Tymczasem, nad statkiem pojawił się cień. Nie należał do ptaka, lecz do smoka. No tak jakby. Prawie. Czarny dracon zrobił kilka kółek nad Betsy, po czym, gdy uznał, że dość już furory narobił, zniżył lot, by finalnie osiąść na ziemi. W powietrze uleciało trochę, ale nie dużo kurzu. Torstein złożył skrzydła i rozejrzał się, szukając znajomych twarzy. Zauważył już Melkiora, Szeklana, dla którego kiedyś wykonał zlecenie odnalezienia jego brata, oraz Egberta. Pomachał i wszedł na statek.
- Jakiż przyjemny dzień, aby zeżreć komuś serce, czyż nie?