Yoda strzepnął łbem, gdy Funeris podszedł do niego. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do myśli, że coś się zmieniło w jego właścicielu. Nie tyle zewnętrznie, bo zapewne koń nawet nie dostrzegł przekrwionej białkówki lewego oka, ale wewnętrznie - wierzchowiec wiedział, że oto stoi przed nim jego dawny pan, ale czuł, że obok niego stoi ktoś jeszcze. Ktoś tak zupełnie inny i identyczny zarazem, że aż wszystkie zwierzęta wokół nie wiedziały jak zareagować. Jedne były niespokojne, drugie dziwnie apatyczne. Jakby czytały bardziej jedną bądź drugą stronę jego... nowej duszy. Uczucie dziwne, które samemu Funerisowi doskwierało bardziej niż komukolwiek innemu.
Po niedługiej chwili byli już na trakcie. Funeris z Lucasem i Evening z przodu, jadąc strzemię w strzemię, a za nimi w dwóch dwójkach rycerze Derek i Goler oraz paladyni Plamer i Monte, tworzący ariergardę. Pogoda była wcale przyjemna, nie wiało. Przed nimi długie kilometry podróży.