- Oczywiście, że posiadam. Witaj nadobna anielico, widzę, że lata szkolenia i opieprzania się na stanowisku pierwszego oficera ÂŁowcy Burz opłaciły się i możesz teraz zaszpanować przed nami pięknymi skrzydłami... przydały by mi się takie. Chociaż ja niezbyt pewnie czułbym się na wysokości. - powitałem całkiem długim zdaniem przybyłą na miejsce spotkania Patty - Swoją drogą jesteś tu jak znalazł, bo idziemy wycinać w pień setki umrzyków, przez co paladyn o wysokim stopniu wtajemniczenia będzie jak najbardziej przydatny. Ale! Ale, żadnego rzucania czarów spopielających! Rozbijanie czaszek, dekapitacja czy zwyczajne ubijanie bez zbędnego niszczenia ciał i rozchlapywania krwi, bo tej trzeba nam bardzo dużo.- dodał i podchodząc do stajennego rzekł.
- Jakby kręcił się tu jeszcze jakiś znudzony to poślij go za nami. Niech jedzie prosto na Ekkerund, tam nas znajdzie. Będzie o nas zapewne głośno. - powiedział, bo w sumie miał rację. Niecodziennie widzi się bowiem ekpię składającą się z kapitana okrętu (bez okrętu) dowodzącego drużyną składającą się z człowieka, pół wampira, przerośniętej żaby, wędzonego dracona i anielicy. Tak trzeba było uznać, że to dziwna ekipa. Brakowało tylko... nie, nie będę nic mówił, bo jeszcze się spełni.