Kobiety. Kobiety i alkohol. Bardzo kłopotliwa mieszanka, to trzeba było odnotować. No i co tu teraz zrobić? Godność i duma legły w gruzach, niewielką rekompensatą tego był widok Pani Kapitan, jak zaczął ją już podświadomie nazywać (w innych okolicznościach wywołałoby to pewnie rumieńce i pełen zakłopotania uśmiech), stojącej nad nim na szeroko rozstawionych nogach. No tak, teraz wszystko powoli stawało się jasne. Chlał w umór u Tomiego, a ta przebiegła, acz słodka istota, prawdziwe błogosławieństwo niebios, w jakiś sposób, podstępem prawdopodobnie, zatrudniła go u siebie na statku. Nie miałby nic przeciwko temu, gdyby otrzymał posadę seks-niewolnika, ale jak już zdążył się połapać, w zakres jego obowiązków wchodziły zdecydowanie bardziej trywialne sprawy. Z ociąganiem (po to, żeby dokładnie przyjrzeć się niesamowitym udom Pani Kapitan) zebrał się na nogi i obrzucił roześmianą załogę morderczym spojrzeniem.
- Coś was bawi? - ton jego głosu mógłby kruszyć kamień. No, może taki nadgryziony trochę zębem czasu. Bez kompleksów ściągnął koszulę, odsłaniając umięśniony tors. Chwycił ją w dłonie i wycisnął z wody. Krople padały na pokład. Eric stał, jak gdyby nigdy nic, mierzył jedynie resztę załogi chłodnym, spokojnym spojrzeniem.