Funeris przysłuchiwał się wszystkim rozmowom i, podobnie jak Lucjan, ten nowo przybyły, miał coraz mniejszą ochotę na konwersację. Szybko dotarli do stajni, z której mogli pobrać wierzchowce. Dodatkowo Aragorn zalecił przy wyjściu z karczmy, by zaopatrzyć się również w wóz. Jest tutaj szefem, więc wie co mówi. Zajął się tym Lucjan.
Przepchnęli się z trudem do wyjścia z miasta, gdzie stała wcale nie tak niechlujna stajnia, jak by się Poeta spodziewał. Wjechał do miasta z innej strony, razem z jakimś transportem żywności, więc nie widział jej wcześniej. W środku mieściło się kilka klaczy, które były już dla nich przygotowane. Funeris podszedł do tej, która przypominała mu najbardziej swoją poczciwinę, z którą nie rozstawał się przed przekroczeniem portalu do Valfden.
- Na jakie imię reaguje? - spytał się krasnoluda, który podawał mu lejce. Kasztanowa, o smukłej budowie, na pewno nie potężna, bojowa. Długi, dostojny ogon majdał się przy zadzie zwierzęcia. Włożył nogę w strzemię zanim krasnolud zdążył mu odpowiedzieć, do czego i tak się nie kwapił. Taka pogoda widocznie, nikomu nie chce się gadać.
Tekla, czy jakoś tak. Głupie zwierzę, to i głupie imię. Jedźta już! - Tak, zdecydowanie ten krasnolud nie należał do rozmownych. I chyba nie lubił ludzi.
//Gorn, on nie powiedział, że masz wyciągnięty. Powiedział, żebyś nigdy nie stał za nim z ostrzem.