żyją w stadach by przeżyć, golemy leśne i kamienne gotowe zabić każdego, atakują z armią ożywieńców… To szaleństwo. Nawet setka uzbrojonych po zęby paladynów nie pożyje tam kilku dni… A co dopiero mówić jednym, samotnym człowieku… Odpuść sobie, Alexisie. Nie idź w pewną śmierć. Tam nic od śmierci nie uchroni.
-Podjąłem już decyzję – rzekł Alexis. – I nie mogę jej zmienić.
Gueros spojrzał na niego oczyma pełnymi bólu.
-Jesteś i byłeś moim najzdolniejszym uczniem. Jednak wiedzę, że to nieuniknione. Chcesz odjeść… Daj mi swój miecz.
Alexis spojrzał na niego zaskoczony. Czyżby jego mistrz chciał mu odebrać mu oręż, którym zaczynał uczyć się walczyć? Powoli odpiął pochwę i podał ją Guerosowi. Ten zaś odpiął swoją i podał mu ją.
-Jestem z ciebie dumny, Alexisie – rzekł. – Dumny. Od tej pory masz mój miecz, na znak ukończenia u mnie nauki. Walcz nim, jak przystało na mego ucznia.
Alexis nie mógł w to uwierzyć. Wziął oniemiały nową broń i z błyskiem w oczach dobył miecza, aż niebieskie skry poszły z ostrza. Oglądał cal po calu pozłacaną rękojeść, lekki, acz dziwnie błyszczący i ostry kruszec z jakiego broń była zrobiona.
-Półtoraręczny… – powiedział Gueros. – Zrobiony z magicznej rudy, czyli najlepszego kruszcu do tworzenia zbroi i mieczów. Został on skonsekrowany przez arcymaga mistrzów kręgu ognia i wody. Otrzymałem go za uratowanie królowi życia podczas wojny z orkami. Teraz przeszedł w twoje ręce. Wykorzystaj go w słusznej sprawie. ÂŻegnaj, Alexisie. To była wielka przyjemność uczyć kogoś takiego ja ty. Nie mam na to nadziei, ale chciałbym cię jeszcze zobaczyć.


Alexis wyszedł od swego nauczyciela był zdziwiony jak nigdy dotąd. Otrzymał piękny miecz; nawet nie marzył o takim. Zdziwiły go również słowa Guerosa. Najlepszy uczeń… Jeśli to prawda, to największy zaszczyt jaki w życiu go spotkał.
Wrócił do domu, planując wyruszyć na stałe do lasu po zapadnięciu zmroku. Musiał wymknąć się niepostrzeżenie. Nie chciał nawet myśleć o plotkach jakie by wybuchły gdyby jawnie oświadczył, że idzie zamieszkać w lesie. Nie zniósł by tego. Jeśli mają się skapować, że go nie ma, to dopiero za kilka dni.


Wstał za piętnaście północ. Ostrożnie zszedł z łoża, i zapalił najmniejszą świecę, jaką miał, poczym wyjrzał przez drzwi, chcąc sprawdzić, czy nikt się nie pałęta przypadkiem, ale  miasto o tej porze spało. W kamiennych, dużych domach światło się nie paliło nigdzie, niezmącona cisza panowała w mieście. Tu i ówdzie siedział strażnik miejski, pełniący wartę w razie bójek.
Alexis odszedł od okna i zaczął się ubierać. Założył solidną kolczugę, zasłaniającą ciało od szyi w dół. Na to wciągną zwykły strój, by nie zwracać na siebie uwagi. Założył kołczan pełen ręcznie zrobionych przez niego strzał, zakończonych ostrych grotem i długi, cisowy łuk. Przepasał pochwę z mieczem i włożył za pas krótki sztylet, bardzo potrzebny w walce na dystans. Skradając się, wyszedł na dwór.
Była chłodna noc. ÂŚwiecące na czarnym niebie, rozsiane wszędzie gwiazdy wraz księżycem oświetlały domy i uliczki miasta. Tu i ówdzie czuwali strażnicy, ale Alexis ruszył ciemną, gdzie spodziewał się nie spotkać nikogo. Szedł szybkim krokiem, uważnie rozglądając się dookoła.
Nagle usłyszał ciche kroki. Obejrzał się zaskoczony, lecz był otoczony budynkami z jednej strony, a kamiennym murem z drugiej. ÂŚwiatło księżyca i gwiazd zostało przesłonięte. Nic nie widział.
Kroki natomiast słyszał wyraźniej: ktoś biegł w jego stronę. Zacisnął odruchowo pięść na mieczu chcą dobyć go z pochwy, lecz uczynił to sekundę za późno. Został powalony przez potężnie zbudowanego mężczyznę, znacznie większego od niego. Leżąc na ziemi czuł przystawiony zimny sztylet do szyi.
-Dokąd to się wybieramy w środku nocy, co? – syknął mu do ucha nieznajomy. – Zresztą nieważne. Mam coś ważniejszego do wykonania… Gueros dał ci swój miecz! Sam widziałem jak to robił… On jest tyle wart… Dawaj go, a oszczędzę ci życie! No już!
Alexis zrozumiał: człowiek ten śledził go chyba cały czas. Napadł na niego, by odebrać mu miecz Guerosa, który jest na pewną cenną relikwią, wartą mnóstwo złota.
Nie zamierzał na to pozwolić. Był sprawny i gibki toteż zebrał wszystkie siły i  błyskawicznie jedną ręką złapał przeciwnika za nadgarstek po czym wykręcając staw, sięgną po łokieć drugą i pod kątem szarpnął w dół. Rozległ się przerażające trzask łamanej kości. Człowiek wygiął się i krzyknął, a wtedy Alexis sięgną po miecz i jednym płynnym ruchem  wyjął go z cięciem z ukosa i przeciął mu gardło. Zabulgotało w ustach mężczyźnie, siła ciosu obróciła nim. Zanim padł na ziemię obryzgał wszystko wokół krwią, nie wyłączając Alexisa, który stał oszołomiony zdarzeniem.
Niestety, hałas ten sprowadził strażników miejskich. Natychmiast przybiegło dwóch. Byli odziani w ciężkie, czarno czerwone zbroje z godłem króla na piersiach. Alexis znał ich dobrze. Z tego co pamiętał, byli twardzi i honorowi. Oni również go poznali. Zauważyli też zwłoki i co najgorsze, było to dla nich w tym momencie najważniejsze.
-Zabiłeś go? – spytał jeden z nich.
-Ja się tylko broniłem… – spłoszył się Alexis. – On mnie napadł… ja nic nie zrobiłem, uwierzcie! Mój mistrz, Gueros, poręczy za mnie, przysięgam!
-Gueros nie żyje – rzekł jeden z strażników. – Został zamordowany kilka godzin temu. Nie złapaliśmy zabójców. Uciekli, lecz wiemy, że kryją się gdzieś tutaj… a jeśli to byłeś ty?
-To nie ja! Jak możecie tak mówić?!
-Nawet jeśli nie zabiłeś Guerosa, nie miałeś prawa zabić jego – strażnik w skazał na martwego człowieka ręką. Wyjął kuszę i załadował bełt, celując w Alexisa. To samo uczynił drugi.  
-Zgodnie z rozkazem króla, mamy uśmiercać mordercę. Takie jest prawo.
-Ja się broniłem! Ten sukinsyn mnie napadł i przystawił miecz do szyi, ja złapałem go za nadgarstek i łokieć złamałem rękę i jak zaczął krzyczeć przestraszyłem się; sięgnąłem po miecz i ciąłem go w szyję. Ja naprawdę nie chciałem go zabić! Nie jestem mordercą!
Strażnicy zawahali się. Wierzyli chłopakowi, lecz nawet gdyby zaprowadzili go przed oblicze króla, zostałby ścięty. Jeśli by go zostawili tutaj i odeszli, mogliby się narazić na nie przyjemności: a jak ktoś widział tę scenę?
-No dobra – rzekł jeden ze strażników, chowając kuszę. Podszedł do Alexisa i rzekł do niego ściszonym głosem. – Wierzymy ci, ale nie możemy cię uwolnić. Musisz uciekać z kontynentu. Popłyniesz na bogatą wyspę, słynącą z pięknych lasów, terenów i bogactw. Zwą ją Khorinis, perłą Myrthany. Zaprowadzimy cię, jak aresztowanego do portu, bo ktoś mógł nas widzieć. Popłyniesz moim statkiem.
Alexis już miał podziękować, gdy strażnik dość boleśnie wykręcił mu rękę i zaprowadził tak skrępowanego do portu.
Nabrzeże portowe było bardzo duże. Rozjaśniony księżyc rzucał piękny blask na morze, które migotało ze światłem odbijając jego cień wzdłuż lądu. W oddali widoczna była latarnia morka z dającym światło ogniem na górze, Alexis dostrzegł zarzucone sieci rybackie na plaży nieco wschód od miejsca w którym stał, ujrzał też przycumowany wielki statek, galeon, który przewyższał wielkością wszystkie inne, oraz budził podziw i uwagę. ÂŁódź ta należała do paladynów, czyli świętych wojowników boga zwanego Innos.
Chłopak widział port już kiedyś, ale nigdy nie myślał, że będzie musiał uciekać drogą morską na jakąś wyspę za zabójstwo. Strażnik doprowadził go do statku średniej wielkości, którym można było sterować samemu.
Alexis uwolnił się w końcu z silnego chwytu. Rozcierał kości i dziękował stokroć ludziom, którzy złamali własne zasady, własne prawo i narazili się po to, by tylko uratować z rąk śmierci chłopaka, w którego niewinność uwierzyli.
Właśnie stamtąd, w wieku 24 lat, Alexis popłynął na wyspę Khorinis, gdzie miało się wszystko zacząć…

podrawiam

Offline Arthas

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 756
  • Reputacja: 2
  • Płeć: Mężczyzna
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #1 dnia: 02 Grudzień 2006, 11:19:35 »
Bardzo interesujące, wciągające i treściwe opowiadanie. Jest to jedna z lepszych prac dotyczących Gothica, jakie zdołałem przeczytać. Bardzo ładna i ciekawa historia życia i podróży dzielnego młodzieńca Alexisa, która została umiejętnie i po mistrzowsku wpleciona w świat Myrtany. Doskonale zastosowane dialogi i opisy, które dodają uroku całemu opowiadaniu i ładnie się przez nie przeplatają. Fabuła i akcja bardzo dobrze się rozwijają i żaden moment czy część opowiadania, nie nudzą. Warto pochwalić twój styl i język, w jakim piszesz. Również duży zasób i ogrom słownictwa może budzić podziw i zachwyt. Co do błędów, to niemal ich nie ma, występują sporadycznie - dopatrzyłem się może ze 3, 4 literówki. Jeśli chodzi o resztę, to nie mam zastrzeżeń, wręcz przeciwnie - wszystko jest bardzo dobre, wręcz świetne. Ciekaw jestem jedynie, jakie są dalsze losy Alexisa i ile jest jeszcze części "Człowieka z Kontynentu". Bardzo chętnie widziałbym tą pracę wśród opowiadań, które będą zamieszczone na stronie.
Ocena: -10/10
Gwiazdki: 5/5

Forum Tawerny Gothic

Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #1 dnia: 02 Grudzień 2006, 11:19:35 »

Offline Arkhan

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 1117
  • Reputacja: 25
  • Płeć: Mężczyzna
  • ...
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #2 dnia: 01 Styczeń 2007, 19:26:50 »
Dawno czytałem twoje opowiadanie, i mogę śmiało powiedzieć że jest to dzieło na miarę mistrza. Rewelacyjnie oddałeś uczucia bohaterów, wyśmienicie pokazałeś otaczający świat, do tego dochodzą opisy jak i inne smaczki. Posiadasz bogaty zasób słownictwa, i wcale ci się nie dziwię że pisanie to twoja pasja oraz to że twoja praca pojawiła się na stronie w kategorii najlepszych.  Piszesz w sposób który przyciąga czytelnika na dłużej, imho faubła nie odegrała tak znaczącej roli jak stylistyka. Headshot, niema bata.

Ocena 10/10
Gwiazdki 5/5
« Ostatnia zmiana: 01 Styczeń 2007, 19:55:33 wysłana przez Arkhan »

Offline Grison

  • Weteran
  • ****
  • Wiadomości: 6623
  • Reputacja: 2319
  • Płeć: Kobieta
  • Grisq. :*
    • Karta postaci

Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #3 dnia: 02 Styczeń 2007, 14:28:29 »
Opowiadanie poprostu super! Naprawde umiesz pisać i masz na to pomysł. Fabuła mi się bardzo podobała.
Pierwsze dwa rozdziały czytało się z wielkim zaciekawieniem gdż stwożyłeś w nich ciekawą postaćnauczyciela twojego bohatera. No i Sam Alexis jest dosyć fajną postacią z charakterem. Trzeci rozdział zaś był po prostu doskonały. Bardzo dobrze oddałeś w nim wygłąd i psychikę całej pirackiej bandy w tym wspaniałego Grega, który musi uznać wyższość Alexisa.
Prosze pracuj dalej. Jestem bardzo ciekawy co dalej stanie się z twoim bohaterem.

Ocena:
10/10
5/5

Offline viqux

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 20
  • Reputacja: 0
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #4 dnia: 26 Styczeń 2007, 18:05:35 »
Nadal nie mam neta na swoim kompie, dlatego nie bylo dalszych czesci opowiadania... ale udało się znaleźć dalszą część na innym forum :)


Khorinis
Alexis nie musiał płynąć długo, ponieważ od razu po wyskoczeniu widział wysepkę, na której się zatrzymał. Była prawie cała skalna, chociaż dostrzegł tam kawałek plaży, zarośnięty prawie cały krzakami. Porządnie się zmachał, ale jak dotarł do brzegu, to wyczołgał się na niego z wielką ulgą. Zostawił dechę na brzegu i chciał wleźć na sam szczyt skał, by dowiedzieć się, gdzie jest. Ruszył, rozglądając się niepewnie. Był na niewielkim obszarze, cały zarośnięty przez krzaki. W dodatku słyszał jakieś dziwne charczenie.
Niespokojny dobył miecza, rozglądając się niepewnie.
Nagle z krzaków wyskoczyło na niego dwóch jaszczurów. Obydwa były wielkie, płaskie i niskie, ale ich nogi były jak u żaby (tyle że kilka razy większe), natomiast zęby w pysku były krótkie i ostro zakończone. Jeden złapał go mocno za nogę, a młodzieniec ciął go mieczem od dołu. Jaszczur cofnął się z zraniony, jednak natychmiast ranny ponowił atak. Alexis tym razem był przygotowany. Rzucił się bok i z zamachem rąbną mieczem, lecz chybił. W tym momencie drugi jaszczur wkroczył do akcji, lecz zaatakował nierozważnie biegnąc z otwartym pyskiem. Wtedy miecz z magicznej rudy wbił mu się w podniebienie, z którego natychmiast pociekła krew, zalewając rękę wojownika. Chłopak cofnął się kulejąc; noga, w którą ugryzł go pierwszy gad, krwawiła. Wtem jaszczur z pyskiem zalanym krwią, na oślep zaczął atakować, jednak jego życiu położył kres silny cios od góry, kruszący czaszkę i rozcinający grubą skórę. Martwe zwierze, całe we krwi padło na ziemię.
Ranny chłopak poszedł chwiejnie podszedł do morza i przemył wodę. Strasznie go zapiekło rozcięcie, krzykną z bólu. Wtem rozległ się głos:
-Kim jesteś?
Młodzieniec obrócił się. Z jaskini zakrytej krzakami, której zauważenie było prawie niemożliwe wyszedł średniego wieku człowiek, z białymi włosami związanymi z tyłu w kucyk. Alexis odruchowo sięgnął po miecz, gdyż mężczyzna był uzbrojony.
-Nie bój się – powiedział człowiek. – Nie zrobię ci nic. Ale nie widziałem cię nigdy w Khorinis. Mów kim jesteś!
-Mam na imię Alexis, a pochodzę z kontynentu – odparł chłopak. – Płynąłem tu statkiem, ale zatonął on podczas sztormu. Nie wiem co się działo dokładnie, ale dorwali mnie potem piraci. Cudem od nich uciekłem. Tyle ode mnie. A kto ty jesteś?
-Jestem Ramirez, mieszkam w Khorinis. Nic więcej nie będzie cię obchodzić. Zrozumiałeś?
-Tak.
-To dobrze. Jesteś dobrym wojownikiem. Widziałem twoją walkę z jaszczurami… No, no jestem pod wrażeniem. ÂŻyjesz.
-Ale jestem ranny. – Alexis usiadł. Zdarł koszulkę z klatki piersiowej, chcąc zawiązać ją wokół rany. Wtedy dopiero zobaczył, że piraci gwizdnęli mu kolczugę. Zaklął pod nosem i przewiązał materiał przez nogę. – Ta noga będzie mi długo dokuczać – westchnął. – Została solidnie poszarpana przez tą bestię.
-To i tak mała szkoda. Przez te potwory nie mogłem wyjść z jaskini. Osiedliły się tu niedawno. Nie mogłem przez nie wyjść. Słaby ze mnie wojownik. Ale ty mnie uratowałeś… Jak mogę ci pomóc?
-Mówiłeś coś o Khorinis… Chcę tam dotrzeć, pomóż mi…
-Nie ma sprawy. Wyspa jest niedaleko. Właściwie jakieś sto metrów do przepłynięcia jest. Ale nie ma się co martwić, przypłynąłem tu łodzią. – Mówiąc to, odszedł do jaskini i wrócił po chwili, samemu ciągnąc niewielką, jednoosobową łódź.
-Zmieśmy się we dwóch. – rzekł.
Alexis był zdziwiony, że nieznajomy człowiek, ratuje go z sytuacji. Przecież mógł samemu odpłynąć.
-Dlaczego mi pomagasz? – spytał.
Ramirez uśmiechną się tylko i rzekł.
-Uratowałeś mi życie. Zabiłeś jaszczurów, które by mnie zabiły. W tej jaskini nie miałem co jeść, prócz tego, co miałem przy sobie. Kilka dni i bym padł z głodu.
-Aha – mruknął Alexis.
-Dasz radę samemu wciągnąć się do łodzi? – spytał Ramirez.
-Chyba tak.
Chłopak stanął na jednej nodze podpierając się mieczem. Z trudem bo z trudem, ale udało mu się wejść do łodzi. Usiadł na końcu łajby, starając się zająć jak najmniej miejsca. Ramirez ledwo się wcisną. Dał chłopakowi wiosło, samemu trzymając w garści drugie.
-Sam nie dam rady – rzekł. – Wiosłuj z prawej strony, ja będę z lewej. Przykro mi, że przez nogę będzie ci ciężko, ale nie ma siły: gdybym sam wiosłował płynęlibyśmy z 10 lat.
Odepchnęli się mocno wiosłami, wypływając na wodę. Opłynęli dookoła małą wysepkę, a dopiero wtedy Alexis ujrzał z daleka Khorinis. Z dalekiej odległości mógł dostrzec tylko drewniane domy i kilka łodzi przycumowanych do portu.
Płynęli jakiś czas, ciężko wiosłami przedzierając wodę. Alexis sporo się namęczył, ponieważ noga piekła go nieznośnie, a w dodatku woda bujała łajbą bardzo nieprzyjemnie. Zaczęło się robić trochę słabo.
Po jakichś pół godzinach dotarli do brzegu. Nabrzeże portowe było całkiem spore. Wpłynęli między dwie łodzie i wspięli się po kamiennym wejściu. Port był cały zrobiony z kamienia. Wzdłuż niego przymocowanych było wiele łodzi, różnych wielkości: niektóre rybackie, inne typowo luksusowe, a inne tak stare, że przeciekała do nich woda. Domy wzdłuż kamiennego zabudowania stały ułożone wejściem do brzegu. Były drewniane, o różnym stopniu zniszczenia. Przy niektórych leżały puste sieci, beczki, skrzynie, a nawet przed jednym z domów kręciło się dwóje ludzi, przybijających do robionego właśnie statku mocniejsze deski. Wszędzie kręcili się ludzie, panował wszędzie gwar, a zewsząd słychać było głosy rozbawionych ludzi.
Alexis obrócił się do Ramireza.
-Czy jest tu jakiś zielarz, potrafiący mi uleczyć w miarę szybko nogę? – spytał.
-Tak – odparł Ramirez. – Nazywa się Constantino. Ale nie uleczy cię, jeśli nie przypadniesz mu do gustu. Poza tym, musisz mieć złoto…
-Nie mam ani grosza. Piraci mi wszystko zabrali… gnojki – mruknął pod nosem.  
-Jeśli chcesz, możesz pójść do Ignaza, to szalony alchemik. Ale nie zdziwiłbym się, gdyby cię zabił, robiąc na tobie eksperymenty.
-To chyba podziękuje. Gdzie mogę tu dorobić?
-Z poszatkowaną głową wiele nie zdziałasz. Ale radzę ci pójść do lichwiarza Lehmara, on ci pożyczy pieniądze. Z nimi pójdziesz do Constantina, który cię uzdrowi. A kasę oddasz Lehmarowi, jak znajdziesz pracę. Nie brak jej w Khorinis.
-Dobra. Zaprowadź mnie do tego Lehmara.
-Jak chcesz.
Ramirez zaprowadził kulejącego młodzieńca przez małą ulicę. Przeszli obok jakiejś knajpy, przy której wejściu stał jakiś obdartus, minęli stoisko kupieckie niejakiej Feni, sprzedającej artykuły spożywcze typu ryby, chleb, mleko, woda, gulasz. W końcu stanęli przed jakimś domem. Chcieli wejść do środka, gdy zatrzymał ich jakiś dziwny koleś. Oczy miał podkrążone, a twarz łysą i bladą. Był wysoki, chudy, przepasany miał długi sztylet, a w dłoni trzymał skręta. Pociągnął tęgo narkotyk w płuca i powiedział ponurym głosem:
-Czego tu chcecie…?
Ramirez uniósł brwi.
-Jeśli mnie nie poznajesz, ty nędzny ćpunie, to przeszedłeś samego siebie.
Człowiek przyjrzał mu się dokładnie.
-Ach, to faktycznie ty… – mruknął pod nosem. – Wchodźcie, tylko nie drażnijcie szefa, bo skończycie z pyskiem wrytym w ziemię.
-To Meldor – rzekł półgłosem Ramirez do Alexisa, gdy mężczyzna oddalił się. – Jest ochroniarzem Lehmara, koleś też ściąga niespłacone długi. Lepiej z nim nie zadzierać. Mimo, że jest na haju, potrafi nieźle przyłożyć.
Weszli do małego domu. Mimo, małych rozmiarów, był bardzo bogato urządzony. Stały tam dwa łóżka, w tym jedno z zasłonami i zdobione srebrem. Na kominku stał srebrny talerz i złoty puchar. Zaś w środku domu, przed owym kominem, w czerwonym fotelu siedział łysy koleś z wąsami. Był odziany w dobrej jakości strój, w przeciwieństwie do obdartusów z portu.
Alexis od razu przeszedł do rzeczy.
-Ile możesz dać? – spytał na wstępie.
-Od 50 do 500 sztuk złota – odparł Lehmar.
-Dawaj 200.
-Nie tak szybko, kolego. Kiedy mi oddasz?
-Kiedy będę mógł.
-Zapomnij o tym. Na zwrócenie kasy będziesz miał tydzień.
-A jeśli nie zdążę?
-Będę czekał jeszcze dwa dni.
-A co z odsetkami?
-Od pożyczonej sumy biorę 25%. Jeśli spóźnisz się o jeden dzień, oprocentowanie wzrasta o 5%. Jeśli kasy nie przyniesiesz drugiego dnia po terminie, odsetki razem wyniosą 35%. Jasne?
-A jeśli kasy nie przyniosę?
W tym momencie do rozmowy przyłączył się Ramirez.
-Byłoby dla ciebie lepiej, gdybyś jednak przyniósł.
-Jeśli kasy nie oddasz – rzekł Lehmar – to wyślę moich ludzi na ciebie. Będą cię wtedy czekały ciężkie dni, bo mam wpływy w całym mieście.  Wywalą cię z pracy, każdy będzie chciał cię dopaść, bo za twoją głowę wyznaczę nagrodę.
-Masz twarde zasady. Ale zgadzam się. Dawaj kasę, a oddam ci w terminie.
-Podpisz tutaj. – Lehmar wyjął pióro i napisał coś w małej, fioletowej książeczce i podał ją Alexisowi, karząc podpisać ją w danym miejscu. Młodzieniec złożył podpis z wielkim zawijasem i wziął pieniądze. Lehmar dał mu w sakwie odliczone dwieście monet.
-Muszę już iść – powiedział Alexis.
Lehmar wzruszył ramionami.
-Jak sobie chcesz…

-Niezły typek – powiedział młodzieniec, gdy szli zalaną słońcem ulicą, po wyjściu z domu lichwiarza. – Nie lubi być oszukiwany, jest bardzo ostrożny.
-Dziwisz mu się? – spytał Ramirez.
-Nie, ale trochę nie lubię, jak ktoś nie ma do mnie zaufania. Jestem uczciwy.
Ramirez uśmiechnął się chytrze.
-Wszyscy jesteśmy uczciwi - zarechotał.
Gdy tak gawędzili sobie beztrosko, mijając różne domy, podszedł do nich strażnik.
-Kim jesteś? – spytał ostro Alexisa.
-Pochodzę z kontynentu i przypłynąłem tu by zacząć nowe życie.
-A co ci się w nogę stało? - pytał podejrzliwie człowiek.
-Jaszczur mnie ugryzł. Właśnie idę do zielarza.
-To idź, ale pamiętam twoją gębę. Jak będziesz sprawiał problemy, szybko się z tobą policzę – po tych słowach odszedł.
-Co mu jest? – spytał zdezorientowany Alexis.
-To Pablo – wyjaśnił Ramirez. – Pracuje w straży miejskiej. Nieźle walczy, ale ciągle się puszy, bo myśli że całe Khorinis jest jego własnością.
-Dobra, ale prowadź mnie do tego Constantino.
Ramirez poprowadził go mieszkania, położonego w przejściu z placu, na którym wygłaszał mowę jakiś mag w niebieskiej szacie, obok kuźni niejakiego Harada.
-Musisz wejść sam – powiedział Ramirez.
-Dlaczego?
-Bo ja tak mówię – warknął mężczyzna. – No już, wchodź. Nie będę czekał na ciebie całego dnia.
Młodzieniec pokuśtykał do wskazanego mieszkania. W rogu postawiony był stół alchemiczny, przy którym miksturę przygotowywał stary mężczyzna, łysiejący już. Włosy które mu jeszcze zostały, były białe. Przy ścianie stało łóżko, a obok niego skrzynia, która budziła ochotę, by otworzyć ją i zabrać całą zawartość. Alexis jednak stłumił ochotę i odchrząkną głośno. Wtedy dopiero alchemik go zobaczył.
-Czego tu chcesz? – warknął.
-Możesz uzdrowić mi nogę?
-Ciężko ranna?
-Myślę, że tak.
-No to won stąd!! – wrzasnął niespodziewanie staruch. – Krwawisz na moją podłogę!
Alexis miał ochotę zdzielić go solidnie mieczem. Zamknął oczy, ledwo panując nad sobą.
-Zapłacę ci – wydyszał, z trudem ukrywając złość na tego człowieka.  
-Aaaaaa, zapłacisz – ton Constantina się zmienił. – A ile dasz złota, bym ci uleczył nogę? Moje usługi nie są tanie.
-Dam… 50 sztuk złota – rzekł chłopak.
Zielarz zaśmiał się jedynie.
-No… 70?
Constantino westchnął.
-Chłopcze – powiedział ze złośliwym uśmiechem. – Za tyle to mogę ci najwyżej sprzedać jakies chwasty.
-Jak nie chcesz zarobić, to nie. Więcej nie mam.
Alexis odwrócił się do wyjścia.
-Zaczekaj! – zawołał zielarz.
-Ach tak?
-Dawaj te 70… uleczę ci nogę. Robię to, bo nie chcę, żebyś wyszedł z płaczem do straży. Straciłbym klientów.
-Rozumiem.
Alexis wyjął 35 monet.
-Zapłacę gotówką. 50 % zniżki?
-ÂŻadnych zniżek. Ale zapłacisz gotówką.
Młodzieniec dał całą kwotę.
-Ulecz mi tę nogę.
-Najpierw muszę wiedzieć, jak ją zdobyłeś.
-Jaszczur mnie ugryzł.
-Jadowity?
-Rany, chyba nie! Nie wiedziałem, że jaszczury są jadowite…
-Bo nie są – zielarz się zaśmiał. – Taki żarcik, sam rozmiesz.
-Weź mnie nie nękaj, tylko ulecz nogę, bo zeświruję.
-Spokojnie…

Po dwóch godzinach Alexis wyszedł z mieszkania alchemika z całkiem zdrową nogą. Teraz musiał znaleźć jakąś robotę, najlepiej u jakiegoś myśliwego. Mógłby mu dawać skóry zwierzęce, futra i tego typu rzeczy. Kupił od Constantina jego własną mapę miasta po promocyjnej cenie.

zapraszam do oceny
pozdrawiam
« Ostatnia zmiana: 26 Styczeń 2007, 18:15:39 wysłana przez viqux »

Offline Arthas

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 756
  • Reputacja: 2
  • Płeć: Mężczyzna
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #5 dnia: 27 Styczeń 2007, 18:49:00 »
Cóż, z nadzieją i cierpliwością czekałem, aż opublikujesz kolejną część historii Alexisa na Tawernie. Ta część jest równie ciekawa i wciągająca, jak poprzednie, jednak nie podoba mi się, aż tak bardzo. Opierałeś się tutaj na osobach z miasta Khorinis, które niemal wszyscy znają, więc zapewne było Ci nieco łatwiej. Nie zmienia to faktu, że opowiadanie nie straciło klimatu, a sama fabuła jest w dalszym ciągu niezwykle interesująca. Z początku, tekst nie zachwycał i zawierał kilka błędów i powtórzeń, jednak w dalszej części opowiadanie jest o niebo lepsze. Mimo, iż uważam tą część za minimalnie gorszą od poprzednich, w dalszym ciągu całość budzi we mnie podziw i pozytywne uczucia. Liczę, że szybko opublikujesz dalszą część.

Ocena(za tą część): +9/10
Gwiazdki: 5/5

Offline DeadFish

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 324
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #6 dnia: 28 Styczeń 2007, 12:17:28 »
Przeczytałem wszystkie trzy części, i powiem, że jest to jedno z lepszych opowiadań jakie przeczytałem.

Jeżeli chodzi o cyferki, to:
Fabuła 10/10 - bardzo ciekawa i wciągająca
Ortografia 9/10 - błędów z na ogół nie ma, wszystkie wypisane niżej.
Interpunkcja 9/10 - to samo, wypisane niżej.
Stylistyka 9/10 - nie ma głupich powtórzeń i dziwnych słów. Trzyma się kupy.
Przyjemność z czytania 10/10 - czytało się niezwykle przyjemnie.

Cyferki powiadasz, otrzymujesz ostrzeżenie słowne, z prostego względu, nie uzasadniłeś za co te "cyferki" przyznajesz. Pilnuj się....  -Arkhan.[/size][/color]
Poprawiono  

Czytając, zapisywałem sobie wszelkie błędy jakie mogłem znaleźć. Zapewne Ci to pomoże.

- Pochodził z bardzo szanowanej i bogatej rodziny magnackiej, która miała znaczny wpływ na króla Robara I. - tutaj kilka razy powtarzający się błąd, gdyż pisze się Rhobar a nie Robar.

- nie był jednak księciem, lubiącym wygodne - po księciem nie powinno być przecinka

- olbrzymie szczury, mali krwiopijcy - raczej małych krwiopijców, czy coś w tym stylu

- gdyż trzymasz ją oburącz, wykorzystują zamach; - chyba wykorzystując

- ale Alexis ruszył ciemną, gdzie - sądzę że ciemna ulicą...

- była latarnia morka z dającym - latarnia morka? :] morska

- Zbudził się silny, nieprzyjemny wiatr - raczej wzbudził

- opór błękitnej wodzie, lecz niewytrzymały. - nie wytrzymały pisze się oddzielnie

- Poleciał w jego stronę wiele butelek - poleciało, nie poleciał

- Rzucił się bok i  - raczej rzucił się w bok

- z zamachem rąbną mieczem - nie rąbną, tylko rąbnął

- Po jakichś pół godzinach dotarli do brzegu. - chyba po pół godziny, czy coś takiego

- Mimo, małych rozmiarów - po mimo nie powinno być przecinka

Czekam z niecierpliwością na kolejne części.

PS. Zapraszam do przeczytania mojego opowiadania pt. "Dalsze Losy Bezimiennego" w tym dziale, gdyż sądzę że jest co najmniej warte przeczytania :)
« Ostatnia zmiana: 30 Styczeń 2007, 23:49:38 wysłana przez Turing »

Offline Dark Prince

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 256
  • Reputacja: -2
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #7 dnia: 28 Styczeń 2007, 15:41:32 »
Przeczytałem twoje opowiadanie bez większych emocji. Taka zwykła opowieść, od zera do bohatera. Fabuła nie zachwyca i jest trochę oklepana. Opisy walki nie porywają. Są średnie. Jedynym plusem jest zasób twoich słów. Jednak powinieneś popracować nad opisami. Twoje dzieło Nihil Nivi wnosi do gatunku.
Plus:
+ Masz bogate słownictwo
+ Mało błędów
+ No Hercules

Minusy:
- Nihil Novi
- Opisy walki

Ocena:
8/10
4 gwiazdki

PS. No Herkules. Pokazałeś, że Alexis nie jest jakimś debeściakiem, tylko zwykłym człowiekiem

Offline viqux

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 20
  • Reputacja: 0
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #8 dnia: 30 Styczeń 2007, 21:36:25 »
Dziękuję wszystkim za oceny, również za te krytyczne :)
Turingowi dziękuję, że pokazał mi tyle błędów. W oryginale poprawie te błędy ;)
Następna część...


Zlecenie
-A więc sądzisz, że umiesz polować na dzikie zwierzęta? – spytał Bosper.
Alexis od razu poszedł do tego myśliwego, mieszającego w domu przy głównej ulicy. Chciał jak najszybciej zacząć jakąś pracę, by móc samemu zarobić na swe utrzymanie.
-Tak.
-Ale muszę wiedzieć więcej o tobie…
-Pochodzę z kontynentu.
-Po twoich włosach można się łatwo domyślić. Ludzie z Khorinis nigdy nie noszą długich, czarnych włosów. Już prędzej krótkie. Kontynuuj.
-Przypłynąłem tu łodzią, która się rozbiła podczas sztormu – rzekł Alexis. – ÂŻyję, ale sam nie wiem jak to się stało. Gdy statek mój zatonął, straciłem przytomność. Obudziłem się na statku piratów. Chcieli mi zabrać wszystko co miałem i uczynić niewolnikiem. Ale uciekłem im.
-Greg i jego banda – mruknął pod nosem Bosper. – Niezwykły wyczyn uciec tym morskim szczurom. Znam ich dobrze, bo kiedyś zaatakowali mój statek, przewożący na kontynent wilcze futra. Na szczęście do brzegu nie było daleko, więc wziąłem łódź ratunkową i zwiałem… Te dranie nie są agresywne, nie mordują jak bandyci, ale mają szalonego bzika na punkcie złota. Wielu z nich dało by sobie uciąć prawą rękę, by otrzymać trochę błyskotek... Wariaci.
-Ale wracając do ciebie, panie z kontynentu – myśliwy przeszył Alexisa wzrokiem. – Jeśli chcesz u mnie pracować, musisz przejść próbę.
-Jaką?
-Skoro twierdzisz, że jesteś taki dobry w polowaniu, to przynieś mi 10 wilczych futer i coś extra, na przykład skórę cieniostwora.
-Dobra. Te futra nie będą problemem.
-To nie wszystko – dodał Bosper. – W Khorinis panuje pewien zwyczaj – jeśli chcesz być czeladnikiem u jednego z nas, pozostali muszą wyrazić zgodę. Pozostali to: Matteo kupiec; Harad kowal; Thorben stolarz i Constantino zielarz. Musisz im się spodobać, to zagłosują na ciebie.
-Rozumiem.
-To przynieś mi te futra, ale nie ociągaj się!



Alexis postanowił najpierw uzyskać zgodę u pozostałych mistrzów, nim pójdzie po futra dla Bospera. Skierował się najpierw w stronę kuźni, przy której pracowała dwójka ludzi. Podszedł do potężnie zbudowanego mężczyzny średniego wieku, który właśnie młotem obijał stal.
-Czy ty jesteś Harad, mistrz kowalstwa? – spytał młodzieniec.
-Tak, to ja – odparł kowal, nadal kując broń.
-Chciałbym uzyskać twoją zgodę. Chcę pracować u Bospera.
Harad podszedł do wielkiego, kamiennego koła i zaczął je rozkręcać. Kiedy ów koło nabrało prędkość, Harad zaczął na nim ostrzyć broń. Dopiero wtedy rzekł:
-Musisz mi udowodnić, że potrafisz w walce wykazać się odwagą. Upoluj mi jakieś dzikie zwierzę, albo pokonaj orka, to wtedy na ciebie zagłosuję.
-Co konkretnie mam zrobić?
-Przynieś mi broń, czy zbroję orka… Albo trofea jakiegoś dzikiego zwierza.
-Może być troll?
Harad zaczął się śmiać.
-Chłopcze, trolla nie zabijesz. Jesteś za młody.
-Zobaczymy – odparł Alexis i odszedł.
Naprawdę zamierzał zabić trolla.


Teraz już zostało mu tylko dwóch. Spytał przechodzącego strażnika miejskiego, gdzie może znaleźć kupca Mattea.
-Widzisz ten dom, po prawej? – spytał odziany w czerwoną zbroję mężczyzna, wskazując na drewniany budynek, zbudowany naprzeciw sklepu Bospera. Wywieszona przed drzwiami była tabliczka z kilkoma butelkami.
-Tam mieszka kupiec Matteo. Uważaj na niego, bo ma spore wpływy w mieście. A po co chcesz do niego iść? – dopytywał się strażnik.
-Nie twój interes – odwarknął Alexis, zdenerwowany namolnością mężczyzny. Jak można być tak wścibskim człowiekiem? Na kontynencie każdy żył własnym życiem, nikt nie pytał się nikogo „a gdzie idziesz?”, „a dokąd to?”, „czego tu szukasz?”. Tutaj strażnicy miejscy wpychali się do wielu nie swoich spraw.
-Nie zadzieraj ze mną – przestrzegł go mężczyzna. – Możesz pożałować, jeśli nie będziesz w stosunku do mnie bardziej uprzejmy.
-Ale się boję – zadrwił Alexis. – Ciekawe, co może mi zrobić taki szczur miejski jak ty?
To się stało w ciągu sekundy. Rozzłoszczony strażnik wyciągną miecz i zaatakował młodzieńca. Ten za to odskoczył szybko w bok i wyciągnął swój. Blask słońca odbił się w magicznym mieczu, który błyszczał i odbijał światło, które rzucało słońce.
Strażnik jednak był zbyt rozzłoszczony, by zważać na to, że świetny miecz jego przeciwnika świadczy niewątpliwie o wysokiej klasie młodego wojownika. Nie zważając na nic, zamachnął się, chcąc uderzyć w korpus. Alexis był jednak zbyt doświadczony i szybki, by mogło go to zaskoczyć. Zablokował cios i z obrotem ciął od dołu, a zdezorientowany strażnik odskoczył do tyłu. Teraz dopiero zrozumiał, że w tej walce nie ma szans. Młodzieniec panował nad swą bronią tak szybko i sprawnie, a jego miecz był bardzo długi.
Przerażony strażnik stał nieruchomo z bronią w ręku, niewiedzą co począć. Wtem nagle Alexis złapał swoją broń obiema dłońmi i wykorzystując zamach całego ciała uderzył… nie w strażnika… lecz w jego miecz, który natychmiast pod siłą ciosu wyrwał się z ręki mężczyźnie i uderzył o najbliższą strażniczą wieżę. Wtedy pękł z okropnym trzaskiem.
Wszyscy, którzy oglądali walkę byli oszołomieni i zdumieni. Alexis, nie zważając na ich zdumione spojrzenia, ruszył w stronę domu kupca Matteo, by uzyskać jego zgodę.
-Witam – powiedział, wchodząc do sklepu, który wskazał mu strażnik.
-Witaj młodzieńcze – rzekł mężczyzna, stojący za ladą w swoim domu. – Nazywam się Matteo, sprzedaję artykuły bardzo różne, od zbroi, po jedzenie. Chcesz coś kupić?
-Właściwie to przyszedłem po twoją zgodę – powiedział niepewnie Alexis. – Pieniędzy za bardzo nie mam. Dlatego chcę pracować dla Bospera. On mówi, ze musisz się na to zgodzić, ty i pozostali mistrzowie. Co mam zrobić, by uzyskać twoją zgodę?
Matteo zamyślił się. Zastanawiał się, czy ufać temu młodzieńcowi. W końcu rzekł:
-Mam dla ciebie robótkę. Jeśli jesteś uczciwy, zyskasz moją zgodę, jeśli nie, pożałujesz.
-W czym rzecz?
-Masz pójść do lichwiarza Lehmara i oddać mu mój dług. Dam ci pieniądze. Ale jeśli dasz nogę z moją kasą, to zapewniam cię: wyślę wszystkich strażników miejskich by cię dorwali i przywlekli do mnie. Od razu mówię, że nie będą specjalnie uprzejmi.
-Zgadzam się.
Matteo dał mu odliczone 350 złotych monet.
-Idź do niego i wróć za chwilę. Z kartką od Lehmara. Chcę mieć pewność, że spłaciłeś mój dług.


Alexis od razu poszedł do Lehmara. Ten bardzo zdziwił się na jego widok.
-Tak szybko oddajesz kasę? – spytał. – Pożyczyłeś ledwie kilka godzin temu.
-Ja…
-A, co mnie to obchodzi. Dawaj kasę i do widzenia, chyba, że masz coś jeszcze do powiedzenia…
-Stop! – krzyknął poirytowany tym wszystkim Alexis. – Zamknij się na chwilę i daj mi skończyć!
Lehmar tylko uśmiechnął się szyderczo.
-Nie przyszedłem spłacić swojego długu – rzekł Alexis. – Matteo dał mi forsę, bym ci oddał. Te 350 monet, to dług Mattea – rzucił mu wielką sakwę. – A teraz dawaj kwitek, spieszę się.
-Jak sobie chcesz – mruknął Lehmar. – Wyjął swą rachunkową księgę i przekreślił w niej coś, a potem zapisał szybko, po czym wyrwał całą stronę. Dał ją Alexisowi.
-Masz – powiedział. – Zanieś to Matteo.
-No wreszcie. Do zobaczenia.


Po uzyskaniu zgody Mattea, młodzieniec skierował się w stronę mieszkania Constantino.
-Cześć – rzekł na wstępie. – Mam dla ciebie prośbę.
-Co chcesz?
-Przyszedłem po twoją zgodę, mistrzu.
-Nie ma sprawy – odparł Constantino.
-Dzięki. – Alexis odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
-Nie ciesz się tak – rzekł ponuro zielarz.
Uśmiech na twarzy młodzieńca nieco przyblakł.
-Coś się stało? – spytał z niepokojem.
-Tak. Chcesz pracować dla Bospera, czyż nie?
-No…
-No to musisz uzyskać zgodę pozostałych mistrzów, wiesz o tym.
-Tak. Nie byłem tylko u Thorbena.
-No i w tym cały problem – mruknął Constantino. – Widział twoją bójkę ze strażnikiem miejskim. Ten stolarz gardzi przemocą. Możesz mieć z nim problem.
-Ale… jak to?
-Wieści w Khorinis szybko się rozchodzą.
Alexis zacisnął pięści ze złości.
-No to co mam zrobić, do jasnej cholery? – spytał ostro.
-Nie wiem... Wymyśl coś.
-No jasne, wymyśl coś!
-Ja ci nie pomogę… Ale ciesz się, że ostrzegłem cię, zanim było za późno. Gdybyś do niego teraz poszedł, zostałbyś wywalony za drzwi. Gubernator dobrałby ci się do skóry… Radzę ci od razu pójść do dowódcy straży miejskiej i...
-Dzięki – przerwał mu Alexis i wyszedł.


Od razu poszedł do koszar.
-Gdzie znajdę dowódcę straży miejskiej? – spytał dziwnego człowieka, który sprzedawał na placu tytoń. Miał ciemną karnację, był wysoki, jego spojrzenie było nieco nieprzytomne, a na twarzy rozlany był błędny uśmiech.
-Ach, zwą go Wulfgar – rzekł mężczyzna. – Jest tam, gdzie być powinien… – oznajmił śpiewnym tonem i wciągnął w płuca zielony dym.
-Czyli gdzie?
Z coraz większą niecierpliwością patrzył, jak rozmówca próbuje zatrzymać na nim wzrok.
-Ach, cierpliwości chłopcze…
-Dowiem się od ciebie gdzie jest ten Wulfgar, czy nie?
-Ach, te młode, nieokiełznane umysły – westchnął człowiek. – Za moich czasów…
-Dobra, zamknij mordę. – Alexis odwrócił się i odszedł.


Po kilku minutach błądzenia po mieście wreszcie trafił dużego budynku, gdzie kilku strażników trenowało pod czujnym okiem dobrze zbudowanego mężczyzny, w ciężkiej, złoconej zbroi, identycznej, do tych, którzy mieli strażnicy na kontynencie. Podszedł do niego, pewny, że stoi przed nim Wulfgar. Strażnik pierwszy się odezwał.
-To ty jesteś tym człowiekiem, który sprowokował bójkę ze strażnikiem, a potem zniszczył mu miecz?
Alexis stracił dobry humor. Pomyślał, że zaraz będzie musiał zapłacić grzywnę, za zakłócanie porządku publicznego.
-Tak, to ja – mruknął.
-Mam dla ciebie propozycję – rzekł Wulfgar poważnym tonem.
Alexis nadstawił uszu.
-Słucham?
-Chcę, żeby było to jasne – musi to pozostać między nami.
-Rozumiem.
-Dlatego pójdziesz teraz ze mną. – Wulfgar zabrał do jakiegoś pomieszczenia, w którym stał jeszcze jeden strażnik. – Odejdź – powiedział mu. Mężczyzna wtedy odszedł bez słowa na zewnątrz. Alexis rzekł do Wulfgara:
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
-Teraz tak – odparł Wulfgar. – Nie zapłacisz grzywny za pobicie strażnika, ale musisz coś dla mnie zrobić. ÂŚwiadkowie walki twierdzili, że świetnie władasz mieczem. Nie obchodzi mnie kim jesteś, ale mam dla ciebie misję, którą musi wykonać człowiek, potrafiący dobrze walczyć. Będzie to dla ciebie szansa na wykazanie się. Rozumiesz?
-Do rzeczy.
-W Khorinis mieszka pewien człowiek – zwą go Diego. To mój zaufany człowiek. Musisz go odnaleźć.
-Tak po prostu?
-Tak, lecz to nie takie proste. Został on porwany przez bardzo niebezpiecznych ludzi. Oni chcą utworzyć w mieście tajną organizację, zajmującą się handlem zielem, ściąganiem długów, zabijaniem na zlecenie. Nie wiem, gdzie oni są, ale wiem, kto może coś o tym wiedzieć. Nie pójdę do niego, bo wszyscy wiedzą, że jestem strażnikiem. Ale ty jesteś tu nowy. Możesz udawać, że chcesz do nich dołączyć. Tylko wtedy możesz dotrzeć do szefa tej bandy. Będziesz musiał go zabić.
-Dlaczego porwali Diega?
-Jest to człowiek, który zna tu wszystkich, ma wszędzie kontakty. Będzie mógł im powiedzieć, kto lubi zabijać, kto jest dobrym złodziejem, do kogo mają się skierować po zlecenia. Uratuj go i sprowadź do mnie.
-Jak go rozpoznam?
-To wysoki, chudy człowiek ze śniadą cerą. Ma włosy związane w kucyk. Jest bardzo charakterystyczny, powinieneś go poznać jak zobaczysz jego portret – mówiąc to wyciągną z kieszeni kartkę papieru, na której był namalowany jakiś człowiek. Diego.
-Dobra – rzekł Alexis. – Podejmę się tego zadania. Do kogo mam się zwrócić?
-W knajpie jest koleś, imieniem Nagur. Wszyscy wiedzą, że nieciekawy to typek. Porozmawiaj z nim. Myślę, że miejscowy barman też coś wie.
-Dobra, wezmę się jutro do roboty.
-Bylebyś długo nie zwlekał.
-Ma się rozumieć. Ale najpierw mi powiedz, gdzie mogę spać.
-Tu, w koszarach. Ale już chcesz się położyć? Słońce jeszcze nie zaszło.
-Jutro czekam mnie ciężki dzień...

pozdrawiam :)

Offline DeadFish

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 324
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #9 dnia: 31 Styczeń 2007, 00:03:40 »
Ta część opowiadania jest również całkiem niezła.

Fabuła 9/10 - posługiwałeś się ludźmi z Khorinis, przez co stało się troszkę mniej ciekawe
Ortografia 9/10 - nieźle, kilka błędów jednak było (niżej)
Interpunkcja 10/10 - nie dopatrzyłem się żadnego błędu
Stylistyka 9/10 - przez te parę błędów ort. musiałem tutaj odjąć punkt.
Przyjemność z czytania - 10/10 - ponownie dycha. świetnie.

Ogółem to opowiadanie jest bardzo ciekawe, z niecierpliwością czekam na kolejne części, które, mam nadzieję, się ukażą.
PS. Może i słodzę, ale wiedzcie, że ja zwykle oceniam surowo, jednak tutaj praktycznie nie ma po czym jeździć. ;)

Błędy:

myśliwego, mieszającego w domu przy - co Bosper tam mieszał? Zupę?

-Czy ty jesteś Harad - jest dobrze, ale zdecydowanie lepiej by było "Czy to Ty jesteś Harad?"

-Co chcesz? - powinno być "czego chcesz?"

mówiąc to wyciągną - wyciągnął



PS. Czy mi się zdaje, czy nie czytasz swoich opowiadań po napisaniu? Jeżeli nie, powinieneś to robić.

Offline Dark Prince

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 256
  • Reputacja: -2
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #10 dnia: 03 Luty 2007, 20:27:59 »
Ta część opowiadania jest najsłabsza ze wszystkich. Nie oznacza to, że jest do niczego, po prostu nie jest tak dobre jak poprzednie części. Czytając to opowiadanie, nie byłem niczym zaskoczony, ot taka historia chłopaka, który znajduje się w obcym mieście. Błędów nie zobaczyłem zbyt wiele, ale są. Opisy nadal są ubogie, a opisy walki nie zmieniły się. Nie jest to opowiadanie, które mogę polecić.
Plusy:
+ Mało błędów

Minusy:
- Nudne
- Nie ciekawe opisy
- Fabuła

Moja ocena 6/10

Offline viqux

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 20
  • Reputacja: 0
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #11 dnia: 07 Luty 2007, 14:51:32 »
Dziękuję za kolejne oceny, jednak chciałbym poruszyć pewną kwestię, a mianowicie...
oceny krytyczne są potrzebne: każdy ma prawo do własnego zdania, każdemu może coś się nie podobać... ale ludzie, weźcie powiedzcie co jest nie tak, a nie piszecie: minusy - nudne. Konkretnie odnoszę się tutaj do Rhamiego:

Cytuj
Błędów nie zobaczyłem zbyt wiele, ale są.

skoro tak, to moze mi je wskażesz?

Cytuj
Opisy nadal są ubogie,

Wskaż opis, który Ci się nie podoba, bo w ten sposób mi nie pomagasz :/

Cytuj
opisy walki nie zmieniły się

lol?   może mi powiesz, gdzie znalazłeś dwa takie same opisy walki?

Nie pisze tego dlatego, bo jestem zły/zraniłeś moją dumę/uraziłeś swoją oceną, ale jeśli już coś krytykujesz, powinieneś konkretnie to uargumentować... ocena krytyczna jest dobra, bo mogę dostrzec błędy, których sam nie widzę, zmienić to na dobre to, co jest złe; dlatego od krytyka oczekuję konkretów, a nie rzucanych haseł typu "nudne". Jeśli już, to powiedz co jest nudne, bo nie rozumiem. Fabuła? akcja? dialogi?
Liczę, że ocena następnej części pomoże mi w jakiś sposób...
Zapraszam do lektury i oceny.


ÂŚledztwo
-Czego tu? – warknął obdartus.
Alexis rano wstał, zjadł śniadanie i od razu skierował się do knajpy w porcie. Zatrzymaj go jednak jakiś typek z bliznami na twarzy.
-Kim jesteś? – spytał młodzieniec.
-Moe – odparł człowiek.
-Chcę wejść – rzekł. – A co, nie widać?   
-Nie tak szybko. Dasz mi najpierw 100 sztuk złota.
-Chyba śnisz.
-Tyle kosztuje wejściówka.
-Ty ją sobie chyba wymyśliłeś, co?
-Jakbyś zgadł – mężczyzna uśmiechną się zjadliwie. – No cóż… Jeśli nie chcesz zapłacić wejściówki, to .... – Mówiąc to zaatakował, wyjmując swoją drewnianą pałkę. Alexis, który zupełnie się tego nie spodziewał, nie zareagował i otrzymał solidny cios w brzuch. Wygiął się, a wtedy mężczyzna uderzył go w plecy. Młodzieniec upadł na ziemię.
-Już nie jesteś taki mądry, prawda?
Alexis krztusząc się i dławiąc stanął na drżących nogach.
-Ty draniu – powiedział. – Pożałujesz – z tymi słowami wyciągnął miecz. – Teraz też jesteś taki mocarz?
Szyderczy uśmiech obdartusa nieco przygasł, gdy zobaczył miecz młodzieńca. Jednak nie zamierzał poddać się bez walki.
Alexis, widząc zwątpienie w oczach przeciwnika, natychmiast skoczył ku niemu. Nie chciał zabijać go, dlatego zamiast uderzyć ostrym końcem swej broni, rąbnął go głowicą miecza po kolanach. Obdartus jęknął z bólu i padł na ziemię. Alexis poczęstował go jeszcze kilkoma kopniakami brzuch. „Nikt nie będzie bezkarnie ze mną zadzierał” – pomyślał, wchodząc do knajpy.
Znalazł się w niezbyt miłym, rozgrzanym i rozświetlonym wątłym blaskiem ognia pomieszczeniu. Było duszno, a dwie słabe pochodnie rzucały na ściany słaby półmrok, przez co w środku panował cień. Na ścianach owego baru wisiało kilka obrazów, które tonęły w mroku. W knajpie panował spokój i cisza, zakłócana tylko przez huk fal obijających się o nabrzeże. Było tylko dwóch ludzi – człowiek, sprzątający podłogę (chyba barman) i wysoki, chudy mężczyzna, siedzący na stołku obok okrągłego, małego stolika. Popijał z butelki wino i wpatrywał się tępo w przestrzeń.
Alexis podszedł do barmana.
-Witaj – rzekł.
-Co podać?
-Dzięki, na razie nic. Potrzebuję informacji…
Na twarzy barmana pojawił się pokrętny uśmiech.
-Informacje kosztują.
-Ile? – zapytał ze zgrozą młodzieniec.
-Po dyszce za sztukę.
-Niech ci będzie, pijawko. – Alexis wyjął z sakwy odliczone dziesięć monet. – Chcę zarobić. Szukam kogoś, kto mógłby mi w tym pomóc… jakieś specjalne zlecenia. Rozumiesz?
-Taak – odparł barman przyciszonym głosem. – Słuchaj, ten typ, który tu siedzi to Nagur – wskazał na mężczyznę lekkim skinieniem głowy. – Wiadomo, że on zna się na takich brudnych sprawach. Problem polega na tym, że jeśli u niego chcesz zarobić, to on nie przyjmie cię z ulicy. Musisz mu powiedzieć, że przysłał cię Atilla.
-Atilla?
-To jego kumpel. Jeśli chcesz z nim pogadać, to wyjdź z knajpy, pójdź w lewo, w stronę burdelu. Dalej, wzdłuż portu będzie stoisko Halvora, on sprzedaje ryby. Za jego domem znajdziesz Atillę. Tylko uważaj… to niebezpieczny koleś.
-Dobra, dzięki za wieści.
-Te wszystkie informacje kosztują 40 monet.
Alexis nie kłócił się. Dał mu kasę i poszedł za dom Halvora.
-Kogo my tu mamy? – spytał Alexis.
Doszedł wreszcie na miejsce. Człowiek odziany w grubą, zwierzęcą skórę stał za domem Halvora, odwrócony tyłem. Słysząc głos nieznajomego odwrócił się. Miał bandycką, smagłą i chytrą twarz, był wysoki i potężnie zbudowany. Na plecach nosił drewnianą kuszę, zaś przy boku miał przepasany dosyć duży topór. Ten człowiek budził z pewnością respekt.
-Czego tu chcesz? – spytał. Z jego miny można było wywnioskować, że nie jest zachwycony odwiedzinami Alexisa.
-Mam do ciebie sprawę.
-Ach, tak?
-Pewien człowiek powiedział mi, że mogę tu znaleźć niejakiego Atillę. Wiem, że jesteś to ty. Wiem też, że nie jesteś zbyt łagodny, a to oznacza, że możesz mi zlecić jakąś „specjalną” robótkę? Chcę zarobić…
-Jesteś tu nowy?
-Wczoraj przybyłem na wyspę.
-No dobra. Chodź ze mną.
Uśmiechnął się dziwnie i wyszedł spomiędzy budynków. Alexis podążył za nim. Poszli do knajpy, z której akurat wyszedł jakiś człowiek.
-Cześć Nagur – rzekł Atilla. – Mamy rekruta.
-To dobrze – odparł mężczyzna, nazwany Nagurem, nie patrząc na niego. – Posłuchaj mnie – zwrócił się do Alexisa. – Teraz pójdziemy w pewne miejsce, ale nie mów nic, nie zadawaj pytań, dopóki tam nie dojdziemy. Zrozumiano?
Alexis kiwnął głową.
-Pójdź za nami. – powiedział Atilla.
Dwóch mężczyzn wyprowadziło go z dzielnicy portowej, udali się w stronę jakiejś gospody. Była tam jakaś kobieta, a gdy Nagur wszedł do środka, otworzył kluczem jakieś drzwi i wprowadził do nich Alexisa, nawet nie drgnęła. Schodzili stromym chodnikiem w dół, aż po kilku krętych zmianach kierunku, stanęli w ciemnym, bardzo słabo oświetlonym pomieszczeniu. Stała tu kuchenka, kilka łóżek, do ścian przymocowane były pochodnie. Wszystko stare i obskurne sprawiało, że gęsia skórka wstępowała na ciało, gdy się weszło do zimnego pomieszczenia, bardzo słabo ogrzewanego przez zapalony kominek w rogu pokoju. ÂŚciany, pokryte pajęczyną i wilgotne, były pokryte mchem tu i ówdzie, a Alexis miał wrażenie, że gdzieś blisko słyszy szum morza, obijający się o kamienne ściany.
-Gdzie my jesteśmy? – spytał z niepokojem.
Dopiero teraz zobaczył jakąś kobietę w krótkich włosach, siedzącą w głębokim, czerwonym fotelu. Fotel był przy kamiennym wejściu do dalszych korytarzy pomieszczenia, zaś przy kuchence stał dziwny człowiek, z wąsami i czarnymi włosami. Alexisa uderzyło to, że ci ludzie są wysocy, jest ich wielu, a co najgorsze – byli uzbrojeni w długie miecze.
-Co się dzieje, do cholery? – zapytał przysuwając się pod ścianę.
-Czy ty myślisz, że ufamy pierwszemu lepszemu człowiekowi, który do nas przyjdzie? – zakpił Atilla. – Chyba nie uważasz, że od razu byśmy cię przywitali w szeregach? Nie… jesteś bardzo naiwny… Ktoś mądrzejszy nie pakował by się w miejsce, które się nie zna, w dodatku z dwoma podejrzanymi typami…
-Teraz nie uciekniesz – szepnął ochryple Nagur. Wyciągnął mały miecz i zbliżał się do młodzieńca.
-Ej, chyba nie zamierzasz…
-Zamierzam.
W tym momencie zaatakował go, ciął mieczem od góry. Alexis odruchowo sięgnął po miecz i zablokował cios, momentalnie przechodząc do kontrataku, ale Atilla błyskawicznie zdjął kusze z pleców i załadował ją. Mistrzowsko wycelowany bełt, trafił młodzieńca w nadgarstek, którym chłopak trzymał miecz. Krzyknął z bólu, wyraźnie czując, jak metalowy, ostry koniec przebija mu skórę i wbija się w ciało w dłoni. Ostrze z rudy z głośnym brzdękiem uderzyło o kamienną posackę.
-Stop!! STOP!!! – rozległ się nagle znajomy głos.
Alexis, zakrwawiony, z bełtem wbitym w dłoń, spojrzał z nadzieją na korytarz, z którego pochodził głos. Nagle do pomieszczenia wpadł człowiek w średnim wieku z długimi białymi włosami, ściągniętymi z tyłu w kucyk.
-Ramirez! – zawołał Alexis.
Ramirez podszedł do Nagura i odepchnął go od młodzieńca.
-Co tu się dzieje? – rzucił ostro w stronę kobiety, siedzącej w fotelu.
-A co mnie to obchodzi? – żachnęła się.
-Cassia! – warknął Ramirez.
-No dobra….– westchnęła kobieta. – Nie wiem, o co im chodzi. Nic konkretnego nie powiedzieli… spytaj Atillę. On miał najwięcej do powiedzenia.
Ramirez spojrzał pytającym wzrokiem na Atillę.
-Daj mi spokój – mruknął. – On chciał nas wrobić. Gadał o jakimś specjalnym zleceniu, że chciałbym mieć robotę…
-To nie znaczy, że chce nas wrobić! – krzyknął Ramirez.
-A co ty tak go bronisz? – syknął Atilla. – Przecież teraz, to on już wie gdzie jesteśmy, może nas wydać…
-Znam go! Nic nie daje prawo wam zabijać, kogo chcecie! – krzyknął Ramirez do Nagura i Atilli. – Nie możemy na siebie uwagi zwracać, już i tak straż węszy! Mam was dość, kretyni! Nie mogę wytrzymać z waszymi tępymi łbami, które myślą tylko o forsie! A teraz won stąd! No już!
Atilla i Nagur powoli wyszli. Obaj byli wściekli. Z zaciśniętymi szczękami poszli w górę, rzucając przez ramię wściekłe spojrzenia.
Ramirez walnął pięścią w ścianę.
-Mam dość tych sukinsynów – syknął do Cassi. – Trzeba się ich pozbyć.
-ÂŻartujesz? – kobieta, do tej pory spokojnie siedząca na fotelu poderwała się. – Jeśli spróbujesz ich zabić, pożałujesz!
-A ty nie masz ich dość?
-Mam, ale potrzebujemy jak najwięcej ludzi i…
-Dobra, zrozumiałem – niecierpliwie przerwał jej Ramirez i zamyślił się, podparłszy łokieć o kamienną kolumnę, chcąc wreszcie chwilę pomyśleć w spokoju. Nie było mu to jednak dane.  Po chwili między  jego myśli wepchnęła się Cassia, pytając natarczywie:
-Co z nim? – wskazała podbródkiem na Alexisa, który jęczał z bełtem wbitym w dłoń.
Ramirez spojrzał na niego uważnie. Młodzieniec był bardzo blady i miał nieprzytomne spojrzenie, które miotało się we wszystkie strony.  
-Cholera… – mruknął do siebie. – Młody stracił dużo krwi… Hej, możesz sam chodzić? – spytał, podchodząc do młodzieńca.
-Tak – wydyszał Alexis. Ledwo utrzymywał się na nogach, a gdy zaczął wchodzić na górę, zrobiło mu się niedobrze. Zachwiał się.
-Spokojnie…
Ramirez, podtrzymując go, wyprowadził z piwnicy na powierzchnię. Młodzieńcowi lepiej się zrobiło, gdy wreszcie odetchnął świeżym powietrzem. Było całkiem ciepło, słońce świeciło jasno, ogrzewając powietrze, ale powiewał chłodny wiatr, który dawał wytchnienie. Na placu, w którym się znaleźli kręciło się sporo osób, południowa pora i piękna pogoda wyciągała ludzi, którzy chcieli się nacieszyć ładną pogodą. Wszyscy patrzyli się z ciekawością na Alexisa, którego podtrzymywał w pozycji stojącej Ramirez. Nawet człowiek na drewnianym podeście, który czytał  dla zebranych jakieś nowe zarządzenie, przerwał, by spojrzeniem ogarnąć to, na co ludzie tak zwrócili uwagę.
Po kilku minutach Ramirez, który starał się nie zwracać uwagi na pytające spojrzenia obywateli, dociągnął Alexisa do mieszkania Constantina.
-Co znowu…? – zapytał zielarz, widząc, jak mężczyzna dosłownie wnosi młodzieńca do jego domu. – O co chodzi?
-Nie widzisz? – warknął Ramirez, kładąc ostrożnie na łóżku młodzieńca. – Wyjmij ten bełt z jego dłoni i zaprowadź go do porządku. Stracił dużo krwi…
Były to ostanie słowa, które usłyszał Alexis, zanim zemdlał.


Alexis leżał na małym, niskim łóżku. Był owinięty kocami, leżał i leżał, nie myśląc co tu robi, ledwo zdając sobie sprawę, że kilka godzin temu prawie by umarł. Słyszał nad sobą różne głosy, ale ich nie słuchał, do czasu, gdy padło jego imię.
-Kiedy będzie zdrowy?
-Musi poleżeć ze dwa dni, zanim ręka będzie w pełni sprawna…
-A kiedy się obudzi?
-Powinien za chwilę. Rośliny uśmierzające ból powinny już zacząć działać…
Alexis otworzył oczy.
Natychmiast rozpoznał pomieszczenie, w którym leżał. Dom Constantina, zielarza, który ostatnio uleczył mu nogę. Koło drzwi wejściowych siedziało dwóch mężczyzn, rozmawiających półgłosem.
-Hej, Ramirez! – szepnął młodzieniec, próbując wstać z łóżka. – Co się dzieje, możesz mi wyjaśnić?
Ramirez ucieszył się widząc, że się obudził.
-ÂŚwietnie – rzekł. – Jak się czujesz?
-Nienajgorzej.
-Jak ręka?
Alexis spojrzał na swą dłoń. Na skórze widniało głębokie rozcięcie, ale bełta w ranie nie było, tylko zielone ślady po wtarciu jakiejś rośliny. Każdy ruch palcami sprawiał mu ból, ale przynajmniej czuł, że jest lepiej.
-Czy będzie kiedyś w pełni sprawna? – spytał.
-Tak, za kilka godzin – odparł szarpiąc brodę Constantino. – Ale musisz się oszczędzać, bo możesz ją nadwyrężyć… bardzo łatwo pogorszyć jej stan, zwłaszcza gwałtownym ruchem.
-Dobra, będę uważał – wstał chwiejnie i oparł się o ścianę.
-Musisz pójść się wyspać – powiedział Constantino. – Jest już po zachodzie słońca, rano będziesz mógł normalnie chodzić.
-Ok. Dzięki, na razie.
Kiwnął głową i wciąż opierając się o ścianę wyszedł z domu alchemika. Ramirez poszedł za nim, i gdy tylko wyszli na powietrze, wziął Alexisa na stronę.
-Po co tam łaziłeś? – spytał ostro. – Po cholerę łaziłeś za Atillą i Nagurem? Odbiło ci? Przecież wiadomo, że to ciemne typy!
Młodzieniec zamyślił się. Nie wiedział, czy powiedzieć mu o zadaniu od Wulfgara. Przecież Ramirez mógł pogorszyć jego sytuację, gdyby należał do tej bandy, którą trzeba rozbić, a na to wyglądało, w końcu miał nad nimi jakąś władzę.
-Powiesz mi czy nie? – zapytał Ramirez, widząc, że Alexis się waha.
Alexis uznał, że w końcu ma wobec Ramireza dług wdzięczności za uratowanie życia. Powinien chociaż być wobec niego szczery. Opowiedział mu o bójce ze strażnikiem i Wulfgarze, który zlecił mu zadanie i konieczności uratowania Diego.
Ramirez odetchnął z ulgą, jak to usłyszał.
-Jeśli myślisz, że Atilla, Nagur, Cassia i ja jesteśmy w tej bandzie, której szukasz, to się mylisz. Ale – dodał widząc, że Alexis otwiera usta – masz szczęście. Wiem o kogo ci chodzi, bo my utrzymujemy z nimi kontakt.
Alexis ożywił się natychmiast.
-Powiedz wszystko dokładniej i konkretniej, jeśli możesz.
Ramirez westchnął, jakby zastanawiał się, ile może powiedzieć.
-No dobra – rzekł w końcu. – Ale nie mów nikomu, nawet Wulfgarowi o tym, co ci teraz powiem.
-Masz moje słowo, ale mów wreszcie.
-My – zaczął Ramirez. – Znaczy Cassia, Atilla, Nagur i ja jesteśmy gildią złodziei, jedyną, która jest w Khorinis. Okradamy głównie górne miasto, wiesz, tam są sami bogaci ludzie. Ale pewnego dnia Atilla przyprowadził dziwnego kolesia i oznajmił, że będzie w Khorinis druga gildia, ale zajmująca się czymś innym, a mianowicie: handlem zielem, zabójstwami na zlecenie, ściąganiem długów, zastraszaniem i tego typu właśnie brudną robotą. Współpracujemy z nimi.
-Czyli?
-Oni dają nam ziele za kasę, my im dajemy nazwiska ludzi, którzy chcą coś komuś zrobić, zemścić się i tak dalej. Pomagamy im, oni nam za to płacą.
-A Diego?
-Słyszałem, jak Atilla mówił, że ostatnio kogoś porwali, ale czy to był on…
-Zakładamy, że to był on.
-Jak chcesz. No więc powiedziałem ci już wszystko.
-Nie wszystko… gdzie ich mogę znaleźć?
Twarz Ramireza nieco się wydłużyła.
-Zwariowałeś? – spytał z powagą. – Ich jest z dziesięciu, w dodatku mają swoją jaskinię, która jest dobrze, bardzo dobrze strzeżona. Ta jaskinia jest za murami miasta, w lesie, otoczona przez rozmaite dzikie zwierzęta… w życiu się tam nie dostaniesz, byłoby to samobójstwo.
-To jak się z nimi spotykacie? Przecież muszą wam jakoś dawać ziele.
-O to musisz spytać Atillę.
-Taaak, na pewno mi powie – zakpił Alexis.
-Ja tylko wiem gdzie jest wejście do tej jaskini, ale udanie się tam to samobójstwo…
-Nie dla mnie – zniecierpliwił się Alexis. – Wskaż mi na mapie, gdzie jest ta jaskinia, a o resztę się nie martw – mówiąc to wyjął mapę.
Ramirez zawahał się.
-O co chodzi? – spytał Alexis.
-Tylko o to – odparł Ramirez – że jak ich zabijesz, wiele na tym straci moja gildia, w tym ja. Nie opłaca się…
-Daj spokój – prychnął młodzieniec. – Czy nie chciałbyś zemścić się na Nagurze i Atilli za ich kretyństwo? Nie chciałbyś zetrzeć im te głupie uśmieszki z twarzy? Wyobraź sobie, jacy będą wściekli.
Ramirez uśmiechnął się lekko na samą myśl.
-Dobra – rzekł w końcu. – Masz rację, to idealna okazji by ich trochę ostudzić. Ta jaskinia jest tutaj – wskazał na mapie miejsce pomiędzy skałami. Możliwość dojścia była jedna: przedrzeć się jakoś przez całą gęstwinę leśną i przy okazji przeżyć.
-Aha.
-Mogę ci w czymś jeszcze pomóc? – spytał Ramirez.
-Tak… – odparł Alexis. – Wspominałeś, że jesteś złodziejem, no nie?
-Zgadza się.
-No to mam do ciebie prośbę. Weź skombinuj mi jakiś niezły łuk, potrzebny mi będzie w walce z potworami w lesie. Dasz radę?
-Myślę, że tak – odparł Ramirez. – Najlepsze łuki ma Bosper. Od niego pożyczymy.
-Eee… tak… Bosper… mój przyszły pracodawca – wyjąkał Alexis.
-Chcesz u niego pracować?
-Szybko łapiesz. Nie chcę go okradać…
-Nie ma problemu. Po prostu łuk mu potem oddasz.
-Oddam? Tak sobie wejdę do jego sklepu i powiem: „Dzięki za łuk przyjacielu, pożyczyłem go na trochę, ale teraz zwracam”.
-Nie. Wciśniesz mu bajeczkę, że go znalazłeś w jaskini.
-To będzie podejrzane…
-Nie, jeśli sprawę odpowiednio rozegrasz. Najpierw skierujesz się do Wulfgara, który na pewno będzie wiedział o kradzieży. Powiesz mu, że znalazłeś ten łuk w jaskini tych ludzi, których miałeś zabić.
-Aha. – Alexis uśmiechnął się. – To dobry plan. Dzięki za radę.
-Nie ma sprawy.
-To ja się zbieram… – rzekł młodzieniec. – Już późno, a mnie cholernie łeb boli. Te wrażenia mnie wykończyły.
-No to trzymaj się - Ramirez poklepał go po ramieniu i odszedł w stronę dzielnicy portowej.

pozdrawiam

Offline DeadFish

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 324
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #12 dnia: 12 Luty 2007, 04:33:13 »
Co mam do powiedzenia? Git.  

Bardzo mi się podobało jak Alexis został zaatakowany w gildii. Za to totalnym nieporozumieniem jest ręka przebita bełtem. Chłopie, jak Ty chcesz coś takiego w 2 dni uleczyć? Na coś takiego potrzeba by miesięcy, może nawet lat...rozumiem że zioła itd. ale trochę przesadziłeś.
Zbyt często powtarzasz "Alexis". Musisz dawać trochę innych określeń tego bohatera.

Oto błędy:

Alexis poczęstował go jeszcze kilkoma kopniakami brzuch. "kopniakami w brzuch"

W knajpie panował spokój i cisza, - raczej "panowała cisza i spokój" tak jest zdecydowanie lepiej.

Ortografia 9/10 - jedyne błędy to te, które pokazałem...(w każdym razie ja tyle znalazłem)
Interpunkcja - 10/10 - nie znalazłem żadnego błędu
Stylistyka - 8/10 - zbyt częste powtarzanie "Alexis"
Fabuła 10/10 - gra gitara  
Przyjemność z czytania - 10/10 - bardzo się wczułem  

 

Forum Tawerny Gothic

Człowiek z Kontynentu
« Odpowiedź #12 dnia: 12 Luty 2007, 04:33:13 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top