Eve podróż się nie dłużyła wcale. W tak dobrym towarzystwie było to wręcz niemożliwe, by zasnąć z nudów. Poza tym trzy długowieczne istoty spotkały się po wielu latach rozłąki - musieli trochę poplotkować, wypytać o wszystko. Antarii wolała słuchać, gdy jej towarzysze opowiadali, niż sama miała mówić. O ile Funeris zajmował się pogonią za Nurielem, a Dragosani poważnymi królewskimi obowiązkami, to Evening nie miała wiele do opowiadania, gdyż zwyczajnie zasiedziała się wygodnie w swym dworku i nie wyściubiała z niego nosa. Akurat w tamtej chwili nie widziała sensu w opuszczaniu swej pięknej posiadłości, o którą wciąż dbali niewolnicy. Gdyby nie oni, niegdyś tak skrupulatnie pielęgnowany przez anielicę ogród, zarósłby i byłoby w nim pełno chwastów. Sam dom zaś marniałby w oczach z dnia na dzień.
-Owszem, Utamin należy teraz do mnie, tak samo jak Kadev. Właściwie nigdy tam nie byłam w odwiedzinach. Finansami zaś zajmuje się moja służka i nawet nie wiem ile zysku przynoszą te ziemie- odparła Funerisowi na pytanie. -Drago, a za co ja do stałam te ziemie? Po wojnie jakoś?- usilnie szukała w swej pamięci momentu nadania tytułu szlacheckiego, ale jakoś nie mogła dociec jak, gdzie i kiedy. -Ano, masz rację. Co w rodzinie to nie zginie, chociaż nie przesadzałabym z tą rodziną za bardzo-uśmiechnęła się szeroko. -Chyba że taka "bractwowa rodzina", to wtedy tak- dodała.
Niedługo później, już na statku, Evening zajęła sobie wygodne miejsce na pokładzie. Pływanie sprawiało jej przyjemność, choć aż dwa rejsy z jej udziałem skończyły się nieco tragicznie. Szum fal zawsze ją uspokajał, a sztorm budził podziw i zachwyt dla nieskończonej potęgi matki natury. Ta pokora wobec sił przyrody i umiejętność cieszenia się ich obecnością, wynikały zapewne z tego, że anielica dorastała nad brzegiem morza i przez całe krótkie życie na kontynencie, było ono częścią jej życia. Od prądów morskich zależał udany połów jej ojca, więc bywało i tak, że przybywał z pustymi sieciami. To nauczyło ją szacunku do humorów bogów władających bezkresnymi wodami. Trzeba przyznać, że bywali też szczodrzy.
-Wiesz, tak mi się wszystko zatarło w pamięci, tak wiele wydarzeń z mego życia...- zwierzyła się nagle aniołowi, gdy Drago załatwiał "sprawy". -Ta wojna była dla mnie dziwna, byłam potrzebna, a czułam, że i tak nie dałam z siebie wszystkiego. Unikałam walk. Jedynie jakieś szczątki poczucia obowiązku kierowały mną i walczyłam. Bractwem dowodziłam właściwie tak, że pełniłam funkcję praktycznie jedynie... hm... "reprezentatywną". W końcu i tym straciłam zainteresowanie. Nie wiem dlaczego tak się ze mną działo. Nie widziałam sensu w tym wszystkim i chciałam uciec od wszelkich spraw... - Eve właściwie nie wiedziała dlaczego to wszystko mu mówi akurat teraz. Może potrzebowała jakiegoś poważnego słuchacza...