Oto takie formalne dokończenie poprzedniego rozdziału, oraz początek drugiego
.
Kiedy sierżant August doszedł do siebie, w karczmie ujrzał jedynie dwóch strażników siedzących przy stole z zabandażowanymi głowami, mówiącymi do siebie coś w stylu „ciekawe kiedy się zbudzi”.
- Ech… durnie, nic mi nie jest… pomóżcie mi wstać – po czym obydwu strażników podniosło za ręce Augusta, który wstawszy znowu oblizał wargi i popatrzył na nich wilkiem – no co się kurwa gapicie? Gdzie jest ten grubas i ten zamaskowany typ? No co kurwa, mowę wam odjęło?
- Ekhm… Nie ma… - rzekł nieśmiało jeden z nich.
Sierżant usłyszawszy to chwycił go za wystający kołnierz koszuli i podniósł nieco do góry mówiąc:
- Powiedz coś, żebym ci nie skręcił karku…
- No… uciekli… zaatakowali nas… byli uzbrojeni, o nawet Jeaya zabili…
- Beznadziejni idioci! – krzyknął August i rzucił strażnika na stół – degraduję was obu do szeregowców legionistów. Wynoście się stąd, póki jeszcze mam kontrolę nad sobą!
Następne dni były spokojne. Wszyscy znali sierżanta Augusta, jego zamiłowanie do walki, burd, awantur, jak i alkoholu i kobiet. Oprócz awanturnego pijaka miał w sobie coś ze szlachetnego rycerza, który nigdy nie ucieka przed konfrontacją z wrogiem i zawsze walczy według narzuconych przez etykietę, jak i przez siebie samego zasad. Był jednym z największych wrogów brata gubernatora Emeela Zethidisa. Nathaniel Alghorn nigdzie nie ruszał się bez swej świty. Choć wszyscy przekonani byli o tym, że jedynie jego pokrewieństwo z gubernatorem uczyniło z niego generała, nikt o tym głośno nie mówił. Tyle nasłuchali się o wielkich bitwach, które prowadził, że już podświadomie go podziwiali. On trzymał Elegroth w żelaznej pięści, on o wszystkim chciał decydować sam. Nieudolny kupiec, nieudacznik hazardowy i tchórz w bitwie – te określenia najbardziej pasują do opisania postawy generała. To jedno zajście, które miało miejsce wieczorem w knajpie Obena Malertha, który poprzedniego dnia uciekł z rąk Augusta tak diametralnie zmieniło generalną opinię o Nathanielu Alghornie…
Rozdział II
„A nie bądźcie przygnębieni, gdyż radość w Panu jest waszą ostoją.”
Księga Nehemiasza, rozdział 8, wers 10 Gdyby ktokolwiek w ten wieczór podszedł do mieszkańca Elegrothu i zapytał gdzie się podziewa sierżant August, ten ani chwili nie wahałby się z odpowiedzią, iż w karczmie u Obena Malertha. I owszem, to nie mogło być kłamstwo. Pewnego razu ujrzeli obywatele, jak wielki generał Alghorn, w swej płytowej zbroi i czerwonej pelerynie, z bystrymi oczkami i naturalnym wdziękiem idzie odważnie kierując się do zachodniej bramy, gdzie stała oberża Obena. Oczywiście nie mógł iść tam sam – towarzyszyła mu niewielka grupa trzech legionistów, w standardowych kolczugach, przyrdzewiałych szyszakach i tępym wyrazem twarzy. W pewnym momencie wpadli do karczmy jak świnia do pieca, wywracając kilka stolików i krzeseł. Sierżant obecny przy ladzie niewzruszony pił to gorzkie, rzadkie piwo z grymasem na twarzy. Generał podszedł do niego, chwycił rękojeść miecza i powiedział:
- Niniejszym degraduje cię do stopnia rządowca legionisty!
- Szeregowca – usłyszał szept za sobą.
- Szeregowca legionisty.
August spojrzał na niego lekko wytrzeszczając oczy, oblizał wargi z piany i nadal pił trunek z kufla. Generał zrobił minę dziecka, na którego rodzice nie chcą zwrócić uwagi i powiedział głosem, jakby zaraz miał wybuchnąć płaczem:
- Czy mam cię zaaresztować!? Nie słyszysz co do ciebie mówię!?
August westchnął głęboko, pokręcił chwilę głową i wstał. Nachylił lekko głowę w lewą stronę, spojrzał na Alghorna z drwiną w oczach, uśmiechnął się lekko i rzekł:
- A ja cię podnoszę do stopnia niedojebanego ośmiolatka. Gratuluję awansu.
Generał potrząsnął głową na obie strony, jakby przestraszony by podnieść rękę na Augusta, ale też nie chcąc wybaczyć tak ogromnej zniewagi i sam nie wiedząc co robić w końcu krzyknął:
- Brać tego skurwiela!
Trzech legionistów rzuciło się w kierunku sierżanta. Z pianą na ustach generał wyładowuje swój gniew na przeciwniku. Instynktownie sierżant unosi swoja broń, dzięki czemu w ostatnim momencie zdołał zablokować cios. Sierżant wymachuje bronią i uderza w jednego z legionistów, ten odskoczył w bok co uratowało go przed rozcięciem na pół. Miecz sierżanta uderzył w ziemię z taką siłą, że iskry omal nie podpaliły oberży. Wojownik wskoczył na stół, odpychając miecze legionistów. Przeskoczył na kolejny, po chwili ponownie. W pewnym momencie wyrwał się w powietrze zawisając na żelaznym żyrandolu, który po chwili oderwał się z sufitu i spadł na ziemię. Sierżant w ostatniej chwili uskakując rozciął z chirurgiczną precyzją gardło jednego żołnierza, drugiego zmiażdżywszy żyrandolem pozbawił życia. Trzeci zniknął gdzieś, najwidoczniej uciekł. August wyrzucił broń, podszedł do Nathaniela, chwycił go za kołnierz i pchnąwszy go do ściany uderzył pięścią w twarz. Ten padł na ziemię, po chwili chwycony za rękę poczuł stopę sierżanta na plecach.
- I co skurwielu? W pojedynkę też taki cwaniak jesteś? – po czym pociągnął rękę Nathaniela do góry, a swą stopę przycisnął mocniej. Krzyk generała rozciągnął się po całym mieście, kiedy jego ręka wyskoczyła ze stawu. Jako, że August nigdy nie poprzestawał na laurach, podniósł jego głowę do góry za włosy, i kilkakrotnie uderzył nim w podłogę. Po chwili do karczmy zaczęli schodzić się gapie. Sierżant nachylił się do ucha generała i rzekł cicho – słuchaj, kurwo. To był wypadek, wpadli bandyci, zabili straż, a po chwili odepchnęli cię na ławkę uszkadzając rękę. Ja uratowałem ci dupę. Powiemy, że byli przebrani za strażników, że to był zamach rebeliantów. Zrozumiano?
- Tak, twoja mać – wycedził przez zęby generał.
Kiedy do tawerny wpadło kilku rycerzy, podnieśli Alghorna na nogi. Po chwili przybiegło paru obywateli i dzieci.
- Co się stało? – pytali z zaciekawieniem.
Generał nie odzywał się dłuższą chwilę, rzucał wzrokiem z jednej strony na drugą, w końcu powiedział stanowczo:
- Pojmijcie Nerana. To on mnie pobił.
Obywatele wstrzymali oddech, po chwili gwara rozpoczęła się na dobre, zdziwionym minom, oburzonym wyrazom twarzy nie było końca. Sierżant w końcu nie wytrzymał. Rzucił się ponownie na Nathaniela, powstrzymywany przez rycerzy nie dał jednak rady. Uderzył jednego z nich łokciem, ten padł na stół, jednak po chwili rzucił się w kierunku jego torsu popychając go na ścianę. August jako, że nie słynął z łatwego poddawania się, chwycił wojownika za kark, podciął nogą i wywrócił na ziemię. W mgnieniu oka w kierunku sierżanta ruszyła reszta wojowników, ten jedynie zdążył pochwycić nóż z lady i rzucił w kierunku generała. Ten uchylił się, a nóż wpadł w jakąś kobietę.
- Morderca! – rozległy się krzyki.
Ludzie momentalnie ruszyli w kierunku sierżanta. Rycerze jednak sprawnie odpychali niewielki tłum, który w końcu ustąpił.
- Bronicie mordercy – krzyczeli – zamordował niewinną kobietę! Powiesić skurwysyna.
Nagle zamieszanie ustało. Po chwili przez dziurę po żyrandolu do pomieszczenia wpadła biała sylwetka człowieka ze srebrnym mieczem. Zakapturzony i zamaskowany mężczyzna wskoczył pomiędzy rycerzy i machnięciem miecza zabił jednego z nich. Podbiegł pod ścianę, trzymając miecz w pozycji poziomej odepchnął ciosy wojowników, w mgnieniu oka przykucnął i zgrabnym obrotem poszatkował resztę wrogów. Rzucił w kierunku sierżanta miecz. Generał również wyjął oręż. August Neran nie pochwycił miecza. Podszedł do generała, który w strachu nawet nie ruszył mieczem. Chwycił go za kołnierz i z całej siły uderzył czołem w nos. Tłum przerażony tajemniczego mężczyzny stał pod ścianą z wstrzymanymi oddechami. Generał padł na ziemię, krwawiąc z nosa zemdlał. Sierżant przetarł nozdrza, pociągnął nosem, podszedł do Nathaniela, pociągnął go za szyję do góry, uderzył otwartą dłonią w twarz, by go ocucić. Ten otworzywszy oczy już miał sięgać po miecz, kiedy ujrzał groźne spojrzenie sierżanta, który po chwili wycedził:
- Czy oczyszczasz mnie ze wszystkich zarzutów?
Generał milczał. Wiedział, że ma prawo oczyścić każdego z każdej winy. Neran puścił go, podniósł swój miecz i przystawił mu do gardła rzekłszy:
- Oczyszczasz mnie z mych win?
- Tak – usłyszał nieśmiałą odpowiedź.
Sierżant już miał obrócić się, by zaskoczyć bandytę, który wpadł do pomieszczenia i zaaresztować, kiedy spostrzegł, że ten najzwyczajniej zniknął. Mieszkańcy zaczęli wątpić. Sprawa Alghorna stała się jeszcze bardziej podejrzana…