Hmm... Lepiej się nie wychylać, jak się na mnie rzucą będzie nie miło. Ale znów nie mogę zostawić tego orka na pastwę.... Zacząłem się rozglądać. Byłem w lesie, miałem pełno krzaków. Zbliżyłem się na dobrą odległość, ale na taką by mnie nie zauważono. Schowałem konia wśród drzew. Niczym szczelec wyborowy skoczyłem w krzaki, i położyłem się. Zdjąłem kuszę, i wyciągnąłem bełt. Założyłem go na cięciwę, po czym zacząłem naciągać. Gdy kusza była gotowa, odchyliłem lekko krzaczki, i wymierzyłem w jednego z nich. Musiałem teraz dobrze wymierzyć, lecz coś mnie blokowało. Równie dobrze mogłem go zostawić, i ruszyć dalej. Jeśli natomiast strzele, wplącze się w walkę. A co, jeśli po walce, ork mnie zaatakuje? A chuj, raz się żyje... - w teorii, bo jeśli ma się znajomości, można przywrócić kogoś do żywych... Wymierzyłem. ÂŚwiat w okół się rozmazał, na widoku był tylko celownik i cel. Fru! Bełt wyleciał w powietrze, i pchany siłą doleciał na cel. Jeden z bandytów padł na ziemie, z bełtem wystającym w szyi.
9/10 Bandyta.